Reklama

Święci i błogosławieni

Widziałem, jak ojciec Kolbe stawał się świętym

Nie zapomnijcie o Auschwitz. Pamiętajcie o tym strasznym miejscu, ale przede wszystkim o ludziach, którzy w tak silny i w tak brutalny sposób zostali z nim związani. Moja pamięć jest wspomnieniem tragedii setek tysięcy ludzi, ale i pojedynczych przykładów heroicznych postaw, które w tym strasznym miejscu były czymś niezwykłym. Przykładem jest o. Maksymilian Kolbe, którego twarzy nie zapomnę nigdy – mówi Stanisław Szpunar, więzień pierwszego transportu obozu KL Auschwitz

Niedziela Ogólnopolska 36/2015, str. 18-19

[ TEMATY ]

historia

obozy

Archiwum Ojców Franciszkanów w Niepokalanowie

o. Maksymilian Kolbe

o. Maksymilian Kolbe

Bądź na bieżąco!

Zapisz się do newslettera

Stanisław Szpunar to rzeszowianin urodzony w 1923 r., jeden z nielicznych żyjących więźniów pierwszego transportu do KL Auschwitz. 1 maja 1940 r. został aresztowany przez Niemców. Więziony był w Rzeszowie i Tarnowie, skąd w połowie czerwca wywieziono go do piekła na ziemi. – Dostałem nr 133 i zaczęło się nieludzkie życie, które odcisnęło piętno nie tylko na moim ciele, ale przede wszystkim na mojej duszy...

To nie sanatorium

14 czerwca w godzinach popołudniowych pociąg wjechał na rampę w pobliżu budynków monopolu tytoniowego w Oświęcimiu. Zapędzono nas do pomieszczeń w podziemiach, ponieważ obóz nie był jeszcze przygotowany na przyjmowanie transportów. Przydzielono i wytatuowano nam numery od 31 do 758. Ja zostałem numerem 133, który do dziś widnieje na mojej ręce i przypomina o tamtych wydarzeniach. Pierwsze numery wcześniej otrzymali niemieccy więźniowie kryminalni, którzy objęli dozór funkcyjnych. Obozem kierował słynny oprawca lagerführer Karl Fritzsch. Wskazując na kominy krematorium, mówił: „Pamiętajcie, że nie jesteście w żadnym sanatorium. Stąd jest wyjście tylko przez komin”. Powtarzał, że nikt z więźniów nie przeżyje więcej niż 90 dni. Przeżyłem tam 5 lat. Kiedy umierał duch, ciało gasło bardzo szybko. Ja jednak nigdy nie straciłem nadziei, choć codziennie rano zastanawiałem się, czy to dziś będzie moja kolej.

Pomóż w rozwoju naszego portalu

Wspieram

Walka o życie

Reklama

Co w tych nieludzkich warunkach pozwalało zachować godność? To wiara, zaufanie drugiemu człowiekowi i świadomość, że warto żyć, że nie wolno się załamywać. Przypominaliśmy sobie o tym wzajemnie. Znałem dobrze niemiecki, więc wysyłano mnie z poleceniami w różne miejsca obozu. Dzięki temu mogłem się kontaktować z innymi więźniami. Takiej tajnej organizacji więźniarskiej jak w Auschwitz nie było w żadnym innym obozie. Udało się stworzyć cały system umieszczania na stanowiskach funkcyjnych uczciwych ludzi. To właśnie kontakty i takie możliwości pozwalały przedłużać i ratować życie współwięźniom, przekazywać wiadomości na zewnątrz. Nie mieliśmy broni. Jeśli ktoś podał słabszemu kawałek chleba, to już była walka. Jeśli ktoś ukradł kiełbasę z esesmańskiego magazynu, to też była walka. Jeśli jeden podtrzymywał drugiego na duchu, to była walka. W obozie działy się straszne rzeczy. Po powrocie wszystkich komand z pracy odbywał się apel wieczorny. Miał na celu skontrolowanie, czy wszyscy więźniowie znajdują się w obozie. W czasie apelu liczono również nieżywych. Zwłoki układano przy kolumnach, w których stali więźniowie z tego bloku, na którym mieszkał zmarły. Jeśli któryś z więźniów uciekł, 10 innych z jego bloku szło do bunkra. Nieraz aresztowano rodzinę uciekiniera. Zdarzyło się, że uciekł kolega, z którym pracowałem. Zdawałem sobie sprawę, co mnie czeka. Wezwany do komendanta, kilka godzin czekałem na przesłuchanie. Zapytał, dlaczego nie zameldowałem, że on chce uciec. Odpowiedziałem krótko: Gdybym wiedział, że chce uciekać, uciekłbym razem z nim. Dziwne, jakie moja odpowiedź zrobiła na nim wrażenie. Jego twarz złagodniała i powiedział tylko: Wracaj do baraku. Wybiegłem stamtąd jak na skrzydłach. Kolegę, niestety, złapali i został powieszony.

