Głównym celem ich wizyty było odwiedzenie domniemanego grobu swoich najbliższych (matki, ciotki oraz kuzynki Adama Policzera), jak również poznanie okoliczności ich śmierci w nazistowskim obozie pracy w Bocieniu (gm. Chełmża) w drugiej połowie 1944 r. Na tutejszy trop naprowadziły Policzerów zapiski (listy transportowe) znalezione w obozach w Auschwitz i Stutthof, a przede wszystkim książka nieżyjącej już Olgi Csillag, byłej więźniarki obozu w Bocieniu.
W czasie wielogodzinnej podróży, poczynając od Torunia, przez Łysomice, Mirakowo, Grodno, Kiełbasin, Dźwierzno, Bocień, Szerokopas, Chełmżę i Barbarkę, goście odwiedzili miejsca, o których wcześniej czytali w materiałach źródłowych i słyszeli w relacjach znajomych i najbliższych. Szczególnym momentem podróży była wizyta na cmentarzu parafialnym w Dźwierznie, gdzie w masowych grobach spoczywa ok. 1000-1500 kobiet narodowości żydowskiej, zamęczonych lub bestialsko zamordowanych w Bocieniu - podobozie KL Stutthof. Płonące znicze i świeże kwiaty przy pomniku niezwykle wzruszyły przybyszów. Goście, zgodnie ze starym żydowskim zwyczajem, oddali hołd pomordowanym kobietom, kładąc na pomniku przywiezione ze sobą małe kamyki.
Po wizycie na cmentarzu, Państwo Policzerowie wraz z przewodnikami odwiedzili ks. Leszka Łobodzińskiego, proboszcza tutejszej parafii, który wspólnie z parafianami opiekuje się masowymi mogiłami. W trakcie serdecznego spotkania goście wyznali, że są głęboko wzruszeni troską tutejszych parafian katolików o groby tragicznie zmarłych kobiet żydowskich, osób innej narodowości i wyznania. Ksiądz Proboszcz podkreślił rolę swojego poprzednika, ks. seniora kan. Zbigniewa B. Koślickiego, który doprowadził do uporządkowania terenu mogił kobiet żydowskich. W dyskusji z proboszczem pojawił się również motyw ewentualnego upamiętnienia matki i krewnych Państwa Policzerów. Upominki od ks. Łobodzińskiego, a szczególnie książka, zawierająca zeznania naocznego świadka tragicznych wydarzeń, wyraźnie poruszyły kanadyjskich gości.
Podobóz Komando Budowlane „Wisła” (Baukomando „Weichsel”), nazwany w dokumentach również OT Thorn, został powołany 24 sierpnia 1944 r. do budowy umocnień na ziemi chełmińskiej. Organizacja Todt zatrudniła z KL Stutthof 5000 Żydówek. Były to więźniarki przewiezione do KL Stutthof w lipcu z Kowna, 14 i 16 sierpnia z KL Auschwitz oraz 9 i 23 sierpnia z Rygi. Komenda podobozu mieściła się w majątku Bocień. Pierwszym komendantem podobozu został SS-Hauptsturmfuhrer Paul Tschesny, po nim 24 listopada funkcję tę przejął SS-Hauptscharfurer Willi Totzke. Załoga podobozu składała się z kilku podoficerów SS odesłanych z KL Stutthof, którzy zostali komendantami poszczególnych komand, natomiast załogę wartowniczą stanowiło 140 esesmanów z SS-Wacheinheit Lebrechtsdorf (Potulitz-Potulice) - ukraińskich i białoruskich esesmanów.
Z przepełnionego obozu w Stutthofie skierowane do podobozów więźniarki zaopatrywano na drogę w jedną kołdrę, jedno naczynie stołowe z łyżką, jeden ręcznik i kostkę mydła. Wysłano je w trzech grupach. Pierwsza grupa, licząca 1700 kobiet, odeszła ze Stutthofu 24 sierpnia do Stacji Kolejowej Bocień (Bahnstation Botten bei Kulmsee), dokąd 25 sierpnia skierowana została również druga grupa, licząca 1600 osób. Kobiety podzielono na kilka komand roboczych i skierowano do pracy w rejonie Chełmży, a zakwaterowano je w miejscowości Bocień (Botten), 1600 osób skierowano do majątku Szerokopas (Schirkenpass), następnie do Grodna (Groden). Miejscowości stanowiły główną bazę, z której więźniarki wychodziły do okolicznych wsi do pracy przy budowie umocnieniach polowych tj. do kopania rowów przeciwpancernych i strzeleckich oraz schronów biernych i bojowych. Do wykonywania morderczych prac otrzymały taczki, łopaty i kilofy, którymi kopały, biegnący zakolami lub zygzakiem, ciągły rów o głębokości 2 m oraz betonowe schrony. Zarówno wykonywana praca, jak i warunki życia Żydówek tego podobozu były identyczne jak w Baukomando „Ostland” oraz OT Elbing. Cel funkcjonowania takiego obozu był jeden - eksterminacja więźniarek narodowości żydowskiej, które w wyniku ewakuacji obozów i gett z rejonów, gdzie zbliżał się front, przetransportowano do KL Stutthof, co spowodowało jego przepełnienie. Wysłanie grup miało na celu, racjonalne dla III Rzeszy Niemieckiej, wykorzystanie siły roboczej więźniarek narodowości żydowskiej z krajów centralnej Europy zanim ulegnie ona unicestwieniu.
