Reklama

W poszukiwaniu powołania

Oaza to czas, który ukształtował moją osobowość, to zdecydowanie najpiękniejsze chwile z mojego życia. Przyjaźnie, jakie wtedy zostały zawarte, trwają do dziś. To czas radości, entuzjazmu, poznawania ludzi, gór i Pana Boga. Tyle się wtedy wydarzyło! To czas, do którego bardzo często wracam myślami, wspaniały czas - mówi Anna Pierzak

Niedziela kielecka 44/2010

Bądź na bieżąco!

Zapisz się do newslettera

Jako mała dziewczynka śpiewała w scholi przy parafii św. Józefa na kieleckim Szydłówku. Był to czas wielkiego rozwoju ruchu Światło-Życie w Polsce i w diecezji kieleckiej. Opiekunką scholi była s. Joela ze zgromadzenia Sióstr Pasjonistek. Wspaniała postać. To ona zaproponowała Ani, aby się włączyła do Oazy Dzieci Bożych. Zgodziła się. Szybko została animatorką małej grupy.

To moje życie

Pierwszy wyjazd to oaza pierwszego stopnia w Ponicach k. Rabki. W kolejnych latach wyjeżdżała na turnusy wakacyjne, a zdarzało się, że były dwa lub trzy w ciągu wakacji. - Nie chciała pomagać u babci przy żniwach, zawsze mówiła: mamo oaza to jest moje życie - śmieje się mama Ani, pani Aleksandra. - Nic nie było dla niej ważne, pakowała się i wyjeżdżała.
- Czułam się tam jak w niebie - mówi, opowiadając o pierwszym wyjeździe na oazę. Warunki lokalowe były, delikatnie mówiąc, spartańskie. Spali na materacach rozłożonych na betonowej podłodze, jedli żółty ser i dżem. Ale mimo tych wszystkich niedogodności na oazach nie brakowało radości, przyjaźni, entuzjazmu, modlitwy i chwil, kiedy czuło się obecność Pana Boga.
- Nie zapomnę pewnej Drogi Krzyżowej - mówi. Dostała do przygotowania XI stację: przybicie Jezusa do krzyża. Do dziś pamięta fragment rozważań. - Połóż się na tej wąskiej belce (….) wyciągnij ręce. To będzie bolało, ale wytrzymaj - mówi ze wzruszeniem. Wchodzili na górę, niosąc ośmiometrowy, brzozowy krzyż, to była prawdziwa Droga Krzyżowa.
Moderatorem tej oazy był ks. Bogusław Bodziony, pomagali mu klerycy, dzisiaj księża: ks. Jan Jagiełka i ks. Antoni Sokołowski - obecnie misjonarz na Wybrzeżu Kości Słoniowej.

Pomóż w rozwoju naszego portalu

Wspieram

Dzielić się radością

Oaza trwa piętnaście dni. Tyle, ile tajemnic Różańca. Każdy dzień jest poświęcony rozważaniu jednej z nich. W poszczególnych dniach obchodzone są zwyczaje związane z rokiem kościelnym. Gdy przeżywali tajemnicę Bożego Narodzenia Pana Jezusa, to mieli tego dnia uroczystą wigilię. Siadali przy stole pięknie nakrytym białym obrusem, z sianem, obok przyozdobiona choinka. Uczestnicy zakładali odświętne stroje, łamali się opłatkiem, śpiewali kolędy, panowała podniosła, rodzinna atmosfera. Było puste krzesło i talerz dla zbłąkanego wędrowca. To bardzo budowało wspólnotę. W tym dniu nie było dżemu i sera. Na stole królowały wigilijne potrawy: pierogi, barszcz, kapusta z grochem. To było takie prawdziwe świętowanie.
Obchodząc tajemnicę zmartwychwstania, nie obywało się także bez świeckiej tradycji, a wiec śmigusa-dyngusa. W tym dniu każdy musiał być mokry. Lano się wodą bez względu na pogodę, czy świeciło słońce, czy padał deszcz - tradycja to tradycja. Ania ożywia się, opowiadając z uśmiechem o jednym z takich dyngusów. Nigdy nie zapomni widoku ks. Antoniego Sokołowskiego, uciekającego boso ze swojego pokoju przez pola (nie zdążył założyć butów) przed chłopcami, którzy gonili go z wiadrami wody. Ależ to był widok. Ale było dużo radości.
Na nocną wyprawę zwaną Exodusem wychodzili o trzeciej nad ranem. Wcześniej spożywali niekwaszony chleb maczany w gorzkich ziołach. W ten sposób przypominali sobie wyjście Żydów z Egiptu. Tak było na drugim stopniu oazy młodzieżowej w Rabce. Przeszła całą formację, tak się jej spodobała ta oaza.