Byłem świadkiem

Reklama

Najstraszniejsze i najpiękniejsze zarazem wydarzenie, które pamiętam, miało miejsce w 1941 r. Obudził nas alarm. Ktoś uciekł z obozu, wyciągnęli wszystkich z bloku i zaczęli liczyć – brakowało 2 więźniów. Wybierali z szeregu więźniów – szło się na śmierć głodową. Bałem się bardzo, bo miałem w tym czasie zabandażowaną szyję, skatowany wcześniej przez kapo; ze zmasakrowaną, ropiejącą ręką, chwiejący się na nogach nie stanowiłem większej wartości dla nazistowskiego wysiłku wojennego, a wiadomo, że Niemcy często w pierwszej kolejności brali chorych i starszych. Ale mnie się udało... Nagle jeden z więźniów, klęcząc, zaczął błagać o życie. To było dziwne, gdyż nikt tak nigdy nie robił – musieliśmy stać w szeregu i milczeć. Wtedy z szeregu wyszedł więzień i powiedział: Proszę, niech on wróci do szeregu, a ja pójdę za niego. Nie wiedziałem, kim on był, ale do dziś pamiętam jego twarz, spokój i opanowanie. Dopiero później, wracając do tamtych wydarzeń, dowiedziałem się, że owymi więźniami byli Franciszek Gajowniczek i o. Maksymilian Kolbe. Po barakach długo potem jeszcze komentowano, że w świecie, w którym nawet cudzym kosztem walczy się o każdą chwilę życia, każdy okruch chleba, każdy moment, którym można oszukać śmierć, że w takim świecie ktoś miał „czelność” umrzeć za drugiego człowieka. To było niewiarygodne. Po latach uświadomiłem sobie, że byłem świadkiem, jak więzienny współbrat stawał się świętym...

Miałem szczęście żyć

My, więźniowie z pierwszego transportu, byliśmy w lepszej sytuacji niż ci, którzy trafili do obozu po nas. Dla większości z nich nie było ratunku, zaraz szli na śmierć. Aby przeżyć, trzeba było mieć szczęście, odpowiednie warunki fizyczne, zdrowie i mocną psychikę. Tam każdy musiał liczyć się z tym, że żyje z wyrokiem. Choroby mnie nie omijały, m.in. miałem ostre zapalenie płuc. Nie było żadnych leków, jedzenie było koszmarne. Śniadaniem nazywano kawę z palonych żołędzi, niecałe pół litra na osobę. Na obiad brukiew albo inna posiekana jarzyna. Dopiero wieczorem dostawało się 20 deko chleba. O czym się myślało w obozie? Nie były to górnolotne myśli i marzenia. Dotyczyły przyziemnych spraw: mieć suchy pasiak, coś zjeść i by ktoś tego jedzenia nie ukradł, by w pracy dać sobie radę i nie paść ze zmęczenia, by w zimie nie zamarznąć bądź by nie wybrali cię podczas apelu. Człowiek był pochłonięty tym, co się działo. Śmierć widziało się na każdym kroku: budząc się rano, wiedzieliśmy, że 2, 3 osoby już nie wstaną ze swoich pryczy. W pracy ludzie byli zabijani przez Niemców bądź umierali z wyczerpania. Na apelu podczas liczenia też widzieliśmy stosy trupów. Trudno było myśleć o czymś innym niż o śmierci lub życiu.

