Jego rodzice; Czesława (89 lat) i Jan (99 lat), zwany w lokalnym środowisku Bolkiem, świętowali w lutym kamienne gody – 70. rocznicę zawarcia związku małżeńskiego. Było rodzinne spotkanie – czas życzeń i wspomnień. Z gratulacjami przybyli przedstawiciele władz samorządowych Zakopanego i Podhala. List gratulacyjny przysłał prezydent RP, a proboszcz parafii Matki Bożej Objawiającej Cudowny Medalik w Olczy odprawił Mszę św. dziękczynną.
Wspomnienia
W domu jubilatów spotykam się z nimi oraz ich dziećmi; Czesławą, Heleną, Janem i Andrzejem. Wszyscy mieszkają blisko siebie – obok rodzinnego domu wybudowali kolejne. W dużym salonie siedzą jubilaci. Pani Czesława wsłuchuje się w to, co mówią dorosłe dzieci, czasem wtrąci swe przemyślenia. Senior rodu i najstarszy mieszkaniec w okolicy zauważa, że takie długie życie trudno ot, tak sobie przypomnieć i opowiedzieć. Ale nie kryje satysfakcji i wzruszenia, że o pięknym jubileuszu pamiętali nie tylko najbliżsi: – Było mi przyjemnie, jak zobaczyłem tych ludzi, którzy przyszli z gratulacjami i życzeniami. Nie spodziewałem się, że mnie pamiętają, że tak cenią.
Pomóż w rozwoju naszego portalu
Reklama
Ze wspomnień wynika, że jubilaci – rodowici mieszkańcy Olczy (wtedy jeszcze nienależącej do Zakopanego) w czasach młodości działali w Stowarzyszeniu Młodzieży Katolickiej męskiej i żeńskiej i to tam się bliżej poznali, co zaowocowało decyzją o wspólnym życiu. – A sakramentu małżeństwa udzielał nam bp Jan Lorek – podkreśla Czesława Ustupska.
Pan doktor dodaje, że ród Ustupskich od pokoleń był związany z parafią. Przypomina: – Mój dziadek, czyli ojciec mojego ojca, był jednym z budowniczych ołtarza i konfesjonałów w starym, jeszcze drewnianym kościele. Jubilat z kolei dodaje, że w ich domu w czasie II wojny światowej były przechowywane sztandary i naczynia liturgiczne. A jego żona zaznacza, że w okresie PRL-u w czasie wakacji mieszkały u nich grupy oazowe. Jubilaci byli też zaangażowani w budowę pięknej świątyni, w której dziś modlą się kolejne pokolenia mieszkańców Olczy.
Priorytet
Po ślubie pani Czesława prowadziła gospodarstwo, dom, a z czasem, gdy rodziły się dzieci, zajmowała się ich wychowaniem. Pan Jan jako stolarz pracował w Cepelii przy wyrobie mebli, a po pracy zawodowej – jak większość w osadzie góralskiej – gospodarował na ojcowiźnie. Gdy dzieci rosły, gdy zaczęły się kształcić, ich mama pracowała dodatkowo chałupniczo. – To wszystko kosztowało, od ust się odjęło, żeby dzieci miały – wspomina jubilatka. Z rozmowy wynika, że dla małżonków najważniejsza była rodzina, dbałość o wychowanie i wykształcenie dzieci.
Reklama
– Ojciec był osobą znaną i szanowaną, zawsze chętnie pomagał ludziom – na społecznikowskie pasje jubilata zwraca uwagę dr Ustupski. I dodaje: – Należał m.in. do Ochotniczej Straży Pożarnej, do kółka rolniczego SKR, przez lata był tam prezesem. W czasach PRL-u, był radnym reprezentującym lokalną społeczność, chociaż nigdy ani do PZPR, ani nawet do ZSL nie należał. W latach 50. i 60. XX wieku, kiedy jeszcze rolnicy byli nieubezpieczeni, kiedy za pobyt w szpitalu, za operację musieli płacić, tata niejednokrotnie pisał podania i starał się nie tylko w takich sprawach przyjść góralom z pomocą.
