Wystawa ma poniekąd charakter objazdowy. Słusznie, skoro artyści pochodzą z różnych miejscowości naszego województwa. Kilku plastyków z naszego miasta również zaprezentowało swoje prace. Wyraźnie widać, że Teresa Adamowska, Przemysław Karwowski, Iwona Sielska i Mieczysław Mazur nie mają się czego wstydzić. Wszyscy możemy się o tym przekonać, oglądając ekspozycję, która zawitała do Łomży, do Galerii Sztuki Współczesnej.
W „Białym Salonie” - przynajmniej w Łomży, gdzie szczupłość miejsca wymusiła pewną selekcję prac - postawiono na malarstwo, natomiast rzeźba i rzemiosło artystyczne zostało zaprezentowane symbolicznie. Barbara Olszańska-Żywczańska wystawiła kilka brązowych, realistycznych i alegorycznych statuetek. Z kolei ciekawe tkaniny artystyczne w wykonaniu Barbary Marks-Kapuścińskiej mało się od malarstwa różnią. Motywy naturalistyczne, ptaki i owady są z tak dużym talentem „wydziergane”, że istotnie bardziej należą do kategorii sztuk pięknych niż rzemiosła, które zwykło się uważać za sztukę pośledniejszego gatunku. Stonowana kolorystyka, delikatny i twórczy ścieg maszyny do szycia, przypominający bardziej szybką kreskę utalentowanego rysownika, oraz nadzwyczaj trafne wyczucie tematu skutecznie zakłócają ten prosty obraz podziału dyscyplin sztuki.
Dzieła faktycznie tworzone z użyciem pędzla, więc pełnoprawnie należące do dziedziny malarstwa, ukazują całą gamę artystycznych zainteresowań. Abstrakcję reprezentują kompozycje Marka Chomczyka, które zostały uhonorowane główną nagrodą. Wielkie płaszczyzny artysta pieczołowicie pokrył drobną, kolorową kreską. Mimo całej drobiazgowości przyjętej techniki, a także włożonego koniecznego mozołu twórca pozostaje przy absolutnej kompozycyjnej prostocie. Ton całości nadają proste bryły geometryczne i w gruncie rzeczy jednorodne kolorystycznie płaszczyzny.
Renata Wojnarowicz zdaje się trwać na rozdrożu między abstrakcją a sztuką przedstawieniową. Nie wygląda jednak na to, by czuła się z tym źle. Jej pejzaże, bez wątpienia czytelne, pozostają de facto kompozycjami kolorystycznymi. Są jak muzyka, której melodię dobrze słyszymy, a jednocześnie rozpoznajemy pojedyncze instrumenty. Co wcale nie razi, przeciwnie, nadaje dziełu znamię prostoty. Podobnie u Wojnarowicz łatwo dostrzeżemy nie tylko kolory, ale wręcz farbę w czystej postaci, która niepostrzeżenie przekształca się w element pejzażu, choćby nawet była to kaczka. Taką twórczością lubimy się rozkoszować i długo jej nie zapominamy.
Do malarstwa figuratywnego chce nas przekonać Stefan Rybi. To już coś więcej niż plastyczna kompozycja. Choć nie należy sądzić, że sama tkanka malarska uległa naruszeniu. Kolor Rybiego pozostał znakomity, a nawet zaskakujący. Charakterystyczne czerwienie chyba pozostaną jego wyłączną domeną. Tej sztuki jednak nie można zrozumieć bez kontemplacji przedstawionej treści, w której mnoży się od tajemniczej symboliki czy cytatów ze znanych historykom sztuki klasyków.
„Dla każdego coś miłego” chciałoby się powiedzieć. Tak to już jest ze zbiorowymi wystawami. I to jest właśnie ich siła. Każdy znajdzie coś na miarę swojej estetycznej wrażliwości.
Pomóż w rozwoju naszego portalu