Z piekła do piekła

Reklama

W Auschwitz byłem od początku do 1945 r. Kiedy zbliżał się front, wywieźli nas w góry Harz. W tym czasie wyprowadzono z obozu ok. 56 tys. więźniów w pieszych kolumnach ewakuacyjnych, konwojowanych przez silnie uzbrojonych esesmanów. Wędrówkę tę nazwano później Marszami Śmierci – w ich trakcie konwojenci z SS dobijali tych, którzy nie mieli już sił, aby iść dalej, zabijano również opóźniających konwoje. Więźniów pędzono do Wodzisławia Śląskiego oraz do Gliwic. Tam ładowano ich do bydlęcych wagonów i wieziono do pracy w głąb Rzeszy – KL Buchenwald i na koniec byłem w KL Bergen-Belsen. Pracowałem w kamieniołomach. Mordercza, wykańczająca, niebezpieczna praca. Wydawać by się mogło, że było łatwiej niż w Auschwitz. Nie było. Mówiliśmy, że z piekła trafiliśmy do innego piekła.

Nowe życie

Najstraszniejszy był moment powrotu do domu... W październiku 1945 r. wróciłem do Rzeszowa. Zbliżałem się po zmroku do naszego mieszkania na Budach, w oknie świeciło się światło, ale nie miałem pojęcia, czy moi tam jeszcze mieszkają, czy w ogóle żyją – wspomnienie łamie panu Stanisławowi głos. – W mieszkaniu były tylko siostra i mama. Mama, kiedy mnie zobaczyła, postradała zmysły. Na przemian śmiała się i płakała. Nie sposób jej było uspokoić. Nie było psychiatry, nie było środków uspokajających... Przez to, co wtedy stało się z matką, długo żałowałem, że nie zginąłem w obozie, że w ogóle wróciłem.

Pamiętajcie

Stanisław Szpunar pozbierał się, ukończył studia, zaczął nowe życie. W domu niemal już nigdy nie mówiło się o tym, czego brat, mąż, ojciec czy dziadek doświadczył w pasiaku, bo wszyscy wiedzieli, że wszystko wciąż widział i słyszał w koszmarach sennych. Dr Mengele, eksperymenty medyczne, bunkry głodu, komory gazowe, krematoria, fabryka śmierci. Nie chciał o tym pamiętać. Nie był w Muzeum Auschwitz-Birkenau, ale w 2000 r. pojechał tam na gorącą prośbę wnuczka. Przesiedział cały pobyt w poczekalni, bo nie miał odwagi wejść między baraki. Potem znów pojechał, jakby ten pierwszy raz oswoił go z koszmarem. – Sporo pozacierało się w pamięci – mówi Stanisław Szpunar. Pewnie dobrze, bo nie sposób żyć z bagażem takich ciężkich doświadczeń. Nie zatarł się numer 133 na jego przedramieniu i wciąż wyraźne są blizny na prawej ręce. Opowiadając swoją historię, jeden z ostatnich więźniów pierwszego transportu do obozu śmierci prosi, by nie zapominać o tym strasznym miejscu i ludziach, którzy w bardzo silny i w bardzo brutalny, ale czasami i piękny sposób zostali związani z Auschwitz.

