Ktoś, kto układał tegoroczny kalendarz musiał chyba nie lubić młodzieży. Ledwo bowiem zadomowił się w szkołach zwyczaj obchodzenia dnia wagarowicza, a tu pierwszy dzień wiosny wyznaczyli na niedzielę. Wszystko, żeby dzieciakom zepsuć zabawę. Bo co to za frajda nie pójść do szkoły, jeśli i tak nie ma lekcji? A stracić dzień wolny, żeby się wlec na Agrykolę czy jeszcze dalej, wypić piwo, dostać próbki lateksu i posłuchać zespołu z nie pierwszej półki, to istna paranoja i nikt na to nie pójdzie. Albo komu by się chciało wymazać twarz i wystroić jak Chaplin, żeby się wałęsać pustawymi ulicami? Zwłaszcza, że tego dnia w zupełnie innym stroju i nastroju normalni ludzie idą na Msze.
Wierzę jednak, że jakieś wyjście się znajdzie i stracone zajęcia będą odrobione. Władze edukacyjne zadbają, żeby całodniowa lekcja luzu nie została wypchnięta z tegorocznego planu zajęć przez jakąś tam matematykę, polski, albo co gorsza religię. Dzień wagarowicza można przecież odrobić w poprzedzający go piątek, albo w najbliższy poniedziałek. A najlepiej w obydwa dni, żeby nikt tych zajęć nie stracił. Podwójne uczczenie wagarowiczów będzie pierwszym krokiem w zaprowadzaniu w szkole zasad politycznej poprawności i w zerwaniu ze staroświecką moralnością, która uważała wagarowanie za coś nagannego.
W następnej kolejności można będzie wprowadzić w szkołach jeszcze dzień narkomana, dzień palacza, dzień kieszonkowca i co tam jeszcze życie przyniesie, żeby nikt ze względu na odmienność wartości, którym hołduje nie czuł się marginalizowany. Portrety najlepszych wagarowiczów, palaczy, narkomanów i innych stachanowców można zawiesić w szkolnym korytarzu, gdzie dawniej wieszano listę prymusów. Na koniec wystarczy w klasach zainstalować ukryte kamery, żeby młodzież nie musiała przynosić swoich i coś z tego będzie. Jak nie Kiepscy, to reality show albo horror.
Jedna pani dyrektor z warszawskiego liceum, w trosce o bezstresowe wychowanie, przestrzegła nawet katechetów, żeby w ramach dnia wagarowicza nie ważyli się prowadzić uczniów do kina na Pasję. I słusznie, bo jest tam wiele drastycznych scen, które mogłyby źle wpłynąć na młodzieńczą wrażliwość. Lepiej niech wyjdą na ulicę, wybiją kilka szyb, a potem sfotografują się pod bilbordem przedstawiającym kościotrupy z napisem: „Nie bawisz się - nie żyjesz”. Tylko uwaga, bo na jednym ktoś dopisał literkę i wyszło: „Nie zbawisz się - nie żyjesz”. A to byłoby dla luzactwa niebezpieczne.
Pomóż w rozwoju naszego portalu