Reklama

Niedziela Częstochowska

Klasztor za uśmiechniętą furtą

Ludzie w Wieluniu mówią: tam jest cisza i spokój, idź do sióstr, one poradzą – głos m. Elżbiety Cieszyńskiej jest przekonujący.

Niedziela częstochowska 26/2022, str. VI

[ TEMATY ]

Wieluń

siostry bernardynki

Karol Porwich/Niedziela

Siostra Teresa i matka Elżbieta Cieszyńska z ulubieńcem

Siostra Teresa i matka Elżbieta Cieszyńska z ulubieńcem

Bądź na bieżąco!

Zapisz się do newslettera

Zapukaliśmy do klasztornej furty sióstr bernardynek w Wieluniu. W okienku ujrzeliśmy rozsłonecznioną twarz s. Beaty, która zaprowadziła nas do rozmównicy. Będąc do naszej dyspozycji, spełniała jednocześnie „furtiańskie” obowiązki. – Fundament pod moje życie położył ojciec. W domu wisiał duży obraz św. Teresy od Dzieciątka Jezus. Patrząc na niego, mówiłam tacie, że gdy dorosnę, to będę taka jak ta pani z obrazu. Ojciec mi bardzo dużo opowiadał o św. Teresce. Później czytając o niej, pomyślałam, że może będę siostrą zakonną. Chciałam być karmelitanką, a zostałam wieluńską bernardynką. Od 52 lat pełnię w klasztorze obowiązki zakrystianki i furtianki. Na początku pobytu pomagałam s. Klarze, która mnie wprowadzała w obowiązki i bardzo dużo nauczyła. Kiedyś przyniosłam jako postulantka kwiaty z ogrodu. Powąchałam je i postawiłam w kościele. A siostra Klara powiedziała: Zosiu (nie miałam jeszcze wtedy imienia zakonnego), pierwszy zapach jest dla Pana Jezusa. Wtedy uświadomiłam sobie, na czym polega poczucie sacrum. Do tej pory pielęgnuję pamięć o s. Klarze – zwierza się s. Beata.

Świat za klauzurą

Siostry bernardynki są zakonem kontemplacyjnym. Oddzielone od świata klauzurą, starają się żyć w skupieniu ducha. Co prawda mają telewizor, ale korzystają z niego tylko za pozwoleniem matki przełożonej przy szczególnych okazjach. – Nie oglądam, nie mam czasu. Radia też nie słucham, ale nie żyję w ciszy – mówi z werwą s. Beata i dodaje: – Tutaj przychodzi codziennie po jedzenie ok. 80 głośnych osób – śmieje się i nagle przerywa rozmowę, bo do furty dobija się Hindus. – Nie zna języka polskiego, ale chrześcijanin. Podziwiamy go, jak w kościółku się modli. Każdy, kto przyjdzie do furty, nigdy nie odejdzie głodny – tłumaczy i pędzi do furty. Korzystamy z jej nieobecności i rozmawiamy z s. Teresą, która ukończyła studia teologiczne i pracuje z młodszymi siostrami, pełniąc funkcję mistrzyni. – Moim zadaniem jest towarzyszyć dziewczynom, które rozpoczynają życie w zakonie. Każda z nich jest dla nas darem i zadaniem – opowiada o swojej roli we wspólnocie.

Pomóż w rozwoju naszego portalu

Wspieram

Reklama

Modlitwa

– Formalnie modlimy się kilka godzin dziennie, ale trudno policzyć czas przeznaczony tylko na modlitwę, bo ona trwa również podczas pracy – podkreśla s. Teresa. – Próśb o modlitwę jest znacznie więcej niż dawniej, bo łatwiej do nas dotrzeć dzięki internetowi i telefonom – dopowiada s. Beata. – W naszym kościele mamy całodzienną adorację. Zmieniamy się co pół godziny i towarzyszymy Panu Jezusowi. Codzienna Msza św., Komunia św. i adoracja stanowią centrum naszego życia, stąd czerpiemy siły, by sprostać naszemu powołaniu – zaznacza s. Teresa. Po jakimś czasie dołącza do rozmowy matka przełożona Elżbieta Cieszyńska. – Każde pokolenie sióstr bernardynek od 400 lat mierzy się z rzeczywistością danego czasu. Od czterech wieków trwamy w pierwotnym charyzmacie modlitwy i pokuty; nieustannie czynimy zadość za grzechy świata i ludzi. Modlimy się za grzeszników, wynagradzamy Bogu zniewagi. – Naszym zadaniem jest bycie matkami dla innych. Ofiarujemy im duchowe macierzyństwo; dajemy to, co zdobywamy na modlitwie. Ja po takiej rozmowie idę do Pana Jezusa i polecam Mu tego człowieka – podkreśla s. Teresa. – W duchu św. Franciszka nie osądzamy nikogo, kto zapuka do furty. Nasza furta jest oblężona, bo ludzie odczuwają nasze otwarcie, pomimo zamknięcia. A my przyjmujemy ludzi takimi, jakimi są, z całą szczerością naszych serc, a potem zabieramy w naszą codzienność – słowa przełożonej wybrzmiewają znacząco w murach rozmównicy.

