Andrzej Bartyński, pisarz i poeta, prezes oddziału dolnośląskiego Związku Literatów Polskich, stracił wzrok podczas przesłuchania na gestapo - był we Lwowie łącznikiem AK. Uważa, że w życiu trzeba być twardo-miękkim. Mieć dużo wyrozumiałości dla innych, ale nie ustępować, gdy chodzi o pryncypia. Gdyby dał sobie taryfę ulgową, nigdy nie ukończyłby studiów. Jest filologiem polskim. Studia ukończył na Uniwersytecie Wrocławskim, u nieżyjącego już prof. Jana Trznadlowskiego. O swej twórczości opowiadał w lutym na spotkaniu autorskim w Klubie Muzyki i Literatury, prowadzonym przez Stefana Placka. Zapytany, jak ocenia obecny poziom literatury polskiej, przyznaje, że zalewa nas grafomania. Rzeczy miałkie wydawane są często w wysokich nakładach, we wspaniałej szacie graficznej. Wystarczy mieć pieniądze. Taka literatura jednak nie przetrwa, zweryfikuje ją czas. Do Związku Literatów Polskich dostać się niełatwo - decyduje o tym dwunastoosobowa komisja. Dawniej na publikację rzeczy słabych nie pozwoliłaby po prostu cenzura, ale z dwojga złego, może jednak lepiej, że czasy PRL-u mamy za sobą.
Pomóż w rozwoju naszego portalu