KATARZYNA WOYNAROWSKA: Czy polska rodzina jest w kryzysie?
PROF. WOJCIECH ŚWIĄTKIEWICZ: Jest, jest... To oczywiste.
Bezrobocie, emigracja, mało dzieci, dużo rozwodów... Można długo wyliczać. Chyba nigdy dotąd nie było tak źle...
Pomóż w rozwoju naszego portalu
Tylko co rozumiemy przez stan kryzysu? Kryzys jest zjawiskiem stałym i permanentnym. Jakby wczytać się w literaturę i wsłuchać w doświadczenia pokoleń, to opinie o tym, że jest kryzys, mamy od zawsze. Nawet teksty kościelne pełne są takich opinii. Kryzys jest jednym z aspektów życia społecznego, czyli także rodziny, bo ona jest cząstką tego życia. Jak społeczeństwo doświadcza kryzysu, bo są wojny, kataklizmy, zawirowania gospodarcze, to i rodzina tego doświadcza. Proszę Pani kryzys jest i był. Natomiast dzisiaj trzeba zwrócić uwagę na nieco inny aspekt rozumienia pojęcia „kryzys”. Kryzys w rodzinie i kryzys rodziny...
Rodziny jako instytucji, podstawowej komórki społecznej?
Reklama
Kryzys w rodzinie zawiera wszystko to, co Pani wyliczyła: bezrobocie, biedę, patologię, emigrację… Natomiast kryzys rodziny to podważanie jej jako instytucji i jako grupy społecznej. I jest to zjawisko zupełnie nowe. Niespotykane, przynajmniej na taką skalę, wcześniej.
Dawniej, jeśli mówiono o kryzysie w rodzinie, to nie kwestionowano potrzeby istnienia samej rodziny. A dzisiaj rodzina znajduje alternatywę. I w tym sensie mówimy o kryzysie rodziny jako grupy pierwotnej, podstawowej, uprzywilejowanej społecznie. Jako instytucji, która cieszy się szczególnym szacunkiem i ochroną prawną. Dziś rodzina w znaczeniu tradycyjnym znajduje alternatywne, szeroko akceptowalne formy życia społecznego. W utrwalających się wzorach kulturowych małżeństwo przestaje być warunkiem regularnego i społecznie akceptowanego współżycia seksualnego, a wspólnota zamieszkania przestaje być kryterium rodziny.
Oj, jakoś trudno mi uwierzyć, że Polaków interesują formy alternatywne. Większość z nas to katolicy.
Podam parę liczb, bo my, socjologowie, opieramy się też na sondażach, na opiniach społecznych. Badania CBOS z 2013 r. Badania te prowadzono na próbach ogólnopolskich, czyli można uznać, że tak myślą Polacy. Zadano pytanie podstawowe: Co to jest rodzina? Czyli zapytano o społeczną definicję tejże. Prawie 2/5 ankietowanych wyraziło przekonanie, że jeśli ludzie kochają się i darzą zaufaniem, to forma ich związku nie ma większego znaczenia. Rodzina jako instytucja zbudowana na małżeństwie przestaje być taką oczywistością. Oczywistością staje się sytuacja, że jedni zawierają związek małżeński, inni nie... I to nie wzbudza większych emocji czy protestów... Jakieś 30 parę lat wcześniej, czyli zupełnie niedawno, związki nieformalne należały do rzadkości i były źle widziane. Może bez jakichś konsekwencji, ale sytuacje mieszkania bez ślubu były komentowane negatywnie. Dzisiaj jest to powszechne i nikogo specjalnie nie dziwi.
Reklama
Wielu z nas uważa, że te zmiany w pojmowaniu rodziny są obecne w miastach, ale na prowincji już nie. Tymczasem niejeden proboszcz małej parafii ma u siebie coraz więcej związków nieformalnych i nie udaje mu się co pewnie też jest symptomatyczne dla naszych czasów skłonić młodych do stanięcia przed ołtarzem. Nie ma przeszkód, a oni uparcie odmawiają. Nawet starsze pokolenie nie protestuje, nie mówi, że to grzech i zgorszenie.