2015-09-01 14:03

Oceń: 0 0

Reklama

Wybrane dla Ciebie

Obozowa Wigilia

Niedziela częstochowska 51/2014, str. 3, 8

[ TEMATY ]

kapłan

obozy

Bożena Sztajner/Niedziela

Pamiątkowa tablica dedykowana śp. ks. kan. Antoniemu Mietlińskiemu w kościele pw. Podwyższenia Krzyża Świętego w Częstochowie

Pamiątkowa tablica dedykowana śp. ks. kan. Antoniemu Mietlińskiemu
w kościele pw. Podwyższenia Krzyża Świętego w Częstochowie

Wielu naszych częstochowskich księży podczas II wojny światowej było więźniami niemieckich obozów koncentracyjnych. Wśród nich był również ks. kan. Antoni Mietliński, późniejszy budowniczy kościoła pw. Podwyższenia Krzyża Świętego w Częstochowie. Ks. Antoni niósł duchową pomoc współwięźniom, również w Wigilię, o czym „Niedzieli” opowiedział żyjący świadek tamtych traumatycznych dni – pan Michał Habas

Biblioteka „Niedzieli” w 2012 r. wydała książkę pt.: „Wspomnienia wojenne (1939 – 1945) księży diecezji częstochowskiej” w opracowaniu ks. Jacka Kapuścińskiego oraz ks. Jana Związka. Wśród tych opisów gehenny naszych duchownych znajdują się także wyznania wspomnianego ks. Mietlińskiego. Swoje wojenne przeżycia opublikował on tuż po wojnie w kilku tygodnikach, m.in. w „Niedzieli” („Moje wspomnienia z obozu”). Opisywał przeżycia religijne polskich kapłanów, tortury obozowe, ciężkie warunki związane z robotami fizycznymi, a także męczeńską śmierć współtowarzyszy.
CZYTAJ DALEJ

Chrystus Król i Jego Królestwo

Niedziela przemyska 47/2004

[ TEMATY ]

Chrystus Król

uroczystość Chrystusa Króla

wikipedia.org

Sąd Ostateczny (fresk Michała Anioła)

Sąd Ostateczny (fresk Michała Anioła)

W 1980 r. rozpoczęto gruntowne czyszczenie i restaurację Kaplicy Sykstyńskiej w Watykanie. Po usunięciu pyłu i brudu nagromadzonego przez ponad czterysta lat zostały odsłonięte w pierwotnym blasku wspaniałe malowidła znamienitych artystów. Wśród nich, na ścianie ołtarza, znajduje się monumentalny fresk Michała Anioła „Sąd Ostateczny”, który powstał w latach 1536-1541. To jedno z najwspanialszych arcydzieł sztuki renesansu. Artysta w mistrzowski sposób posługując się kolorami oraz z wielkim poczuciem ruchu, ukazał na obrazie wzrastające napięcie i oczekiwanie osób, które otaczają Chrystusa. Pośrodku On, surowy i nieubłagany, sprawuje Sąd. To wyobrażenie zakłada sędziowską, a zarazem królewską godność Chrystusa.

