Na dzień przed narodzinami dziecka główny bohater filmu dowiaduje się o śmierci ojca. Ma dylemat: jechać na pogrzeb czy asystować przy narodzinach. Zbieg zdarzeń powoduje, że bohater przestaje radzić sobie z emocjami i przenosi się w wyimaginowany świat, w którym spotyka zmarłego ojca. Skutkiem jest rozbicie rodziny i podejrzenie widza, że twórca filmu popełnił błąd już w samym jego założeniu. – Każdy związek rodzica z dzieckiem jest toksyczny. Jesteśmy nasiąknięci tym, co nas wychowało i ukształtowało, i nie ma od tego ucieczki. Z drugiej strony jednak ta „toksyna” jest nam do życia niezbędna. Ważne jest tylko odpowiednie jej dawkowanie – mówi Artur Urbański, odtwórca głównej roli, reżyser i scenarzysta filmu „Ojciec”. Jednak nie dawkuje nam tej ani innych „toksyn”. W rezultacie to, co miało być siłą filmu – jego estetyka i wątki autobiograficzne (Urbański rzeczywiście doświadczył w tym samym czasie narodzin dziecka i śmierci ojca) – stają się jego słabością.
Pomóż w rozwoju naszego portalu