Reklama

Śpiewać Panu

Śpiewać lubiła od zawsze. Śpiewała w szkole podczas różnych akademii, ale grać na gitarze nauczyła się dzięki oazie. Gdy patrzyła na grających na tym instrumencie, postanowiła sama spróbować. Wkrótce została animatorem muzycznym w parafii św. Józefa w Kielcach. Założyli zespół „Gloria” i śpiewali w każdą niedzielę na młodzieżowej Mszy św. o godzinie 9.30 przez wiele, wiele lat. Uczestniczyli w sacrosongach i festiwalach piosenki religijnej. Często z muzycznych turniejów wracali z palmą zwycięstwa, ot choćby ze Stalowej Woli, gdzie zdobyli pierwsze miejsce.
Przyszły lata studiów. Szybko dołączyła do chóru akademickiego prowadzonego przez ks. prof. Julisława Łukomskiego i prof. Jerzego Rosińskiego. Jej pasja trwa nadal, w chórze śpiewa do dziś.
Z chórem zjeździli kawał świata, byli m.in. w Paryżu, w Rzymie i w Castel Gandolfo. Podczas audiencji spotkali się z Ojcem Świętym Janem Pawłem II. Pamięta słoneczne lato 1992 r., prywatną kaplicę Jana Pawła II i Mszę św., której przewodniczył.
Wchodzili cichutko do kaplicy, w skupieniu klękali, modląc się. Przed ołtarzem ustawiony był duży fotel, który stał tyłem do wchodzących. Zajęli miejsca w ławkach. Ania usiadła w pierwszym rzędzie. Po kilku chwilach zauważyła, że ktoś siedzi w fotelu. Ze zdumieniem stwierdziła, że przez cały czas siedział tam Ojciec Święty, zatopiony w modlitwie. Przyszedł do kaplicy przed nimi i modlił się. Nie przeszkadzał mu szum wchodzących osób, pewnie ich nawet nie zauważył. Gdy Ania go zobaczyła, ogarnęło ją wzruszenie. Papież miał zamknięte oczy i był uśmiechnięty.
Ks. Julisław przed Eucharystią zapytał, kto pamięta jakiś psalm, Ania pamiętała. Okazało się, że w kaplicy nie było polskiego lekcjonarza. Zaśpiewała „Pan mym Pasterzem” - ten psalm zna na pamięć.
Po Eucharystii ks. Dziwisz zaprosił ich do przyległej sali. Ojciec Święty witał się z każdym, zamieniając kilka słów. Każdemu wręczył różaniec. Było to wielkie przejmujące przeżycie, którego nigdy nie zapomni. Osobiście, na prywatnej audiencji nigdy potem nie spotkała Papieża, ale śpiewała w chórze, w bazylice katedralnej, kiedy Jan Paweł II przyjechał do Kielc. Śpiewała także w chórze w Masłowie podczas pamiętnej Mszy św. na lotnisku. Na Eucharystiach sprawowanych przez Ojca Świętego była także w Tarnowie, Krakowie i w Częstochowie podczas Światowego Dnia Młodzieży.

Reklama

Być potrzebną

- To rodzina dała mi kręgosłup i przekazała wiarę. Często podczas rozmów z rodzicami dziękuję im za to, że nauczyli mnie wspólnej, rodzinnej modlitwy, którą nadal praktykujemy z mężem i z dziećmi - mówi. Mam cudownych kochających rodziców, rodzeństwo siostrę i brata. Męża wymodliła mi mama - śmieje się. Gdy wstaje rano, dziękuje Panu Bogu za kolejny dzień, za to, że ich rodzinę omijają nieszczęścia, za miłość i szacunek, którymi się darzą. Czuje się spełniona, szczęśliwa, być może dlatego uśmiech prawie nigdy nie znika z jej twarzy.
- Zawsze miałam pragnienie, aby pracować w szkole katolickiej i gdy usłyszałam, że jest tworzona taka szkoła, szybko złożyłam dokumenty. Przez rok pracowała w dwóch szkołach, w państwowej i w katolickiej.
W kolejnym roku zwiększyła się liczba uczniów i zaproponowano jej cały etat. Szybko zdobyła zaufanie rodziców i grona pedagogicznego. Siedem lat temu została powołana na stanowisko wicedyrektora Szkoły.

