Zgadzam się z prof. Sakowiczem, że wyrok Trybunału Konstytucyjnego wyzwolił jedynie iskrę w sytuacji tlącego się podskórnie kryzysu wiary, kultury i człowieczeństwa. Kiedy wykrzyczany bunt młodych – wychowywanych przez internet i „zaopiekowanych” przez rodziców w rzeczy materialne, ale nie w czas i w uwagę – pokazał dużą liczbę i skalę problemu, protestujący otrzymali poczucie siły wspólnoty, której nie doświadczyli w Kościele ani w rodzinie, dlatego będą żądać coraz więcej. Nie chodzi w tym strajku już nawet o prawa kobiet ani o aborcję z przyczyn eugenicznych, ale o bunt przeciwko wszelkim ograniczeniom i zasadom, które utrudniają wygodne życie. Młodzi krzyczący na ulicy nie będą mieli problemu ani z aborcją, ani z eutanazją. Dla nich wartościami są wygoda i własny komfort. Wyciszenie tych emocji jest bardzo trudne.
Postępuje kryzys przekazywania wiary w rodzinach. Wiara została skutecznie zepchnięta przez media do sfery prywatnej, wstydliwej, „obciachowej”, nawet bardziej niż ta seksualna. Z tą sferą nastolatki już dawno się oswoiły w wulgarny sposób i mniej się wstydzą rozmawiać o współżyciu i antykoncepcji niż o Bogu. Język, którym na co dzień komunikują się między sobą, jest dokładnie taki, jaki słyszeliśmy na ulicach – pełen wulgaryzmu.
Pomóż w rozwoju naszego portalu
Reklama
Rodzice, zajęci pracą zawodową i pochłonięci coraz większymi obowiązkami oraz karierą, oddali dzieci na wychowanie mediom społecznościowym, Netflixowi i YouTube. Edukacja seksualna odbywa się w sieci przez filmy i seriale, przy czym nie ma tam żadnej produkcji bez obecności geja, lesbijki czy biseksualisty. Model rodziny i relacji promowany w internecie daleko odbiega od wzorców kultury chrześcijańskiej. Tymczasem jedynie w co piątej parafii jest poradnia rodzinna.
„Patostreamerzy” (osoby, które publikują wulgarne filmy lub transmisje on-line, prezentujące zachowania uznawane za szkodliwe i destrukcyjne – przyp. red.), to dzisiejsze „opiekunki” dzieci i nastolatków. Osoby zarabiające w serwisie YouTube na tworzeniu transmisji z wyzwań, w których drobnymi kwotami wpłacanymi przez nastolatki nagradza się je za wykonanie wyzwania pobicia kogoś, molestowania, wulgaryzmów wykrzyczanych do znanej osoby lub innych przestępstw. Kilka razy w tygodniu takie transmisje ogląda 40% dzieci w Polsce między 13. a 15. rokiem życia. Uczą się one przez to agresji, wulgarności oraz używania drugiego człowieka do własnych potrzeb i myślenia o kimś przedmiotowo.
Na obecną sytuację nakłada się zamknięcie młodzieży w domach i brak kontaktu z rówieśnikami w szkołach. Marsze są zatem okazją do wspólnego spotkania bez ograniczeń, „dziania się” czegoś ciekawego, „interesującego” i angażującego wydarzenia w nudzie codzienności szkoły i uniwersytetu prowadzonych przez internet.
Reklama
Mieliśmy niemal tysiąc godzin katechezy w trakcie całości edukacji dziecka w przedszkolu i szkole, a zmarnowaliśmy szansę na głoszenie Chrystusa. Katechizujemy niewierzących, zamiast ewangelizować przez głoszenie i świadczenie. Nie ma szkoły nowej ewangelizacji dla katechetów w zbyt wielu diecezjach. Katecheci świeccy i księża często nie uzyskują wsparcia prawno-psychologicznego w kuriach, w sytuacjach kryzysowych związanych ze szkołą.
Jako Kościół, czyli wspólnota ludzi wierzących, nie zdaliśmy egzaminu z ochrony życia po narodzinach, ze wsparcia rodzin z osobami niepełnosprawnymi w parafiach oraz wsparcia udzielanego samotnym matkom. Kapłani poprzestają na kazaniach, moralizatorstwie i braku świadectwa troski o te rodziny. Nie organizują życia parafii wspierającej takie rodziny, a kwestia życia osób niepełnosprawnych pojawia się w kazaniach do momentu narodzin. Zawiedliśmy te rodziny. Zostawiliśmy je z cierpieniem same. Zostawiliśmy prowadzenie ośrodków dla niepełnosprawnych oraz posługę w domach pomocy społecznej i opieki nad starszymi osobami głównie zakonom. Wiele z nich prowadzi hospicja, także te perinatalne, domy pomocy samotnych matek, i w ten sposób podejmuje praktyczną ochronę życia.
Jako wspólnota zawiedliśmy osoby pokrzywdzone przez pedofilów. Brak rozwiązania tego problemu opróżnia Kościoły w masowy sposób. Miotła pandemii oczyściła parafie z wiernych „letnich”. Oni już nie wrócą. Starsi również nie, zdziesiątkowani wirusem i chorobami, zalęknieni o życie. Kościół w Polsce już jest małą trzódką i taką zostanie, o czym wspominał Benedykt XVI.
Z tego kryzysu może jednak narodzić się dobro – w Kościele pozostaną osoby wierzące, a nie tylko praktykujące, natomiast katechizowanie, pouczanie i moralizowanie musi zmienić się w czyny miłosierdzia wobec rodzin dotkniętych niepełnosprawnością, w ochronę życia także po narodzinach, jasną wykładnię prawd wiary bez własnej nadinterpretacji, świadectwem życia kapłanów i osób świeckich. Wielu parafian już zaangażowało się w obronę budynków sakralnych, wspiera proboszczów miejsc chuligańsko zdewastowanych. Potrzeba nam wielu świadków, nie nauczycieli. Biskupi, kapłani i świeccy wierni – z miłości do Kościoła wszyscy musimy wyjść ze strefy komfortu.
Monika Przybysz
teolog, profesor nadzwyczajny Instytutu Edukacji Medialnej i Dziennikarstwa Wydziału Teologicznego UKSW w Warszawie, członek Komitetu Nauk Teologicznych PAN