Nie wiem po co zlikwidowano w Polsce urząd kata. Trzeba go będzie teraz wskrzeszać w trybie natychmiastowym. Jest to konieczne dla ulżenia polskiej służbie zdrowia i dla wyjścia z impasu w dyskusji nad prawem do śmierci na życzenie. Najpierw na własne, a potem pewnie i na cudze.
Pomysł senator Szyszkowskiej wydaje mi się głęboko niedopracowany. Aż dziwię się, że nie wystąpił przeciwko niemu minister zdrowia na spółkę z szefem NFZ. Bo każdy wie, jakie braki kadrowe i finansowe przeżywają teraz polskie szpitale. Dlatego obciążenie ich dodatkowo obowiązkiem świadczenia usług w zakresie uśmiercania na życzenie, byłoby dla nich gwoździem do trumny. A poza tym, mieszanie sprzecznych ze sobą usług w jednym budynku rodzi niepotrzebny zamęt. Wypraktykowali to Holendrzy. Wielu chorych ucieka z tamtejszych szpitali w obawie, żeby nie zostali uśmierceni przypadkiem. Bo jeśli się zdarza, że pacjentowi wycięto nie tę nerkę, co trzeba, to czy nie może się również zdarzyć, że pomylą, kogo trzeba było reanimować, a kogo bezboleśnie dobić?
Dlatego postuluję, aby ugrupowania mające większość w parlamencie przegłosowały reaktywowanie zawodu kata. Mógłby taki być nawet urzędnikiem państwowym albo gminnym. Najlepiej jednak, żeby prowadził działalność usługową na własny rachunek. Po co mamy dopłacać do jego pracy z publicznych pieniędzy. Niech ma wyraźny szyld, pieczątkę, konto bankowe i ubezpieczenie od odpowiedzialności cywilnej. Na wypadek, jakby się przytrafiły reklamacje.
Miałby taki kat swoje biuro, z niewielką pracownią na zapleczu. Mógłby się posługiwać konwencjonalnym narzędziem, albo nowoczesnym. Zabieg byłby wykonywany albo na pniaku, albo na łożu, o niebo wygodniejszym od szpitalnego. Oprócz tego, klient mógłby sobie wybrać kolor oświetlenia wnętrza i rodzaj muzyki towarzyszącej mu w ostatniej drodze. Za dopłatą mógłby nawet dostać drinka.
Stali klienci mogliby liczyć na zniżki. Chodzi oczywiście o takich, dla których korzystanie z usług kata stałoby się rodzinną tradycją i zwyczajną formą żegnania się z tym światem. Mogłyby też być okolicznościowe promocje. Zwłaszcza w wakacje, kiedy interes szedłby gorzej. Na specjalne rabaty mogliby liczyć, w ramach wdzięczności, parlamentarzyści, którzy będą głosować za śmiercią na życzenie. A sama pomysłodawczyni zalegalizowania eutanazji miałaby zagwarantowaną usługę gratis.
Choć jestem księdzem, to jestem w stanie przystać na taki kompromis w sprawie eutanazji. Niech już Pani Profesor tak będzie, że człowiek ma prawo wyboru. Stawiam tylko jeden warunek, żeby usługi katowskie były świadczone w bezpiecznej odległości od szpitali. Żeby nie mylić jednego z drugim.
Pomóż w rozwoju naszego portalu