Katarzyna Woynarowska: Wiedziałaś, że wychodzisz za mąż za pijaka?
Anna: Dziś mówię ze wstydem, że tak, ale wzorem wielu kobiet sądziłam, że po ślubie się to zmieni. Byłam bardzo zakochana, a ten stan odbiera zdrowy rozsądek...
Z wykształcenia jesteś...
...nauczycielką.
Pomóż w rozwoju naszego portalu
A mąż?
Inżynierem budowlańcem.
Czy w Waszych domach rodzinnych się piło?
I to niemało. W ogóle w Polsce jest taki zwyczaj, że się pije. Zimą – bo zimno, latem – bo gorąco. Cała ta imprezowo-weekendowa obyczajowość, że trzeba się „nawalić”, bo inaczej nie ma fajnej zabawy... Mój tata np. mówił, że czym innym jest pijaństwo, a czym innym alkoholizm. Pijak zawsze może rzucić picie, a alkoholik nie, bo to choroba. Oczywiście, tata uważał się za tego pierwszego, zmarł po osiemdziesiątce; wysiadły mu nerki, wątroba była w rozsypce.
Pamiętasz z dzieciństwa awantury alkoholowe?
Tata był typem pijaka spokojnego, ale pił kilka razy w tygodniu. Nikt nie uważał go za nałogowca, nawet jego teściowa. Wracał do domu i szedł spać, nie był awanturnikiem.
Reklama
A mąż?
Krzysiek nienawidził swego ojca. Nie miał z nim kontaktu od dzieciństwa, jednak coś w nim z tej traumy zostało. Uderzył mnie pierwszy raz, gdy byłam w ciąży w Patrykiem. W ten dzień miałam mu powiedzieć o ciąży, ale był szybszy. Dostałam w twarz „z liścia”, bo pyskowałam... Byliśmy kilka miesięcy po ślubie. Strasznie to przeżyłam...
A on?
Popłakał się, bo uderzył matkę swojego syna... Nie pił przez całą ciążę. To był cudowny czas. Ale po porodzie... Mówił, że to wina pępkowego. Poszedł w Polskę na kilka tygodni.
Zostawił Was tuż po porodzie?!
Przepił wszystko, co odkładaliśmy na mieszkanie, pieniądze z wesela też... Wrócił pokorny, klęczał przede mną, błagał o przebaczenie, zgodził się nawet na leczenie. Zresztą, zgodziłby się wtedy na wszystko. Niestety, pokuta nie trwała długo. Mąż świetnie zarabiał w nowej pracy, ale ciągle wyjeżdżał na budowy. Wracał do domu raz na kilka dni. Nie podobało mi się to, czułam, że demon powraca...
Demon?
Wiele kobiet, które mają w domu nałogowca, przyzna mi rację. Pod wpływem alkoholu ludzie pokazują drugą twarz. Jakby wstępował w nich diabeł. Któregoś razu, jakiś rok po powrocie męża, podrzucili go do domu koledzy. Wyrzucili pod blokiem, kompletnie pijanego. Ledwie trzymał się na nogach, a jednak miał taką siłę, że nie udało mi się uciec. Złamał mi wtedy szczękę i pogruchotał palce u rąk. Skakał po mnie jak opętany. Sąsiedzi wezwali policję, zaopiekowali się synkiem...
Reklama
Boże...
Wróciłam do domu szybko, nie wniosłam skargi. Nie miałam dokąd pójść. Koszmar wielu kobiet i matek w takiej sytuacji polega na poczuciu tymczasowości. Wszystko, co się oferuje rodzinie z założoną niebieską kartą, jest prowizoryczne, na kilka miesięcy. A poza tym ten wstyd... Nie mogłam przyznać się do pomyłki – i to już 2 lata po ślubie. Krzysiek znów był na kolanach, znów przepraszał, obiecywał. Jeździł po rodzinie i opowiadał, jak bardzo mnie kocha, że teraz się zmieni. Na dowód tego rzucił pracę w swojej firmie. Tylko – co z tego? W budowlance zawsze się piło i pije. Zresztą jak ktoś ma inklinacje, to popadnie w nałóg, pracując nawet za biurkiem...
Jak wyobrażałaś siebie przyszłość?
Życie pisze scenariusz za ciebie. Pojawiła się na świecie Ania. Wróciłam do pracy w szkole. Krzysztof pił, ale jakby pod kontrolą. I to był chyba mój największy błąd, coś, na co się nabrałam. Bo demon tylko się przyczaił, zwolnił krok. Bywały awantury, kłótnie z mężem o jego picie, ale mnie nie bił. Zależało mu na dzieciach, miał z nimi cudowny kontakt. Wzięliśmy kredyt hipoteczny na zakup mieszkania. Wiodło nam się dobrze. Ale mnie nie opuszczał niepokój. Koleżanki przekonywały jednak: daj mu spokój, co to za chłop, co nie pije...
