Reklama

Niedziela Wrocławska

Afryka z zachodu na wschód

Kinga Kempińska – wrocławianka, studentka Akademii Górniczo-Hutniczej w Krakowie, związana z Młodzieżą Franciszkańską i Stowarzyszeniem MISEVI, które jest częścią międzynarodowego Stowarzyszenia Misjonarzy Świeckich św. Wincentego a Paulo. Jak się przekonałam, to tylko część z licznych zaangażowań Kingi, która nam opowiedziała o misjach w Beninie i na Madagaskarze

Niedziela wrocławska 28/2018, str. VI

[ TEMATY ]

misje

misjonarka

Agnieszka Bugała

Kto daje, otrzymuje jeszcze więcej – ta reguła sprawdza się na misjach

Kto daje, otrzymuje jeszcze więcej – ta reguła sprawdza się na misjach

Bądź na bieżąco!

Zapisz się do newslettera

Przez Taizé i Santiago

To właśnie we wspólnocie Taizé Kinga doświadczyła piękna międzynarodowego wolontariatu. Tam też pod wpływem poznanych ludzi zaczęła rodzić się w niej myśl o wyjeździe na misje. Po ukończeniu pierwszego stopnia studiów zrobiła rok przerwy i ruszyła samodzielnie na Camino de Santiago. – We Wrocławiu i Krakowie miałam przesyt wszechobecnego konsumpcjonizmu. Doceniam wszelkie dobra, ale jesteśmy obywatelami świata, a zamykamy się w świecie komfortu. To myślenie we mnie dojrzewało, miałam w sobie pragnienie zrozumienia świata – tłumaczy swoją decyzję. Camino, droga św. Jakuba, była swoistym treningiem, jak również przygotowaniem najbliższych do kolejnego pomysłu niestrudzonej podróżniczki, czyli misji w Afryce. – Afryka zawsze mnie pociągała. Jak usłyszałam o wolontariacie stricte edukacyjnym, że mamy być w pewnym stopniu wychowawcami, pomagać w tworzeniu biblioteki, to była dla mnie idealna sprawa, tak chciałam pracować – opowiada o swoich misyjnych motywacjach.

Benin – mały kraj między Togo a Nigerią

Reklama

O Beninie nie ma za wiele informacji. Kinga przed wyjazdem szlifowała francuski, ale do afrykańskiego akcentu musiała się przyzwyczaić. Do zadań świeckich misjonarzy należało to, na co pracującym tam księżom brakowało już czasu. Może dlatego Kinga na określenie swojej pracy woli używać słowa „wolontariat” niż „misja”: – W Beninie zaskoczyło mnie dobrze przygotowane zaplecze edukacyjne, biblioteka, która miała już wypracowany swój system. Była ona otwarta dla wszystkich: chrześcijan, muzułmanów, osób wierzących w tamtejsze religie tradycyjne – wszyscy mogli korzystać z jej zasobów. Dostałyśmy wolną rękę co do zajęć dodatkowych dla ludności. Chciałyśmy z tego stworzyć miejsce społeczne, choć to była bardzo mała wioska. Biro, bo tak się ta miejscowość nazywała, poza biblioteką mogło pochwalić się jeszcze marché – targiem czynnym w poniedziałki. Położone w północnym Beninie zaliczało się do uboższej części kraju z klimatem subsaharyjskim i skąpą roślinnością. Droga, chatki, misja, meczet – tak w skrócie opisuje je Kinga, ale mieszkańcy okazują się ambitni: – Z inicjatywy tamtejszej rady parafialnej, która zwróciła się w tej sprawie do księży, powstał internat dla daleko mieszkających chłopców. I my byłyśmy w nim wychowawczyniami. Mieli dostęp do światła (co jest tam nieocenione, bo ciemno robi się o godz. 18) tablice, ławki. Chłopcy bardzo szanowali naszą pracę i byli wdzięczni, że przyjechałyśmy. A my starałyśmy się im pomóc. Benin to prawdziwy teren misyjny, w jego północnej części chrześcijaństwo pojawiło się dopiero 60 lat temu i ciągle miesza się z lokalnymi wierzeniami. A że kraj ten jest również kolebką voodoo, które opiera się na wierzeniach w duchy przodków, zaklęcia, amulety, rzucanie uroków itp., dochodzi do wielu paradoksów: – Jak księża jadą na pogrzeb – mówi Kinga, – to po katolickim jest „tradycyjny” według miejscowych wierzeń. Ludzie z plemienia Bariba mają nacięte policzki. Cięcia robi się zaraz po urodzeniu, określają przynależność plemienną. Szkodliwa jest też pseudolecznicza działalność szamanów, którzy często odpowiadają za wzajemne otrucia. – Ale chrześcijanie z Beninu to również ludzie angażujący się w swoją wiarę: – Gdy została zorganizowana nocna adoracja, to przyjechały rodziny z całej okolicy i rzeczywiście czuwały całą noc. To przeszło nasze najśmielsze oczekiwania – opowiada nasza przewodniczka po Beninie.