Reklama

Powołanie

Chciała założyć rodzinę. Czuła, że to jest jej powołanie. Z uśmiechem wspomina pewne rekolekcje, w których uczestniczyła jako nastolatka. Po prelekcji na temat wyboru przyszłej drogi życiowej prowadzonej przez siostrę zakonną ze zgromadzenia sióstr Ducha Świętego usłyszała, że powołanie można komuś wymodlić. Na przykład matka może wymodlić powołanie dla córki, a babcia dla wnuczki. W tym momencie przez głowę Ani przebiegła myśl: „żeby tylko nikt nie modlił się o moje powołanie, przecież chcę być żoną i matką”.
Mama Ani wspomina czasy, gdy córka chodziła do zerówki, podczas spotkań z rodzicami nauczycielka zawsze mówiła, że Ania będzie albo dobrą mamą, albo dobrą nauczycielką, ponieważ wiązała sznurowadła dzieciom, zakładała im szaliki albo też znajdowała przedmioty, które zgubiły, była bardzo opiekuńcza. - Tak naprawdę nie modliłam się o powołanie moich dzieci - mówi pani Aleksandra, zawsze modliłam się, żeby wyrosły na dobrych, uczciwych ludzi. A Pan Bóg już sam wie, do czego ich powołać.
Po prelekcji Ania pobiegła do kaplicy, żeby pomodlić się o to, aby nikt nie modlił się o jej powołanie do stanu zakonnego. Tak żarliwie się modliła, że nie zauważyła wejścia siostry prowadzącej prelekcję, która uklęknęła opodal. Wieczorem Ania pomagając w kuchni usłyszała pytanie o dziewczynę, która modliła się w kaplicy tuż po prelekcji, ponieważ siostra widząc jej żarliwość, postanowiła się modlić w intencji jej powołania zakonnego. Ani opadły ręce, co też Pan Bóg jej przygotował. Rozpłakała się w przekonaniu, że kogo jak kogo, ale siostry zakonnej to Pan Bóg na pewno wysłucha i będzie musiała wstąpić do tego zakonu. Żegnaj rodzino!
Miarka się przebrała, gdy na koniec rekolekcji wyciągali kartki z przesłaniem, o co się szczególnie powinni modlić. Ania wyciągnęła karteczkę z napisem: „módl się o powołania zakonne”. Karteczkę do dziś trzyma w Piśmie Świętym.
Myśl o tym, że będzie musiała wstąpić do zakonu nie dawała jej spokoju do czasu, gdy modląc się powiedziała Panu Bogu: ty wiesz, co jest dla mnie najlepsze. Dziś ma wspaniałego męża i cudownych dwóch synów.

Anna Pierzak

Chciała pracować w szkole katolickiej, ponieważ pragnęła otwarcie mówić o Bogu, o tym, że jest osobą wierzącą, że nie wstydzi się swojej wiary. Marzyła, by mieć swój wkład w edukację katolickiej młodzieży i chciała pomóc w tworzeniu katolickiej szkoły.
- Po prostu chciałam być blisko wartości, które wyznaję, aby z dumą powiedzieć: „zobaczcie, jaka ta nasza szkoła jest dobra”.
- W naszej szkole tworzymy jedną wielką rodzinę, robimy wszystko, by zarówno dzieci, jak i nauczyciele czuli się dobrze. Podczas Dnia Edukacji Narodowej dziewczynki z trzeciej klasy szkoły podstawowej składając mi życzenia, powiedziały: I dziękujemy pani za wszystko, co pani wyrządziła w tej szkole - śmieje się.
- To jest nasza służba, a nie rządzenie - podkreśla.

W następnym numerze sylwetka s. Kingi - Grażyny Mrozek, przełożonej Domu Zakonnego Zgromadzenia Sióstr Albertynek Posługujących Ubogim i kierownik Hospicjum im. bł. s. Bernardyny Jabłońskiej w Miechowie.

