Od zawsze starałem się być na tej szczególnej Mszy św. I tak też było tego roku. W połowie Eucharystii postanowiłem udać się na dach tzw. Braccio Carlo Magno, monumentalnego korytarza, który łączy lewą kolumnadę placu z fasadą bazyliki – jest to miejsce zarezerwowane dla dziennikarzy, fotografów i kamerzystów akredytowanych przy watykańskim Biurze Prasowym, z którego roztacza się wspaniały widok na plac św. Piotra i fasadę bazylik. Musiałem wyjść z placu i wejść do Watykanu przez boczną bramę zarezerwowaną dla pracowników watykańskich, bramę Perugino. Cała strefa była kontrolowana przez policję i przepuszczono mnie tylko dlatego, że miałem legitymację watykańską. Teren kontrolowano też z helikoptera, który krążył po okolicy. W Watykanie, przed Domem św. Marty było pusto – stali tylko żandarmi watykańscy, którzy poinformowali mnie, że Franciszek przyjmuje wiceprezydenta Stanów Zjednoczonych, Jamesa Davida Vance’a. Jak się później dowiedziałem, było kilkuminutowe spotkanie na wymianę życzeń z okazji Świąt Wielkanocnych.
Pomóż w rozwoju naszego portalu
Reklama
Wszedłem na dach korytarza na koniec Mszy św., którą odprawiał kard. Angelo Comastri, emerytowany archiprezbiter bazyliki watykańskiej i wikariusz Państwa Watykańskiego. On też wygłosił homilię przygotowaną przez Franciszka na tę okazję.
Loża bazyliki watykańskiej była ozdobiona i zakryta czerwoną kotarą, a z balkonu zwisał dywan z papieskim herbem – wskazywało to, że Franciszek pojawi się w łoży Błogosławieństw. I tak się też stało. Po zakończeniu Mszy św. Papież pojawił się na balkonie wśród wiwatów zgromadzonych na placu wiernych. Złożył im życzenia wielkanocne po czym poprosił swojego mistrz ceremonii, abpa Diego Giovanniego Ravellego o odczytanie jego przesłania. Na zakończenie Ojciec Święty udzielił zgromadzonym pasterskiego błogosławieństwa.
Włodzimierz Rędzioch

Gdy Franciszek opuścił lożę wydawało się, że to już koniec uroczystości. Ale gdy już zszedłem z dachu korytarza na plac św. Piotra zauważyłem, że wzdłuż barierek zaczęli ustawiać się watykańscy żandarmi i gwardie szwajcarskie – był to znak, że Papież będzie jeździł po placu, wśród wiernych. I tak się też stało. Po chwile pod bramą dzwonów pojawił się biały, papieski jeep, na którym Franciszek zaczął objeżdżać plac. Nie dość na tym – w pewnym momencie samochód opuścił plac i wjechał w aleję della Conciliazione udając się w stronę Zamku Anioła. Papieżowi wyraźnie zależało na tym, by spotkać jak najwięcej wiernych. Nie widziałem jeepa, ale na telebimach pokazywano Franciszka, który czasami zatrzymywał się, by pobłogosławić małe dzieci, które podawali mu żandarmi. Następnie jeep zawrócił i zaczął jechać w kierunku bramy Dzwonów. Samochód przejechał tuż obok mnie - udało mi się zrobić jeszcze kilka zdjęć, po chwili zniknął za bramą.
Gdy nazajutrz dotarła do mnie wiadomość o śmierci Papieża przypomniałem sobie słowa wypowiedziane przez niego z Loży Błogosławieństw 13 marca 2013 r., tuż po wyborze: „A teraz wyruszamy w drogę: Biskup i lud”. Zdałem sobie wtedy sprawę, że spotkanie Franciszka z wiernymi w niedzielę wielkanocną, to jego „zanurzenie się” w „morzu” ludzi było ostatnim odcinkiem ziemskiej drogi „Biskupa Franciszka i jego ludu”.