– Nie było lekko, bo trzeba było wszystko zrobić, o wszystkim pamiętać – stwierdza pani Czesława, gdy pytam, jak sobie radzili przez te 70 lat. I podaje receptę na wspólne życie: – Jeden drugiemu musi ustępować. Nie kłóciłam się, nie było na to czasu. Zauważa, że nie wszystko zależy od ludzi: – Trzeba dziękować Bogu za to nasze długie, wspólne życie, za wszystko cośmy otrzymali, bo to Pan Bóg na niebie decyduje. A jubilat dodaje: – Wzięło się ten ślub, była gospodarka, trzeba było robić, o dzieci dbać, ludziom pomagać. Roboty nigdy nie brakowało.
Niezapomniane przeżycie
Były też chwile niezapomniane, takie jak np. składanie hołdu Ojcu Świętemu przez górali. Ród Ustupskich reprezentowali Jan i Czesława, która wyznaje: – To były wielkie uroczystości, a dla nas niezapomniane przeżycie, jak żeśmy przed papieżem klękali, jak żeśmy całowali jego pierścień… Doktor Ustupski dodaje, że bp Karol Wojtyła przyjeżdżał nieoficjalnie do Olczy. Zaznacza, że zdarzało mu się służyć do Mszy św. przyszłemu papieżowi.
Reklama
Dorosłe dzieci cenią doświadczenie jubilatów. – Świętujący kamienne gody rodzice byli rzeczywiście twardym kamieniem, opoką, na której jest zbudowana nasza rodzina – stwierdza dr Ustupski. Podkreśla wychowywanie w duchu katolickim i wspomina: – Po kolacji klękaliśmy i modliliśmy się wspólnie. To kształtuje człowieka. Zaznacza, że rodzeństwu udało się zachować bliskość. Opowiada: – Wieczorem rodzice siadają do kolacji. To jest moment, kiedy się spotykamy, można o różnych sprawach porozmawiać.
Gdy pytam, jak byli wychowywani, wspominają, że mama czasem krzyknęła, czasem ścierką pogroziła… A ojciec nie musiał używać głosu ani ręki. Wystarczyło, że popatrzył. Taki miał autorytet. Zapewniają, że dom i wychowanie wpłynęły na ich wybory i postawy życiowe.
Dziedzictwo
– Obdarowali mnie miłością, pokazali, jak uczciwie żyć, myśleć o innych, nauczyli pracowitości – wylicza córka Czesława, która mieszka z rodzicami i się nimi opiekuje. Z kolei Helena (jest ekonomistką i analitykiem w Banku Spółdzielczym) po chwili zastanowienia stwierdza: – Nauczyli mnie przede wszystkim uczciwości oraz szacunku dla każdego człowieka. Pokazali, jak ważna jest miłość, więź rodzinna, która pomaga pokonywać trudności, dzielić się z innymi tym, co się ma, dostrzegać potrzebujących i nieść im pomoc.
Najstarszy syn przyznaje, że przejął po ojcu pasje społecznikowskie, które realizuje nie tylko jako lekarz. Przez wiele lat prowadził m.in. fundację zajmującą się rodzinami biednymi. I podobnie jak senior rodu, chociaż już w innej rzeczywistości politycznej, reprezentował lokalne środowisko w samorządzie. Zapewnia: – To ojciec swą postawą uświadomił mi, że warto pomagać, nie mogłem mieć lepszego przykładu.
Z kolei Andrzej, najmłodszy syn (prezes firmy budowlanej) zaznacza: – Z domu wyniosłem przekonanie, że trzeba być uczciwym, dobrze traktować ludzi. Staram się, tak jak rodzice, być życzliwym dla wszystkich. Jubilatka stwierdza: – Pon Jezus mi telo doł. Wychowałam dzieci i jeszcze siostrze pomogłam. Za to wszystko, za całe życie Bogu dziękuję!
A dr Jan Ustupski na podsumowanie opowiada: – Kiedyś moja żona, która pochodzi z Kaszub, zarzucała nam, że tak rzadko zapewniamy się o wzajemnej miłości. A tato stwierdził: „Jo to już raz powiedzioł i nie odwołołem, to nie będę się powtorzoł…”.