Grupa licząca łącznie 3300 kobiet, po przybyciu na miejsce została umieszczona w dwóch miejscowościach - Bocień i Szerokopas. 9 października 1944 r. na terenie obu filii znajdowało się 2947 więźniarek. Żydówki z Węgier, Polski i Niemiec, które przybyły do miejscowości Bocień, ulokowano w dużym drewnianym budynku gospodarczym (dwie stodoły) w miejscowym majątku. Codziennie, w grupach liczących 200-300 osób, kobiety wychodziły do pracy do odległych miejscowości. Wstawały o godzinie trzeciej i pracowały do zmierzchu. Źle odżywiane, chorowały na tyfus plamisty, dezynterię, zawszone i obdarte, często były dobijane przez esesmanów.
Zmarłe w tym czasie więźniarki tego podobozu chowano na cmentarzu katolickim w Dźwierznie w masowym grobie o długości 100 m i szerokości ok. 2 m oraz transportowano furmankami do Grodna i grzebano na półwyspie.
Po wykonaniu prac w okolicy Bocienia więźniarki przetransportowano pociągiem do Grodna, dokąd także do końca grudnia 1944 r. przeniesiono Żydówki z majątku Szerokopas - kobiety pochodzące z Węgier, Czech, Litwy, Łotwy, Rumunii, Słowacji i Polski. Połączone grupy kobiet z komand w Bocieniu i Szerokopasie, łącznie ok. 1700 osób, do których dołączono 1000 Żydówek z łódzkiego getta, przywieziono do Grodna. Zostały tam umieszczone w okrągłych, zbudowanych z dykty domkach typu fińskiego (nazywanych namiotami), rozlokowanych z lewej strony Jeziora Grodzieńskiego, po obu stronach prowadzącej ku niemu alei. Domki stały na terenie majątku w pobliżu pałacu w miejscu, gdzie wcześniej znajdował się obóz dla „Hitlerjugend”. Komendantem obozu w Grodnie został SS-Oberscharfuhrer Alfred Meyer z załogi KL Stutthof. Kobiety, które były już w stanie skrajnego wyczerpania fizycznego, ledwie poruszające się o własnych siłach, często okryte tylko kocem (grudzień), podzielono w Grodnie na pięć komand roboczych: komando grabarzy, składające się z 15 więźniarek, komando praczek, złożone z 30 osób, komando kopiące zbiorowe groby, komando do prac w lesie oraz komando pracujące przy wycinaniu trzciny na zamarzniętym jeziorze. Jednak zasadnicza grupa kobiet pracowała dalej przy budowie fortyfikacji ziemnych, tj. kopiąc kolejne odcinki rowów przeciwpancernych. Półwysep długości 200 m i szerokości 70 m, znajdujący się na południowo-wschodnim brzegu Jeziora Grodzieńskiego, stał się miejscem pochówku zamordowanych Żydówek. Wcześniej były już tam grzebane więźniarki zmarłe w podobozie Bocień. Kopany przez Żydówki grób był przedłużeniem już istniejącego i miał kształt litery „T”, której podstawa miała długość ok. 40 m i szerokość 3 m.
Kilka kobiet pracowało w pobliskim majątku Mirakowo (Merch), należącym do tego samego właściciela, co Grodno. Znajdowały się one w nieco lepszej sytuacji od pozostałych więźniarek, gdyż pracując w oborze przy czyszczeniu krów, miały szansę ogrzania się oraz uzyskania od pracowników majątku niewielkiej pomocy w formie pożywienia i odzieży dostarczonej przez miejscową ludność. W Grodnie Żydówki przebywały do połowy stycznia 1945 r. Tuż przed likwidacją obozu w styczniu 1945 r. przeprowadzono selekcję. Kobiety zebrano na placu apelowym, ustawiono w szeregi, a następnie każda z nich musiała przebiec kilkadziesiąt metrów tam i z powrotem. Ok. 100 najbardziej fizycznie wyczerpanych więźniarek niezdolnych do marszu rozstrzelano lub zamordowano uderzeniem pałki i wraz z wcześniej zmarłymi więźniarkami pochowano w mogile na półwyspie Jeziora Grodzieńskiego. Oddział roboczy w liczbie ok. 900 kobiet ewakuowano w kierunku zachodnim. Po kilku dniach morderczego marszu w kierunku zachodnim przez Zalesie, Pluskowęsy, Chełmżę, grupę ok. 300 kobiet wyzwoliła Armia Czerwona.
W miejscu, gdzie był obóz, ustawiono tablicę informacyjną, a na półwyspie Jeziora Grodzieńskiego, gdzie grzebano ofiary, ustawiono pomnik.
Warto znać te fakty i tragiczne wydarzenia, o których pamięć już stopniowo się zaciera. Coraz mniej osób wypoczywających latem nad jeziorami Chełmżyńskim i Grodzieńskim wie o tej tragedii. Tym bardziej cenna jest inicjatywa nauczycieli z Gimnazjum w Pluskowęsach, krzewiących wśród miejscowej młodzieży wiedzę i pamięć o wyżej opisanych wydarzeniach.
Pomóż w rozwoju naszego portalu