Matka Elżbieta Cieszyńska wcześnie odczytała swoje powołanie, które wzrastało już pod sercem jej matki. – Wychowywałam się przy parafii ojców oblatów. Kiedy wracali z misyjnych podróży, dzielili się wspomnieniami z pracy w dalekich krajach. Myślałam, że ja też tak chcę pomagać. Ale zdałam sobie sprawę, że jak pojadę np. do Kamerunu, to pomogę tylko nielicznym. I odkryłam, że z pomocą do wszystkich dotrę przez modlitwę i ofiarę z życia – tłumaczy.

Reklama

W ogrodzie

Po dłuższej rozmowie siostry zapraszają nas do ogrodu, którego teren patrolują Reksio, Azor i Maks. Każdy ma swoją budę. – Psy są z nami ze względów bezpieczeństwa. Kilka lat temu było włamanie do klasztoru, a pies zawsze narobi trochę hałasu – s. Teresa rzuca piłeczkę pieskom i dodaje: – Mamy też 48 kur. Nie wiem, czy do momentu wydrukowania artykułu ta liczba będzie się zgadzała. Z wiadomych względów – śmieje się.

Klasztor był kiedyś na obrzeżach Wielunia. Teraz tkwi w środku miasta, dookoła bloki, a z okien widać wszystko, co się dzieje na podwórku. Mieszkańcy zdają się mieć darmowe reality show; nic nie da się ukryć. – Tak, ale siostry nie mają nic do ukrycia. Nasi sąsiedzi dają o nas dobre świadectwo. Podpatrują, jak pracujemy w ogrodzie. Czasami przychodzą ze szczególną prośbą, np. proszą o świeżego buraczka wyhodowanego na naturalnym nawozie dla chorego dziecka z anemią – opowiada m. Cieszyńska.

W ogrodzie bernardynki uprawiają ok. 800 krzaków pomidorów, ponadto: ogórki, marchewkę, seler, pietruszkę, sałatę; hodują kwiaty potrzebne również do dekoracji kościoła. Część sprzedają.

Ludzka życzliwość

– Ale my tak naprawdę żyjemy z tego, co nam dobrzy ludzie dadzą. Miałyśmy budynek gospodarczy – spichlerz, który niszczał. Postanowiłyśmy go wyremontować dla nowicjatu, bo siostry z nowicjatu do tej pory mieszkały w trudnych warunkach. Nie miałyśmy na to pieniędzy. Ale ludzie pomogli. Budynek udało się wyremontować przed pandemią. Lato też nam sprzyjało, bo było ciepłe i świeżo tynkowane mury nie nasiąkały wodą. Święty Józef nami rządzi. My wszystko powierzamy św. Józefowi; niech się martwi. Mamy dobrą komitywę z ludźmi i z niebem. Święty Józef jest u nas gospodarzem – raduje się s. Beata. – Ludzie o nas pamiętają. Przynoszą dary serca. Często są to osoby z okolic Wielunia, które kultywują starą tradycję pomagania siostrom – moja babcia pomagała to i ja to robię, i moje dzieci też o tym nie zapomną – tłumaczy s. Teresa.

Reklama

Paradoksy bernardynek

Siostry nie mogą wyjeżdżać do rodziny, na rodzinne uroczystości. Takie obowiązują zasady. – Czasami będąc daleko, można być bliżej, niż gdyby się było na miejscu. Moja rodzina tego doświadcza. Niby nie jestem z nimi, ale mama mówi, że teraz jestem bardziej z nimi, niż kiedy byłam w domu faktycznie – opowiada s. Teresa.

– W klasztorze dożywamy swych dni. Wszystkie różnimy się charakterami, zdolnościami, poglądami, ale mamy wspólny cel – pragniemy być świętymi i jak najwięcej osób doprowadzić do zbawienia – zakonnym credo podsumowuje rozmowę m. Elżbieta Cieszyńska.