W 34. niedzielę zwykłą, ostatnią w roku liturgicznym, staje także przed nami Jezus Chrystus jako Król Wszechświata. Kult Chrystusa Króla wyrósł z nabożeństwa do Serca Jezusowego. Na prośbę biskupów polskich, za pontyfikatu papieża Klemensa XIII w 1765 r. została wprowadzona uroczystość Serca Jezusowego, w piątek po oktawie Bożego Ciała. Papież bł. Pius IX w 1856 r. rozciągnął obchody tego święta na cały Kościół. W 1925 r. papież Pius XI wydał encyklikę Quas primas i na mocy posiadanej władzy zaprowadził do liturgii kościelnej osobne święto Jezusa Chrystusa Króla Wszechświata. Wyznaczył je na ostatnią niedzielę października i polecił, aby w tym dniu corocznie oddawano całą ludzkość Najświętszemu Sercu Jezusowemu. Podczas reformy kalendarza liturgicznego, po Soborze Watykańskim II, papież Paweł VI przeniósł to święto w 1969 r. na ostatnią niedzielę roku liturgicznego nadając mu nazwę Uroczystości Jezusa Chrystusa Króla Wszechświata. Chociaż uroczystość została wprowadzona stosunkowo niedawno (79 lat temu), to odniesienie tytułu królewskiego do Boga było używane w Biblii dla wyrażenia tajemnicy Pana, który zasiadając na niebieskim tronie jest władny objąć, prowadzić cały kosmos i nim rządzić. Na kartach Pisma Świętego obraz króla zasiadającego na tronie pierwszy raz zjawia się w pieśni Mojżesza i Miriam: „Pan jest królem na zawsze, na wieki!” (Wj 15,18). Idea wiecznego królowania Boga powraca wielokrotnie w innych księgach. Jego panowanie trwa od niepamiętnych czasów (por. Ps 74; 93). W starotestamentowych Księgach Sędziów i Samuela królowanie Pana nad swym ludem wyklucza ludzką władzę królewską jako właściwą formę sprawowania rządów nad ludem Przymierza. Ustanowienie Saula, a potem Dawida królem wymagało szczególnego przyzwolenia Bożego. Królewski dom Dawidowy nie obala najwyższej władzy Boga, jest On nadal najwyższym Władcą, Panem całej ludzkości i Królem Izraela. Bóg panuje nad swoim ludem i nad królem Izraela. Biblijny obraz panowania Bożego ogarnia swym zasięgiem wszystkie narody. Bóg sprawuje nad wszystkimi suwerenną władzę, a w czasach ostatecznych wszystkie narody oddadzą Mu cześć. Psalm 93 pięknie chwali królowanie Boga: „Pan króluje, oblókł się w majestat, Pan przywdział potęgę i nią się przepasał: tak utwierdził świat, że się nie zachwieje…” (w. 1). Podobnie Psalm 47 oraz Psalmy 96-99 są pięknymi hymnami na cześć Boga-Króla. Panowanie Boga obejmuje wszystkie siły natury oraz wszystkich bogów, których czczą ludzie. Pan Bóg panuje w niebie, a Stary Testament wymienia Arkę Przymierza jako tron Boży (1 Sm 4,4; Ps 99,1). Prorok Izajasz ukazuje Boga na wysokim i wyniosłym tronie w otoczeniu serafinów oddających Mu cześć. Prorok Zachariasz głosi, że Bogu należy się chwała od wszystkich narodów. Nowy Testament ukazuje często Pana Jezusa jako króla. Ten obraz nawiązuje do przepowiedni króla z rodu Dawida oraz pochodzącej ze Starego Testamentu idei Mesjasza. Mesjasz - z języka hebrajskiego - znaczy „namaszczony, pomazaniec”. Te określenia zostały przejęte przez język grecki (messias), co po przetłumaczeniu zostało odzwierciedlone w formie „christos”. Jezus Chrystus, jak wykazuje Ewangelista Mateusz (1,1) i Apostoł Narodów w Liście do Rzymian (1, 3), jest potomkiem Dawida. Jest więc królewskim pomazańcem, jak wskazują na Niego liczne proroctwa ze Starego Testamentu. W Ewangeliach Jezusa nazwano Synem Dawida, królem Żydów lub królem Izraela. Podczas procesu sądowego przed Piłatem tych tytułów używają Jego wrogowie - oskarżyciele. Jezus potwierdził wprost swą królewską godność odpowiadając na pytanie najwyższego arcykapłana: „Czy Ty jesteś Mesjasz, Syn Błogosławionego?” (Mk 14,61). Jezus odpowiedział wtedy: „Ja Jestem [Mesjaszem]. Ujrzycie Syna Człowieczego siedzącego po prawicy Wszechmocnego i nadchodzącego z obłokami niebieskimi” (Mk 14,62). Opis królewskiego panowania Chrystusa osiąga swoje apogeum w Księdze Apokalipsy. Bóg przez św. Jana przedstawia Jezusa jako Króla królów i Pana panów (por. 19,16; 17,14). Jezus Chrystus zajmuje w proroczej wizji Nowego Testamentu miejsce należne Bogu w tekstach Starego Testamentu mówiących o Jego panowaniu. Jezus Chrystus jest Królem narodów lub wieków. Apokaliptyk ukazuje w większej części swej księgi zwycięstwo Boga nad mocami zła. W Nowym Testamencie, w osobie Jezusa Chrystusa połączone są urzędy proroka, kapłana, sędziego i króla ze Starego Testamentu. Jezus jest królem wywyższonym ponad wszystko i ponad wszystkich; przed Nim zegnie się każde kolano, jak trafnie ujął to św. Paweł w Liście do Filipian (por. 2,9-11). Jezus