Kleryk Przemysław Wójcik: - Księże Antoni, skąd wziął się pomysł pracy na Wybrzeżu Kości Słoniowej?
Ks. Antoni Sokołowski: - O misjach marzyłem już w liceum, zauroczony spotkaniami z różnymi misjonarzami z całego świata. Decydującym momentem było jedno z takich spotkań. Gdy zdałem egzaminy do Wyższej Oficerskiej Szkoły Lotniczej w Dęblinie, spotkałem misjonarza, który ze względów zdrowotnych musiał wrócić do Polski. Podczas rozmowy z nim uświadomiłem sobie, jak ważne dla misjonarza jest zdrowie. Oczywiście, przed egzaminami do szkoły lotniczej przeszedłem pomyślnie wszystkie badania zdrowotne, jednak pod wpływem tego spotkania zrozumiałem, że moje zdrowie mogę ofiarować Bogu i ludziom. Wtedy właśnie zdecydowałem się na zmianę uczelni i wstąpiłem do seminarium duchownego. Wtedy też „założyłem się z Panem Bogiem o misje”.
- Co oznacza zwrot: „założyłem się z Panem Bogiem o misje”? Chodziło o zakład?
Pomóż w rozwoju naszego portalu
- Mawia się, że wyjeżdżając na misje, trzeba z sobą zabrać trzy razy wiarę, dwa razy zdrowie i raz pieniądze. Najważniejsze są wiara i zdrowie - bez nich nie można mówić o prowadzeniu ewangelizacji w krajach tropikalnych. Nie każdy kapłan, który chce wyjechać na misje, może temu wyzwaniu podołać. A ja nadal cieszę się dobrym zdrowiem, Pan Bóg błogosławi, więc mój zakład z Nim ciągle trwa.
Reklama
- Na świecie jest dziś wiele krajów potrzebujących opieki duszpasterskiej. Niektóre z nich są na kontynencie europejskim, bliżej domu i przyjaciół. Dlaczego Ksiądz wybrał dalekie Wybrzeże Kości Słoniowej?
- Posłuszny woli mojego biskupa podjąłem pracę w kraju o pięknej nazwie, gdzie już wcześnie pracowali kapłani naszej diecezji. Trafiłem więc do diecezji Man, na misję w Biankouma.
- Co uderzyło Księdza w pierwszym zetknięciu z Afryką?
- Najbardziej uderzający dla Europejczyka jest kontakt z miejscową ludnością. Już na lotnisku tragarzami były kobiety. Wzięły moje ciężkie walizki na głowę i przeniosły je na odległy parking. Wtedy właśnie uprzytomniłem sobie, jak różna jest ich kultura od naszej europejskiej. Poza tym w Afryce temperatura zazwyczaj sięga powyżej 30ºC, czemu dodatkowo towarzyszy straszliwa wilgoć. Daje to efekt jak gdyby zgniłej czerwonej ziemi, która wydaje niemiły zapach. Toteż zaraz po przybyciu dostaliśmy po flakoniku perfum, by zabić ten okropny zapach.
- Wybrzeże Kości Słoniowej było niegdyś kolonią francuską. Jak wygląda zatem sprawa wiary i jedności narodowej?
Reklama
- Ludność Wybrzeża Kości Słoniowej składa się z ponad 60 grup etnicznych. Ponad połowa społeczeństwa to ciągle animiści, 25% to wyznawcy islamu, około 20 % stanowią chrześcijanie, z czego 18% to katolicy. Ponad 40 lat temu kraj wkroczył na drogę szybkiego rozwoju. Jego związki z Francją są nadal bardzo mocne i dostrzegalne. Pod koniec XV w. na Wybrzeżu pojawili się pierwsi kupcy z Europy, a wraz z nimi pierwsi misjonarze. Jednak ci duchowni szybko zapadali na tropikalne choroby i umierali. Dopiero w XIX w. Kościół zadomowił się na stałe w tej części świata.
- Proszę nam opowiedzieć o Księdza pracy misyjnej.
- Po dwóch latach mojej posługi w Biankouma biskup oddelegował mnie do stworzenia samodzielnej misji w Tai. Od 1993 r. rozpocząłem prace związane z budową i tworzeniem nowej misji pw. Świętej Rodziny. Na jej terenie miałem wówczas 2 tys. chrześcijan w 14 wspólnotach wioskowych. W ciągu minionych 9 lat stworzyłem wszystkie struktury parafialne. W każdej wspólnocie wybudowaliśmy murowaną kaplicę. Powstały grupy biblijne, młodzieżowe, chóry itp.
- Jednak w ubiegłym roku został Ksiądz skierowany do innej misji.