Miasto zawsze stanowi centrum kultury. Wzorce kulturowe najpierw pojawiają się w mieście, tam krystalizują się, stają się widoczne. Dopiero potem zjawiska te rozlewają się na teren miasteczek i wsi. Tak jest i w tym przypadku.
A skąd się bierze ta niechęć? Wiele raportów o kondycji polskiej rodziny jako winowajców wymienia brak zabezpieczenia finansowego, wspomniane wcześniej bezrobocie, emigrację...
Sądzę, że te okoliczności coś tam tłumaczą. Że jak jest bezrobocie, bieda i brak mieszkań, to nie bierzemy ślubu, nie zabiegamy o trwanie rodziny, tak? Tylko że jak spojrzymy szerzej, poza granice naszego kraju na państwa bardziej zaawansowane cywilizacyjnie, bogatsze, mające znacznie mniej problemów natury ekonomicznej to tamtejsze rodziny także są w kryzysie. Oczywiście, nie bagatelizuję wpływu skali bezrobocia czy rozmiarów emigracji na sytuację rodzin w Polsce, ale myślę, że problem tkwi głębiej...
Czyli?
Reklama
Jak spytamy młodego człowieka, dlaczego się nie żeni, skoro nie ma przeszkód, to on zazwyczaj mówi, że nie ma pieniędzy na wesele... czyli na imprezę. Albo że on nie ma pracy czy ona jeszcze nie ma pracy. W tym sensie możemy się odwoływać do czynników, o których Pani mówiła wcześniej. Tylko że dawniej, przecież pamiętamy te czasy, było biednie, bez szans na mieszkanie, ale ludzie zakładali rodziny, rodzina była ważna. Ja bym szukał źródła tych przemian w ogólniejszych trendach kulturowych, które docierają do naszego społeczeństwa i u nas się zadomawiają. To wzorce stylu życia, które są widoczne w szeroko rozumianej kulturze, dominującej współcześnie kulturze masowej. A ta kultura nie sprzyja rodzinności, raczej nawet jest jej przeciwna.
Czyli nasz obraz rodziny kreują np. seriale telewizyjne?
Na przykład. Głównie telewizja i kolorowe gazety. W młodszym pokoleniu Internet, bo młodzi raczej nie czytają prasy i coraz mniej oglądają telewizję. Ale dla średniego i starszego pokolenia telewizja, prasa i na końcu radio odgrywają taką rolę.
Przecież przez wieki uczyliśmy się tego, jak być żoną, mężem, ojcem i matką w rodzinnym domu. Skoro władzę nad naszym zachowaniem przejęły media, to aż strach pomyśleć, co dalej.
Współcześnie media a już zwłaszcza kolorowe kobiece czasopisma przekonują, że niekoniecznie musi być żona, mąż i dzieci. Może być partner i partnerka... Rodzina, która uczy ról społecznych, zanika. Proszę zwrócić uwagę, że coraz mniej mówi się o więzach krwi, mocy pokrewieństwa, a częściej o życiowych partnerach. Partnerstwo to nie rodzina zbudowana na małżeństwie.
Czyli musimy we własnych głowach zacząć od nowa porządkować system wartości. Musimy przekonać ludzi, że zachowanie rodziny to kwestia dla społeczeństwa fundamentalna.
Reklama
Problem polega na tym, że w kolejnych pokoleniach brakuje takiego codziennego odtwarzania wzorców rodzinnych. Dlatego, że rodzina doświadcza tego kryzysu od pokoleń. Ilu obecnie ludzi z rodzin rozbitych zakłada swoje rodziny? Na podstawie rozmaitych badań nieśmiało formułuje się wnioski, że człowiek odtwarza w swoich dorosłych rolach to, co stanowi jego kapitał kulturowy wyniesiony z rodziny. Na tej zasadzie bezrobotni rodzą bezrobotnych, biedni rodzą biednych... Słowem ci, którzy wyrośli w rodzinach nietrwałych, tworzą rodziny nietrwałe...
