Każdy, kto obserwuje życie publiczne w naszym kraju, zauważył, że od kilku lat na sympozjach naukowych czy konferencjach prasowych jednym z najczęściej poruszanych tematów jest polityka prorodzinna. Na skalę problemu zapaści demograficznej zwracali uwagę m.in. polscy biskupi oraz środowiska naukowe. Postulaty prowadzenia skuteczniejszej polityki sprzyjającej rodzinie formułowali również liderzy partii opozycyjnych. A premier i prezydent RP mówili nawet o nowych inicjatywach w tym zakresie.
Mimo wielu deklaracji ze strony decydentów ciągle nie ma rozwiązań, które – zdaniem specjalistów – mogłyby odwrócić negatywne trendy. Wydaje się jednak, że właśnie dobiega końca czas zwodzenia i sprytnego grania emocjami przez polityków. Prawdziwość ich intencji w zakresie polityki prorodzinnej postanowili sprawdzić przedstawiciele organizacji pozarządowych, którzy sami przygotowali propozycję zmian w polskim ustawodawstwie.
Pomóż w rozwoju naszego portalu
Prawo dyskryminuje rodzinę
Założenia projektu obywatelskiej ustawy zostały po raz pierwszy zaprezentowane na Kongresie Polskich Rodzin, który odbył się pod koniec kwietnia br. na Uniwersytecie Kardynała Stefana Wyszyńskiego w Warszawie. Zaproponowane przez środowiska prorodzinne i broniące życia rozwiązania mają charakter zmian fundamentalnych. Dlaczego potrzebna jest aż tak głęboka korekta systemu?
Reklama
– To, co dzisiaj niektórzy politycy próbują nazywać polityką prorodzinną, jest zbiorem chaotycznych i przypadkowych instrumentów, uchwalanych z powodu bieżących potrzeb propagandowych – mówił na kongresie Ireneusz Jabłoński, jeden z głównych twórców projektu obywatelskiego. A odpowiadający za stronę formalnoprawną inicjatywy mec. Ludwik Skurzak dodał: – Proszę zauważyć, że ustawa o świadczeniach rodzinnych nie definiuje żadnych świadczeń. Ustawa ta powinna nazywać się utrzymywaniem urzędników pod pozorem wypłacania kilkudziesięciu złotych na dziecko. Z kolei prawo do zasiłku macierzyńskiego powinno nazywać się świadczeniem dla dobrze zarabiających rodziców, bo to oni najwięcej na tym korzystają.
W ocenie strony społecznej fakt, że Polska ma jeden z najniższych wskaźników dzietności na świecie, nie jest ani przypadkiem, ani też skutkiem zmian kulturowych. Choć te ostatnie niewątpliwie mają swój wpływ na opóźnianie decyzji o posiadaniu potomstwa, to jednak nie są decydujące. – Polacy chcą mieć dzieci. Potwierdzają to badania sondażowe oraz fakt, że w Wielkiej Brytanii wśród naszych rodaków rodzi się 2,5 razy więcej dzieci niż nad Wisłą. Tak więc Polacy nie mają potomstwa tylko dlatego, że rodzina w III RP jest dyskryminowana – mówili organizatorzy kongresu.
Jednym z przykładów takiej dyskryminacji jest podniesienie podatku VAT na artykuły dziecięce do 23 proc., przy – uwaga! – jednoczesnym zachowaniu niemal trzykrotnie niższej stawki na prezerwatywy.
Jak w Danii i Kanadzie
– Wszyscy wiedzą, że bez silnych rodzin, mających potomstwo, nie wyjdziemy z kryzysu. Nie mamy też szans na rozwój i wypłacenie godziwych emerytur osobom starszym. A mimo to przez ostatnie pół roku politycy koncentrowali się na udowadnianiu, że związek jednopłciowy jest małżeństwem – powiedział „Niedzieli” Jacek Sapa, prezes Centrum Wspierania Inicjatyw dla Życia i Rodziny. – Dlatego w naszym projekcie podmiotem polityki prorodzinnej jest rodzina oparta na trwałym związku kobiety i mężczyzny – podkreślił.