Pomóż w rozwoju naszego portalu

Wspieram

Zaskakujący Madagaskar

W Beninie Kinga miała być osiem miesięcy. Po dwóch stowarzyszenie uznało, że misjonarki będą bardziej potrzebne na Madagaskarze. – To było zaskoczenie, okazało się, że nie wszystko mogę zaplanować. Obawiałam się tej misji. Na Madagaskarze jest większy nacisk na pracę wśród ubogich, tam pomoc jest potrzebna we wszystkich sferach – wspomina Kinga.

Kinga wraz z czwórką innych wolontariuszy z Polski zamieszkała na samym południu wyspy, w otoczonym oceanem mieście Fort-Dauphin (malg. Tolanaro), blisko lasu i gór, w klimacie całkowicie odmiennym od tego, którego doświadczyła w Beninie. Wilgotność dochodziła do 90 proc., zdarzało się, że ubrania nie chciały schnąć. Na obrzeżach tej aglomeracji tworzyły się slumsy, a że na Madagaskarze edukacja jest płatna, dzieci ze slumsów pozbawione są dostępu do wiedzy i bawią się na ulicach. Do zadań świeckich misjonarzy należało zorganizowanie zajęć i animacji dla ubogich chłopców i dziewcząt. I nauka higieny. – Zdobywałam doświadczenie medyczne, opatrując rany. Pchły piaskowe (parasy) wgryzały się dzieciom w stopy, tworząc pęcherze. A maluchy zaraz biegały dalej na bosaka. Dotykały ran, żeby sprawdzić, co się stało. I wdawały się zakażenia. My mamy od dziecka wpajane, że istnieją zarazki, trzeba myć ręce...

Reklama

Przy szkole prowadzonej przez księży stały budynki stołówki, w których były wydawane posiłki dla głodnych dzieci. Gdy przychodziły, wolontariusze starali się wciągnąć je w plan zajęć. Podopiecznych było około dwustu, podzielonych na grupy wiekowe, od najmłodszych po nastolatki, które często same zostawały wolontariuszami i pomagały w prowadzeniu animacji. Tacy malgascy pomocnicy byli nieocenionym źródłem informacji o dzieciach, ich rodzinach, sytuacji życiowej, problemach. – Na Madagaskarze panuje poligamia, ciężko się zorientować w więzach rodzinnych, dzieci są postrzegane jako osoby gorszej kategorii, są zaniedbane. Jak sobie poradzą, to przetrwają. Tym bardziej nie ma dbania o dziecko od poczęcia – opowiada Kinga. Dlatego duży nacisk położony był na formację malgaskich wolontariuszy, których świeccy misjonarze uczyli o prawach człowieka, kobiet, dzieci.

Życie pomimo

Dopiero po powrocie do Polski Kinga dowiedziała się, że w Beninie przeszła dengę, chorobę tropikalną przenoszoną przez komary. – Do owadów można się przyzwyczaić. Na Madagaskarze węże i wielkie pająki wchodziły do domów. Obok nas mieszkały również śmiertelnie jadowite stonogi, o czym uprzedzili nas miejscowi. Do obecności takich sąsiadów trzeba się zdystansować. Kinga nie waha się przyznać do chwil zniechęcenia. Ale wtedy szuka się motywacji. – W Beninie motywacją było to, że mamy być wzorem dla wychowanków. Idziemy ich obudzić na Mszę i razem w niej uczestniczymy. Oni bardzo doceniali naszą pracę. Na Madagaskarze temperament ludności jest trudny. Trzeba im udowadniać, że nie chcemy im nic narzucać. To były dwa zupełnie różne światy. Na Madagaskarze mają przesyt organizacji pozarządowych. Ludzie przyjeżdżają na 2-3 tygodnie, by pomóc, i znikają. To wprowadza zamieszanie, a jednocześnie rozleniwia ludność. My pracowaliśmy z młodzieżą, która, również z racji wieku, buntowała się, że nie chce kolejnej kolonizacji, że ma swoje tradycje, nie potrzebuje niczego od nas. To nas bolało, ale uczyło również cierpliwości i wytrwałości. I tego, że na efekty pracy trzeba często zaczekać.

A radości? Radością są ludzie, którzy żyją chwilą, spontanicznie, pomimo problemów i niedogodności. Nie mają dostępu do bieżącej wody, nie przeszkadza im też mycie się w zimnej. – Ludzie są bardzo rozśpiewani, chodzą i śpiewają, również pieśni religijne. Tam, gdzie byłam, nie ma podziałów ze względu na wyznanie. Nie ma znaczenia, czy ktoś jest muzułmaninem, czy chrześcijaninem, czy wierzy w religie tradycyjne. Czy misje uzależniają? – Owszem – przyznaje na koniec rozmowy Kinga. – Ale nie chodzi o misję „Afryka”, ale o misję, którą ma każdy z nas, a którą jest drugi człowiek.