Chrystus jest Królem. A Jego królestwo? Liturgia mszalna mówi w prefacji - uroczystym wezwaniu do dziękczynienia - że jest to „wieczne i powszechne Królestwo: królestwo prawdy i życia, królestwo świętości i łaski, królestwo sprawiedliwości, miłości i pokoju” (MR 205*). Odwołajmy się jednak do Pisma Świętego Nowego Testamentu, w którym jest o nim mowa ponad 100 razy, najczęściej w przypowieściach. Niektóre przypowieści są przedstawione przez różnych Ewangelistów. Założenie Królestwa Bożego opisuje Jezus w przypowieści o zasiewie i jego różnych wynikach. To królestwo charakteryzuje się dynamizmem rozwoju. Ukazany jest on jako zasiew rosnący własną siłą lub jako ziarno gorczycy czy zaczyn chlebowy. Najwyższą wartość Królestwa Bożego przedstawiają przypowieści o skarbie ukrytym w roli i drogocennej perle, o wieży i wojnie. Pomimo zainaugurowania Królestwa Bożego na ziemi, na świecie istnieje zło, co odzwierciedla przypowieść o chwaście oraz o sieci zagarniającej różne ryby: dobre i złe. W Królestwie Bożym obowiązują inne, nowe kryteria oceny, w stosunku do ludzkich królestw. O tej nowej skali opowiadają przypowieści o faryzeuszu i celniku, o głupim bogaczu, który zbudował nowe spichlerze; bogaczu, który się świetnie bawił i o Łazarzu; robotnikach w winnicy, o dwu skreślonych długach (jawnogrzesznica), zaginionej owcy, zagubionej drachmie oraz o synu marnotrawnym. Cechy królestwa, które można poznać z nauczania Jezusa budzą w niektórych słuchaczach zasadniczy opór. Kapitalnie przedstawia to przypowieść o dziatwie na rynku, przypowieść o dwóch synach wobec rozkazu ojcowskiego, przypowieść o wielkiej uczcie i niegrzecznych zaproszonych, o nieurodzajnym drzewie figowym i o przewrotnych rolnikach - dzierżawcach winnicy. Dla Królestwa Bożego potrzeba się poświęcić. Wzywa nas do tego przypowieść o obrotnym (nieuczciwym) rządcy oraz o minach i talentach. Wobec takich wymagań Pan Jezus daje wskazówki w postaci nowego przykazania, aby się nie pogubić w drodze. Odzwierciedlają je przypowieści o nielitościwym współsłudze i miłosiernym Samarytaninie. W Królestwie Bożym obowiązuje modlitwa, która czyni prawdziwymi synami. Przykładem ducha modlitwy jest przypowieść o natrętnym przyjacielu i ukazująca niesprawiedliwego sędziego, który ugina się wobec wielkiej wytrwałości ubogiej wdowy. Królestwo Boże już się rozpoczęło. Kościół jest - jeszcze niedoskonałą - fazą jego realizacji. Kiedy nadejdzie Król, królestwo Boże stanie się w całej pełni. Do gotowości i czujności na Jego przyjście wzywają nas przypowieści o czujnym odźwiernym, czujnym gospodarzu, słudze wiernym i niewiernym, dziesięciu pannach i sługach nagrodzonych za czujność. Z okazji uroczystości ku czci Chrystusa Króla spojrzeliśmy na samego Chrystusa i na Jego Królestwo. W dobie powszechnej demokratyzacji; w epoce, gdy już królestwa ziemskie można policzyć na palcach - odwołaliśmy się nieco do biblijnej idei królowania Boga, która w nauczaniu Chrystusa otrzymała swój definitywny kształt, stając się synonimem zbawienia człowieka. Docierając bowiem w liturgii do końca roku, trzeba spojrzeć na rzeczy ostateczne, na cel ludzkiego życia, którym jest wieczne zbawienie. W archidiecezji przemyskiej majestatyczny tytuł Chrystusa Króla noszą parafie w: Jarosławiu, Łańcucie, Łubnie Opacem, Przeworsku, Sanoku i Trzcianie-Zawadce. Godną zauważenia jest monumentalna figura Chrystusa Króla stojąca w Rakszawie przy drodze Łańcut - Leżajsk, wskazująca drogę do kościoła. Z kolei w Jarosławiu, w pobliżu kościoła pw. Ducha Świętego, stoi od niedawna figura, jako materialny znak poświęcenia miasta Chrystusowi Królowi. Kult Chrystusa Króla jest bardzo żywy, bo wyrasta z dobrze rozwiniętego nabożeństwa do Bożego Serca, zaprowadzonego przez św. bp. Józefa Sebastiana Pelczara. Jezus Chrystus - Odkupiciel ludzkości, jest darem Ojca ze swego ukochanego, Jednorodzonego Syna, darem tym większym, że z Bożego Serca płyną dla nas życiodajne, oczyszczające zdroje Krwi. Królestwo Boże jest także darem, wobec którego, tak jak w przypadku Chrystusa, trzeba zająć osobiste stanowisko: przyjąć je z wdzięcznością lub odrzucić. Przyjąć królestwo - i to jako wartość bezwzględnie najwyższą - to przyjąć samego Chrystusa-Króla, a przyjąć nie tylko z Jego programem, prawem i wymaganiami, ale i z Jego miłością, która przemienia świat. Przyjąć zaś, to nie znaczy uznać tylko w teorii, ale całkowicie się zaangażować w tę jedyną sprawę, która wszystko przetrwa. Nasze pragnienie wyrażajmy w słowach z Modlitwy Pańskiej: „Przyjdź Królestwo Twoje!”
CZYTAJ DALEJ