2022-06-21 13:48

Ocena: +1 0

Reklama

Wybrane dla Ciebie

Ogień żywioł udomowiony

[ TEMATY ]

Wieluń

Zofia Białas

Kolejny wakacyjny czwartek w Muzeum Ziemi Wieluńskiej i kolejne wyzwania dla dzieci. W czwartek 1 sierpnia przybyły na zajęcia poświęcone ogniowi. Ogień w greckiej filozofii występował obok wody, powietrza i ziemi, był czwartym żywiołem wszechświata. Ten czwarty żywioł został przez człowieka oswojony, udomowiony.

Człowiek, mówił prowadzący zajęcia archeolog Waldemar Golec, był i jest jedyną żywą istotą na Ziemi, która nauczyła się rozniecać i użytkować ogień. Ogień w oczach ludzi, dodał, zawsze miał specjalne znaczenie. Był czymś niezbędnym i zarazem tajemniczym. Dlatego dla wielu stał się boskim albo świętym, szczególnie dla ludów uprawiających kult słońca. Dla nich był jego ziemskim przedstawicielem. Przypomniał też mit o Prometeuszu, który nauczył ludzi użytkować ogień.

CZYTAJ DALEJ

Święty oracz

Niedziela przemyska 20/2012

W miesiącu maju częściej niż w innych miesiącach zwracamy uwagę „na łąki umajone” i całe piękno przyrody. Gromadzimy się także przy przydrożnych kapliczkach, aby czcić Maryję i śpiewać majówki. W tym pięknym miesiącu wspominamy również bardzo ważną postać w historii Kościoła, jaką niewątpliwie jest św. Izydor zwany Oraczem, patron rolników.
Ten Hiszpan z dwunastego stulecia (zmarł 15 maja w 1130 r.) dał przykład świętości życia już od najmłodszych lat. Wychowywany został w pobożnej atmosferze swojego rodzinnego domu, w którym panowało ubóstwo. Jako spadek po swoich rodzicach otrzymać miał jedynie pług. Zapamiętał również słowa, które powtarzano w domu: „Módl się i pracuj, a dopomoże ci Bóg”. Przekazy o życiu Świętego wspominają, iż dom rodzinny świętego Oracza padł ofiarą najazdu Maurów i Izydor zmuszony był przenieść się na wieś. Tu, aby zarobić na chleb, pracował u sąsiada. Ktoś „życzliwy” doniósł, że nie wypełnia on należycie swoich obowiązków, oddając się za to „nadmiernym” modlitwom i „próżnej” medytacji. Jakież było zdumienie chlebodawcy Izydora, gdy ujrzał go pogrążonego w modlitwie, podczas gdy pracę wykonywały za niego tajemnicze postaci - mówiono, iż były to anioły. Po zakończonej modlitwie Izydor pracowicie orał i w tajemniczy sposób zawsze wykonywał zaplanowane na dzień prace polowe. Pobożna postawa świętego rolnika i jego gorliwa praca powodowały zawiść u innych pracowników. Jednak z czasem, będąc świadkami jego świętego życia, zmienili nastawienie i obdarzyli go szacunkiem. Ta postawa świętości wzbudziła również u Juana Vargasa (gospodarza, u którego Izydor pracował) podziw. Przyszły święty ożenił się ze świątobliwą Marią Torribą, która po śmierci (ok. 1175 r.) cieszyła się wielkim kultem u Hiszpanów. Po śmierci męża Maria oddawała się praktykom ascetycznym jako pustelnica; miała wielkie nabożeństwo do Najświętszej Marii Panny. W 1615 r. jej doczesne szczątki przeniesiono do Torrelaguna. Św. Izydor po swojej śmierci ukazać się miał hiszpańskiemu władcy Alfonsowi Kastylijskiemu, który dzięki jego pomocy zwyciężył Maurów w 1212 r. pod Las Navas de Tolosa. Kiedy król, wracając z wojennej wyprawy, zapragnął oddać cześć relikwiom Świętego, otworzono przed nim sarkofag Izydora, a król zdumiony oznajmił, że właśnie tego ubogiego rolnika widział, jak wskazuje jego wojskom drogę...
Izydor znany był z wielu różnych cudów, których dokonywać miał mocą swojej modlitwy. Po śmierci Izydora, po upływie czterdziestu lat, kiedy otwarto jego grób, okazało się, że jego zwłoki są w stanie nienaruszonym. Przeniesiono je wówczas do madryckiego kościoła. W siedemnastym stuleciu jezuici wybudowali w Madrycie barokową bazylikę pod jego wezwaniem, mieszczącą jego relikwie. Wśród licznych legend pojawiają się przekazy mówiące o uratowaniu barana porwanego przez wilka, oraz o powstrzymaniu suszy. Izydor miał niezwykły dar godzenia zwaśnionych sąsiadów; z ubogimi dzielił się nawet najskromniejszym posiłkiem. Dzięki modlitwom Izydora i jego żony uratował się ich syn, który nieszczęśliwie wpadł do studni, a którego nadzwyczajny strumień wody wyrzucił ponownie na powierzchnię. Piękna i nostalgiczna legenda, mówiąca o tragedii Vargasa, któremu umarła córeczka, wspomina, iż dzięki modlitwie wzruszonego tragedią Izydora, dziewczyna odzyskała życie, a świadkami tego niezwykłego wydarzenia było wielu ludzi. Za sprawą św. Izydora zdrowie odzyskać miał król hiszpański Filip III, który w dowód wdzięczności ufundował nowy relikwiarz na szczątki Świętego.
W Polsce kult św. Izydora rozprzestrzenił się na dobre w siedemnastym stuleciu. Szerzyli go głównie jezuici, mający przecież hiszpańskie korzenie. Izydor został obrany patronem rolników. W Polsce powstawały również liczne bractwa - konfraternie, którym patronował, np. w Kłobucku - obdarzone w siedemnastym stuleciu przez papieża Urbana VIII szeregiem odpustów. To właśnie dzięki jezuitom do Łańcuta dotarł kult Izydora, czego materialnym śladem jest dzisiaj piękny, zabytkowy witraż z dziewiętnastego stulecia z Wiednia, przedstawiający modlącego się podczas prac polowych Izydora. Do łańcuckiego kościoła farnego przychodzili więc przed wojną rolnicy z okolicznych miejscowości (które nie miały wówczas swoich kościołów parafialnych), modląc się do św. Izydora o pomyślność podczas prac polowych i o obfite plony. Ciekawą figurę św. Izydora wspierającego się na łopacie znajdziemy w Bazylice Kolegiackiej w Przeworsku w jednym z bocznych ołtarzy (narzędzia rolnicze to najczęstsze atrybuty św. Izydora, przedstawianego również podczas modlitwy do krucyfiksu i z orzącymi aniołami). W 1848 r. w Wielkopolsce o wolność z pruskim zaborcą walczyli chłopi, niosąc jego podobiznę na sztandarach. W 1622 r. papież Grzegorz XV wyniósł go na ołtarze jako świętego.

