Niedawno zmieniliśmy miejsce zamieszkania. Pewnego dnia zmęczeni rozpakowywaniem pudeł postanowiliśmy porzucić remontowo-wykończeniowe otoczenie i wybrać się całą rodziną na długi spacer po okolicy. Wyszliśmy z osiedla, przeszliśmy przez pola i po chwili znaleźliśmy się w tajemniczym ogrodzie rodem z powieści Frances Hodgson Burnett. Rdzawoczerwone pnącza tworzyły ściany labiryntu, jabłonki uginały się pod ciężarem niekształtnych owoców pachnących dzieciństwem, suche liście szeleściły pod stopami i trudno było nam uwierzyć, że ta baśniowa, jesienna sceneria znajduje się ok. 5 minut jazdy samochodem od centrum stolicy Polski. Jakiś czas później dowiedzieliśmy się, że są to pozostałości ogródków działkowych pracowników nieczynnego od dawna zakładu.
Byliśmy pewni, że w tym nieodkrytym przez nikogo zakątku miasta jesteśmy zupełnie sami, gdy nagle zauważyliśmy smugę dymu. Synek natychmiast pobiegł w tamtą stronę, żeby zobaczyć, co się pali. Widzieliśmy, jak przystanął i z uwagą się czemuś przyglądał. Po chwili usłyszeliśmy głos, który coś do niego mówił, a zaraz potem dziecko zniknęło w zaroślach. Zaniepokojeni przyspieszyliśmy kroku. Naraz naszym oczom ukazała się stara, waląca się altanka, przed którą paliło się ognisko. Przy ognisku siedziało dwoje bezdomnych ludzi, którzy poczęstowali nasze dziecko pieczonymi jabłkami. Gdy wracaliśmy do domu, syn zapytał:
Pomóż w rozwoju naszego portalu
Reklama
– Ci państwo tam mieszkali?
– Tak, synku.
– Muszą być bardzo biedni, skoro nie mają domu – westchnął.
– Wielu ubogich nie ma domu – odparliśmy.
Synek nie odpowiedział. Chwilę szliśmy w ciszy.
– Ale oni są tylko tutaj tacy biedni – powiedział niespodziewanie.
Wymieniliśmy zdziwione spojrzenia.
– Bo oni są dobrzy i tak naprawdę mają wszystko u Boga – wytłumaczył. – Jak w tej piosence, pamiętacie?
I zanucił: „Uboga droga droga u Boga jest, tyle masz, ile dasz”.
* * *
Maria Paszyńska
Pisarka, prawniczka, orientalistka, varsavianistka amator, prywatnie zakochana żona i chyba nie najgorsza matka dwójki dzieci