Czy tylko Kościół dostrzega wagę sytuacji, biorąc rodzinę w obronę?
I to Kościół katolicki, trzeba dopowiedzieć dla jasności. Bo inne Kościoły chrześcijańskie podzieliły się w swoich koncepcjach. Kościół katolicki to także jedyne instytucjonalne wsparcie dla rodziny. I to w skali globalnej.
Mało optymistycznie to brzmi...
Niestety, mało. Chrześcijańska koncepcja rodziny, na której zbudowano Europę, jest marginalizowana.
Ale może nie do końca. Polacy ciągle jeszcze najczęściej w całej Europie stają na ślubnym kobiercu. Młodzi, jak ich zapytać o życiowe priorytety, mówią: nr 1 to rodzina...
Reklama
Rzeczywiście, mamy dość duży wskaźnik zawierania związków sakramentalnych. Ale gdy mówimy o liczbach, nie o motywacji czy jakości składanych deklaracji. I to jest pewien problem do interpretacji bo we wszystkich badaniach socjologicznych wychodzi to, o czym Pani mówi. Tylko teraz pytanie: Czy jest to rodzina własna, czy ta, którą dopiero chcą założyć? A takiego rozróżnienia w badaniach nie ma. Takie przywiązanie do rodziny dobrze o młodych świadczy, ale nie musi przekładać się na liczbę zawieranych małżeństw, na stabilność związku a to są fakty policzalne. Skłonność do zawierania małżeństw jest coraz mniejsza, rozwodów jest coraz więcej, a z badań wynika, że młodzi nade wszystko cenią sobie wartości rodzinne. Najnowsze badania sondażowe wskazują na zjawisko „zwrotu ku rodzinie”, który dokonał się w większym stopniu w świadomości młodych i najlepiej wykształconych Polaków niż tych, którzy stanowili zwykle tradycyjny bastion wartości rodzinnych. Dlatego nie jestem pesymistą...
Jest na to jakaś rada? Może dobrze pomyślana i realizowana z głową polityka prorodzinna?
Znów bardzo szerokie pojęcie. Na pierwszy rzut oka kojarzy się z rozmaitymi świadczeniami socjalnymi. Polityka prorodzinna to są miejsca pracy, godziwe wynagrodzenie, mieszkania wiele, wiele inicjatyw. Wspomnę tylko o tej najnowszej Karcie Dużej Rodziny. Tak na marginesie: sięga ona potrzeb wyższego rzędu, a nie tych podstawowych materialnych, gdy nie ma za co utrzymać rodziny. Jednak polityka prorodzinna w tym głębszym rozumieniu jest pytaniem o model rodziny, tzn. wymaga odpowiedzi na pytanie, jaka ta rodzina powinna być. A to już dotyczy kwestii wychowania podręczniki szkolne, szkoła, katecheza. No i media, mające tu największą rolę do odegrania.
Przyszłość każdego społeczeństwa zależy od kondycji jego rodziny. Spór o kształt rodziny i miejsce dziecka jest więc sporem o kształt gminy, regionu, narodu i państwa. Nie jest zatem obojętne, jak kształtowane będą stosunki społeczne; czy będą one sprzyjały rodzinie i rodzinności oraz pomnażaniu w rodzinie i poprzez rodzinę kapitału społeczno-kulturowego człowieka i społeczeństwa, czy raczej będą nakierowane na akcentowanie roli jednostek uwolnionych od rodzinnych zobowiązań lub będą promowały alternatywne formy małżeństwa i rodziny.
Spór o kształt rodziny jest sporem o fundamentalne wartości kultury i przyszłe losy europejskiej cywilizacji. Bez silnej i mądrej rodziny naturalnej, zbudowanej na więzach małżeńskich, dobrze wypełniającej swoje funkcje i zadania, nie będzie silnego i mądrego społeczeństwa.