Bo pił?
Przedstawiał się naszym gościom jako spec od drinków i koneser whisky. Szły na to spore pieniądze. Kilka razy do mnie doskoczył, ale zatrzymał go płacz dzieci. Wracał wypachniony, żeby stłumić zapach alkoholu. Z domu zaczęły znikać droższe rzeczy. Dzwonili krewni z pytaniem, kiedy Krzysiek odda pożyczkę, bo zadłużał się u nich na spore kwoty. Było coraz większe napięcie, coraz więcej cichych dni. Nie mogłam do niego dotrzeć. Wszystkie próby rozmowy kończyły się sprzeczką, a zwłaszcza te, że potrzebuje pomocy specjalisty, że to już nałóg, nie słabość...
Reklama
Nie dał się namówić na leczenie?
Nie, bo „panuje nad piciem”... W pewnym momencie, najczęściej rodzina nie łapie tego momentu, zaczęła się jazda bez trzymanki... Krzysiek, żeby spłacić swoje pijackie długi, wyczyścił nasze konto bankowe. Niemal momentalnie popadliśmy w biedę – mieliśmy na karku kredyt hipoteczny. Chyba wtedy pojawiła się myśl, że jestem sama, że muszę te wszystkie sznurki połapać, bo inaczej rodzina przestanie istnieć. Zdarzały się dni, że nic nie jadłam, raz – że nerwy, dwa – że wolałam nakarmić dzieci. Krzysiek chodził wściekły. Mówił, że system go zabija. Szukał pretekstu, by uderzyć, już nie krępowało go, że dzieci patrzą. Nie byłam bierną ofiarą, broniłam się, więc dostawałam mocniej... Syczał, że mi udowodni, kto jest panem tego domu. Starałam się nie krzyczeć, żeby sąsiedzi nie dzwonili po policję. Gdy go złapali za jazdę po pijaku i zawiadomili zakład pracy, dostał naganę, a potem dyscyplinarkę. W domu nic nie powiedział. Wychodził rano do pracy, wracał po 17, zazwyczaj pijany. Skończyła się normalność. Najgorsze jest to, że grzęźnie się w tym bagnie etapami, powoli. Gdyby stało się to nagle, wzięłabym dzieci pod pachę i chodu... Nie mamy prawa fundować im takiej traumy, takiego dzieciństwa.
Bank odebrał Wam w końcu mieszkanie...
Bezdomność była najgorsza. Wynajęłam kawalerkę, Krzysiek jeszcze wtedy się pojawiał, ale sporadycznie. Patryk szedł do I Komunii Świętej – mąż był trzeźwy w kościele, ale zaraz potem za śmietnikiem coś wypił. Pierwsze, co zrobił, to naubliżał swojemu ojcu, kazał mu się wynosić. Znów był agresywny, nieobliczalny, miał ten szał w oczach. Wieczorem zobaczyłam, jak mały się stawia i nie chce mu pokazać, ile dostał w kopertach. Wściekły mąż rzucił w syna tym, co było pod ręką: garnkiem z wrzątkiem. Ledwie się dzieciak uchylił. Ale i tak zabrał mu wszystko...
Nie próbowałaś szukać ratunku?
Dobry Boże! Całymi latami! Posłuchaj, nie zmusisz dorosłego do poddania się leczeniu, jeśli on nie zachce. Takie jest w Polsce prawo. A mój mąż nie uważał się za alkoholika. W to, co on wyprawiał za zamkniętymi drzwiami, nikt by mi nie uwierzył. Bo to, że facet za kołnierz nie wylewa, to jedno, ale że znęca się nad rodziną, że bank zabrał mieszkanie, że po zapłaceniu rachunków nie ma za co dzieci ubrać – tego nikt nie dostrzega...
Kochałaś go wtedy jeszcze...
Nadal go kocham, choć wiem, jak to brzmi... I nadal wierzę w cud. Dlatego nie zdecydowałam się na rozwód. Załatwiłam rozdzielność majątkową, bo nie udźwignę długów Krzyśka. Mamy separację. Kościół ją dopuszcza, a ja jestem wierząca. Wiem, że sakrament daje siłę, ale też chciałabym, żeby żony takie jak ja miały gdzie pójść po radę, po pomoc. Żebyśmy nie czuły się tak straszliwie niczyje i bezbronne...