Ruszyła rejestracja na Jubileusz Młodych w Rzymie

2024-11-24 19:54

[ TEMATY ]

rok jubileuszowy

Adobe Stock

W polskim systemie rejestracji ruszyły zapisy na Jubileusz Młodych w Rzymie (28 lipca–3 sierpnia). Zgłaszać się można do 31 marca - powiedział PAP dyrektor Krajowego Biura Organizacyjnego ŚDM ks. Tomasz Koprianiuk. Oszacował, że w obchodach weźmie udział ok. 25 tys. młodych Polaków.

Jubileusz Zwyczajny Roku 2025 zostanie zainaugurowany 24 grudnia br. otwarciem Drzwi Świętych w Bazylice Św. Piotra w Rzymie. Natomiast w diecezjach rozpocznie się on w niedzielę 29 grudnia. Będzie on przebiegał pod hasłem: "Pielgrzymi nadziei".
CZYTAJ DALEJ
Przejdź teraz
REKLAMA: Artykuł wyświetli się za 15 sekund

Reklama

Najczęściej czytane

W związku z tym, iż od dnia 25 maja 2018 roku obowiązuje Rozporządzenie Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z dnia 27 kwietnia 2016r. w sprawie ochrony osób fizycznych w związku z przetwarzaniem danych osobowych i w sprawie swobodnego przepływu takich danych oraz uchylenia Dyrektywy 95/46/WE (ogólne rozporządzenie o ochronie danych) uprzejmie Państwa informujemy, iż nasza organizacja, mając szczególnie na względzie bezpieczeństwo danych osobowych, które przetwarza, wdrożyła System Zarządzania Bezpieczeństwem Informacji w rozumieniu odpowiednich polityk ochrony danych (zgodnie z art. 24 ust. 2 przedmiotowego rozporządzenia ogólnego). W celu dochowania należytej staranności w kontekście ochrony danych osobowych, Zarząd Instytutu NIEDZIELA wyznaczył w organizacji Inspektora Ochrony Danych.
Więcej o polityce prywatności czytaj TUTAJ.

Akceptuję