- Biskup postawił przede mną nowe wyzwanie, dając mi większą misję, na której muszę pracować sam. Moja misja liczy ponad 7 tys. katolików! Żyją oni w 40 wspólnotach wioskowych, a do najdalszej kaplicy mam 120 km. Szczególny nacisk położyłem tu na pracę duszpasterską, bowiem przez 3 minione lata misja ta nie miała żadnego kapłana. Odwiedzam wszystkie wspólnoty regularnie co 2 miesiące.
- Jak wygląda praca Księdza w tych wioskach afrykańskich?
Reklama
- Parafię św. Jana Ewangelisty w Buyo podzieliłem na cztery okręgi. W poniedziałek wyjeżdżam zwykle do misji i przez tydzień odwiedzam wspólnoty. Przyjazd do wioski rozpoczynam od spotkania z jej szefem. Następnie udaję się do kaplicy, gdzie spowiadam wiernych, udzielam sakramentów (780 chrztów w tym roku!), odwiedzam chorych, spotykam się z katechistami. Każda wspólnota ma wiele problemów, które staram się jakoś rozwiązać. Najważniejszą rzeczą jest mieć czas dla każdego, kto potrzebuje spotkania. Nie każdy problem da się rozwiązać, jednak świadomość członków wspólnoty, że zostali wysłuchani, jest dla nich zadowalająca. Takie odwiedziny trwają często cały miesiąc, poprzez co bardziej uczę się poznawać i kochać ludzi, którym niosę Ewangelię Chrystusa.
- Wspomniał Ksiądz o katechistach. W jaki sposób pomagają oni Księdzu w pracy?
- Katechiści to prości ludzie, którzy chcą coś zrobić dla Chrystusa. Dwa razy w roku spotykam się z nimi na specjalnych konferencjach w centralnym kościele i przez 4-5 dni uczę ich, pogłębiając ich wiarę i wiadomości. To właśnie oni prowadzą co niedzielę liturgię Słowa w kaplicach i nauczają dzieci, młodzież i dorosłych o Jezusie z Nazaretu. Bez nich bym sobie nie poradził.
- Czy to właśnie ze względu na te spotkania misja rozpoczęła budowę Centrum Parafialnego?
Reklama
- Tak. W parafii-matce kilkaset osób przychodzi regularnie raz w tygodniu na lekcje katechezy. Mamy chóry, zespoły, wspólnoty. Jak już wspomniałem, także katechiści w liczbie 120 osób przybywają dwa razy w roku na specjalne rekolekcje. Tym wszystkim ludziom misja musi zapewnić utrzymanie i godziwe warunki pobytu, dlatego budujemy centrum, w którym będą dwie sypialnie po 60 łóżek każda, dwie sale do spotkań i pokoje gościnne z węzłem sanitarnym. Niestety, Afryka jest bardzo drogim krajem dla tego typu przedwsięwzięć - nasze kosztuje ponad 59 tys. dolarów. Gdyby nie postawa przyjaciół, sam nie dałbym rady podołać temu zadaniu. Dobroci przyjaciół doświadczam już od 1993 r., kiedy pierwszy raz ich odwiedziłem. Oni nie tylko mnie ugościli, ale także zorganizowali grupę ludzi, która odtąd pomaga misji, za co odpłacam modlitwą.
- Księże Antoni, w jaki sposób czytelnicy „Niedzieli w Chicago” mogą pomóc Księdzu w jego pracy misyjnej?
- Ojciec Święty Jan Paweł II co miesiąc podaje intencję misyjną, w której należy się szczególnie modlić. To niezwykle ważne, by pamiętać o misjonarzach i o naszych nowych braciach w wierze w swoich modlitwach. Jednocześnie świadectwem naszej odpowiedzialności za misje jest także dar materialny. Każda ofiara pomaga misjom w pracy i lepszej organizacji parafii. Przy mojej parafii działają także szkoły katolickie, które tak jak na całym świecie są płatne, jednak dopiero od 3 klasy podstawówki. Toteż pierwsze 2 klasy liczą po 70 osób, natomiast następne już zaledwie po 20-30 osób, gdyż rodziców nie stać na zapłacenie 100 dolarów rocznie za naukę, książki, egzaminy i szkolne mundurki. Dla nas na Wybrzeżu Kości Słoniowej ważna jest zatem każda ofiara. Będziemy za nią bardzo wdzięczni. Ofiary na cel naszych misji w Afryce można składać w MidAmerica Bank, z dopiskiem: Antoni Sokołowski - Afryka.
- Pozostaje nam tylko życzyć wielu ludzi, którzy wsłuchani w głos Ojca Świętego w sposób materialny i duchowy pomogą w działalności misji w Afryce. Bóg zapłać za rozmowę.