2018-07-10 14:48

Oceń: 0 0

Reklama

Wybrane dla Ciebie

Bp Turzyński: Brazylia potrzebuje misjonarzy

[ TEMATY ]

misje

BostonCatholic / Foter / CC BY-ND

Brazylia jest krajem katolickim, która potrzebuje misjonarzy - powiedział biskup Piotr Turzyński, który zakończył swoją wizytę w tym kraju. Odwiedził m.in. księży z diecezji radomskiej ks. Szymona Sieczkę i ks. Piotra Stępnia, którzy od wielu lat pełnią posługą duszpasterską w Ameryce Południowej.

Bp Turzyński powiedział, że Kościół w Brazylii charakteryzuje się entuzjazmem wiary. - Nie ma tam europejskiego dystansu. Ksiądz jest otoczony gronem zaangażowanych świeckich. Łatwo dostrzec tutaj dużą rolę ludzi świeckich. Liturgię przygotowują wierni, czytają nawet ogłoszenia duszpasterskie - opowiadał ksiądz biskup. Dodał, że w Kościele Brazylijskim jest bardzo dużo różnych grup parafialnych. - Taki jest rys działalności duszpasterskiej - dodał.
CZYTAJ DALEJ

Ktoś podszywa się pod kard. Grzegorza Rysia. Kuria ostrzega

Na Facebooku pojawił się profil o nazwie "Grzegorz Wojciech Ryś", który podszywa się pod ks. kardynała Grzegorza Rysia - poinformowała w sobotę Archidiecezja Łódzka. To już kolejna próba wykorzystania wizerunku metropolity łódzkiego w internecie - bez jego wiedzy i zgody.

"Na Facebooku pojawił się profil o nazwie +Grzegorz Wojciech Ryś+, który podszywa się pod ks. kardynała Grzegorza Rysia. Informujemy, że kard. Grzegorz Ryś nie prowadzi prywatnego profilu na Facebooku, a wspomniana strona nie jest przez niego autoryzowana ani administrowana. Prosimy o zgłaszanie tego profilu do Facebooka, aby zapobiec dezinformacji i ewentualnym nadużyciom" - ogłosiła w sobotę wieczorem Archidiecezja Łódzka w swoich mediach społecznościowych.
CZYTAJ DALEJ

Nabożeństwo na zakończenie Wielkiej Nowenny w intencji Ojczyzny

2025-04-14 08:38

[ TEMATY ]

nowenna

Nowenna za Ojczyznę

Mat.prasowy

Już we wtorek, 15 kwietnia uroczyste zakończenie Wielkiej Nowenny w intencji Ojczyzny, a 27 kwietnia – zawierzenie Polski i świata Bożemu Miłosierdziu.

W Wielki Wtorek decyzją ks. bpa Krzysztofa Włodarczyka w bydgoskiej Katedrze będzie miało miejsce uroczyste zakończenie trwającej od 11 lutego Wielkiej Nowenny w intencji Ojczyzny „Polska na Skale”. Nowenna jest inicjatywą wszystkich ludzi dobrej woli, w tym kapłanów, wiernych świeckich, wiernych z wspólnot katolickich, którym na sercu leży dobro Ojczyzny. Codziennie przez 9 tygodni rzesze Polaków w kraju i za granicą, prosząc o Boże Miłosierdzie i Boską interwencję dla Polski, odmawia jedną część Różańca św, Koronkę do Miłosierdzia Bożego i modlitwę za Ojczyznę. Wg statystyk, dołączenie do Nowenny zgłosiło przez stronę polskanaskale.pl prawie 11300 osób, 177 duchownych, ponad 400 parafii i klasztorów oraz prawie 300 wspólnot modlitewnych. Wiemy, że wiele osób modli się nie zgłaszając poprzez Internet swojego udziału w tym nabożeństwie.
CZYTAJ DALEJ

Reklama

Najczęściej czytane

REKLAMA

W związku z tym, iż od dnia 25 maja 2018 roku obowiązuje Rozporządzenie Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z dnia 27 kwietnia 2016r. w sprawie ochrony osób fizycznych w związku z przetwarzaniem danych osobowych i w sprawie swobodnego przepływu takich danych oraz uchylenia Dyrektywy 95/46/WE (ogólne rozporządzenie o ochronie danych) uprzejmie Państwa informujemy, iż nasza organizacja, mając szczególnie na względzie bezpieczeństwo danych osobowych, które przetwarza, wdrożyła System Zarządzania Bezpieczeństwem Informacji w rozumieniu odpowiednich polityk ochrony danych (zgodnie z art. 24 ust. 2 przedmiotowego rozporządzenia ogólnego). W celu dochowania należytej staranności w kontekście ochrony danych osobowych, Zarząd Instytutu NIEDZIELA wyznaczył w organizacji Inspektora Ochrony Danych.
Więcej o polityce prywatności czytaj TUTAJ.

Akceptuję