CZYTAJ DALEJ

Jasna Góra: dziękczynienie za dar przyjęcia I Komunii Świętej

2024-05-15 17:34

[ TEMATY ]

Jasna Góra

Pierwsza Komunia św.

Karol Porwich/Niedziela

Przyjeżdżają, aby podziękować za dar przyjęcia I Komunii Świętej. To czas dziękczynienia dzieci, ale i rodziców, katechetów, duszpasterzy - docierają na Jasną Górę ze wszystkich stron Polski.

- Tworzymy piękną rodzinę, bo jesteśmy tu wspólnie z dziećmi, ich rodzicami, opiekunami, nauczycielami - zauważył proboszcz parafii św. Jana Chrzciciela z Chełma z diec. tarnowskiej ks. Jerzy Bulsa.

CZYTAJ DALEJ
Przejdź teraz
REKLAMA: Artykuł wyświetli się za 15 sekund

Reklama

Najczęściej czytane

W związku z tym, iż od dnia 25 maja 2018 roku obowiązuje Rozporządzenie Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z dnia 27 kwietnia 2016r. w sprawie ochrony osób fizycznych w związku z przetwarzaniem danych osobowych i w sprawie swobodnego przepływu takich danych oraz uchylenia Dyrektywy 95/46/WE (ogólne rozporządzenie o ochronie danych) uprzejmie Państwa informujemy, iż nasza organizacja, mając szczególnie na względzie bezpieczeństwo danych osobowych, które przetwarza, wdrożyła System Zarządzania Bezpieczeństwem Informacji w rozumieniu odpowiednich polityk ochrony danych (zgodnie z art. 24 ust. 2 przedmiotowego rozporządzenia ogólnego). W celu dochowania należytej staranności w kontekście ochrony danych osobowych, Zarząd Instytutu NIEDZIELA wyznaczył w organizacji Inspektora Ochrony Danych.
Więcej o polityce prywatności czytaj TUTAJ.

Akceptuję