Reklama
Projekt, pod którym w trakcie Marszów dla Życia i Rodziny zaczną być zbieranie podpisy, zakłada, że pierwszym świadczeniem będzie bon wychowawczy. Jego wysokość ustalono na poziomie obecnej płacy minimalnej, czyli 1600 zł brutto. Bon ten miałby być wypłacany przez pierwsze 24 miesiące od urodzenia dziecka. A skorzystać z niego mógłby ten z rodziców, który zrezygnuje z pracy zawodowej i poświęci się opiece nad dzieckiem.
Według autorów projektu, ustawa o bonach wychowawczych to tylko początek zmian w prawie. Następnymi krokami reformy w polityce prorodzinnej powinno być wprowadzenie kolejnych bonów: przedszkolnego (na dofinansowanie usług opiekuńczych w wieku przedszkolnym), oświatowego (na dofinansowanie edukacji w szkole podstawowej, gimnazjum i średniej) oraz bonu edukacyjnego na studia.
– Proponowany system spowoduje wyrównanie szans dzieci. Bo dzisiaj na poziomie szkoły średniej i studiów mamy nierównowagę i niesprawiedliwość. Dzieci z rodzin niezamożnych i z mniejszych miast często muszą płacić za dostęp do szkół wyższych. Natomiast dzieci z zamożnych środowisk wielkomiejskich uczęszczają do szkół państwowych, finansowanych także z podatków rodziców z Polski powiatowej – argumentował Jabłoński.
Ostatnim elementem reformy w polityce prorodzinnej miałby być bon opiekuńczy. Prawo do jego otrzymania mieliby rodzice rezygnujący z pracy zawodowej na rzecz opieki nad niepełnosprawnym dzieckiem, a także dziecko, które zobowiązałoby się opiekować niepełnosprawnym rodzicem.
Reklama
– Nasza propozycja sprowadza się więc do tego, aby z pieniędzy publicznych nie finansować instytucji i urzędników, ale rodziny i ich potrzeby – mówił Jabłoński. W jego ocenie dzięki wprowadzeniu takich rozwiązań zmniejszą się koszty funkcjonowania usług opiekuńczych i wychowawczych w poszczególnych placówkach systemu oświaty. Jako przykład podał warszawskie przedszkola, gdzie koszt pobytu jednego dziecka sięga nawet 3 tys. zł.
– Inną zaletą naszego projektu jest to, że proponowany przez nas system świadczenia na rzecz rodziny ma być bardziej powszechny. Propozycja ustawowa zakłada bowiem przyznanie bonu wychowawczego bez względu na to, czy osoba go otrzymująca wcześniej pracowała, czy nie, i jaki miała rodzaj umowy o pracę – powiedział „Niedzieli” mec. Skurzak i podkreślił, że podobne rozwiązania oparte na systemie bonów są stosowane m.in. w Danii i Kanadzie.
Gorąca jesień w Sejmie?
Podczas Marszów dla Życia i Rodziny twórcy ustawy obywatelskiej muszą zebrać tysiąc podpisów. To pozwoli im zarejestrować Komitet Inicjatywy Ustawodawczej. Potem będą mieli 3 miesiące na zebranie minimum 100 tys. podpisów. Jeśli to się uda, wówczas projekt ustawy zostanie zaprezentowany w Sejmie.
– Mam nadzieję, że wymagane podpisy zbierzemy na tyle szybko, aby wczesną jesienią, jeszcze przed pracami nad przyszłorocznym budżetem, zaprezentować nasz projekt posłom – mówi „Niedzieli” Jacek Sapa i dodaje: – Nasza propozycja dotyczy żywotnych interesów Polski, politycy nie mogą przejść obok nich obojętnie. Mamy więc nadzieję, że projekt ten stanie się prawem obowiązującym. A jeśli nie, to przynajmniej ważnym bodźcem do koniecznych zmian.
Dzięki inicjatywie obywatelskiej już jesienią przekonamy się, czy rządzące elity dojrzały do zmiany. Czas ku temu najwyższy, bo według ostatnich badań, Polska pod względem dzietności zajmuje 209. miejsce na 222 sklasyfikowane kraje. Za nami w większości są państwa, w których trwają konflikty zbrojne. My zjechaliśmy na dno w czasie pokoju. Oto cena dotychczasowych zaniechań.