2010-12-31 00:00

Oceń: 0 0

Reklama

Wybrane dla Ciebie

Abp Wojda na Jasnej Górze: chrześcijańska tożsamość jest nam potrzebna

2024-05-03 13:28

[ TEMATY ]

Jasna Góra

abp Wacław Depo

abp Tadeusz Wojda SAC

Karol Porwich/Niedziela

O tym, że chrześcijańska tożsamość jest nam potrzebna mówił na Jasnej Górze abp Tadeusz Wojda. Przewodniczący Episkopatu Polski, który przewodniczył Sumie odpustowej ku czci Najświętszej Maryi Panny Królowej Polski apelował, by stawać w obronie „suwerenności naszego sumienia, naszego myślenia oraz wolności w wyznawaniu wiary, w obronie wartości płynących z Ewangelii i naszej chrześcijańskiej tradycji”. Przypomniał, że „życie ludzkie ma niepowtarzalną wartość i że nikomu nie wolno go unicestwiać, nawet jeśli jest ono niedoskonałe”.

W kazaniu abp Wojda, przywołując obranie Matki Chrystusa za Królową narodu polskiego na przestrzeni naszej historii, od króla Jana Kazimierza do św. Jana Pawła II i nas współczesnych, podkreślił że nasze wielowiekowe złączenie z Maryją nie ogranicza się jedynie do wymiaru historycznego a jego wymowa jest znacznie głębsza i „mówi o więzi miedzy Królową i Jej poddanymi, miedzy Matką a Jej dziećmi”. Wskazał, że dla nas „doświadczających słabości, niemocy, kryzysów duchowych i ludzkich, Maryja jest prawdziwym wzorem wiary, mamy więc prawo i potrzebę przybywania do Niej”.

CZYTAJ DALEJ

Ks. Węgrzyniak: miłość owocna i radosna dzięki wzajemności

2024-05-04 17:05

Archiwum ks. Wojciecha Węgrzyniaka

Ks. Wojciech Węgrzyniak

Ks. Wojciech Węgrzyniak

Najważniejszym przykazaniem jest miłość, ale bez wzajemności miłość nigdy nie będzie ani owocna, ani radosna - mówi biblista ks. dr hab. Wojciech Węgrzyniak w komentarzu dla Vatican News - Radia Watykańskiego do Ewangelii Szóstej Niedzieli Wielkanocnej 5 maja.

Ks. Węgrzyniak wskazuje na „wzajemność" jako słowo klucz do zrozumienia Ewangelii Szóstej Niedzieli Wielkanocnej. Podkreśla, że wydaje się ono ważniejsze niż „miłość" dla właściwego zrozumienia fragmentu Ewangelii św. Jana z tej niedzieli. „W piekle ludzie również są kochani przez Pana Boga, ale jeżeli cierpią, to dlatego, że tej miłości nie odwzajemniają” - zaznacza biblista.

CZYTAJ DALEJ

Ludzie o wielkim sercu

2024-05-04 15:21

Ks. Wojciech Kania/Niedziela

Z okazji wspomnienia św. Floriana w Sandomierzu odbyły się uroczystości z okazji Dnia Strażaka.

Obchody rozpoczęła Mszy św. w bazylice katedralnej, której przewodniczył Biskup Sandomierski Krzysztof Nitkiewicz. Eucharystię koncelebrował ks. kan. Stanisław Chmielewski, diecezjalny duszpasterz strażaków oraz strażaccy kapelani. We wspólnej modlitwie uczestniczyli samorządowcy na czele panem Marcinem Piwnikiem, starostą sandomierskim, komendantem powiatowym straży pożarnej bryg. Piotrem Krytusem, komendantem powiatowym policji insp. Ryszardem Komańskim oraz strażacy wraz z rodzinami.

CZYTAJ DALEJ

Reklama

Najczęściej czytane

W związku z tym, iż od dnia 25 maja 2018 roku obowiązuje Rozporządzenie Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z dnia 27 kwietnia 2016r. w sprawie ochrony osób fizycznych w związku z przetwarzaniem danych osobowych i w sprawie swobodnego przepływu takich danych oraz uchylenia Dyrektywy 95/46/WE (ogólne rozporządzenie o ochronie danych) uprzejmie Państwa informujemy, iż nasza organizacja, mając szczególnie na względzie bezpieczeństwo danych osobowych, które przetwarza, wdrożyła System Zarządzania Bezpieczeństwem Informacji w rozumieniu odpowiednich polityk ochrony danych (zgodnie z art. 24 ust. 2 przedmiotowego rozporządzenia ogólnego). W celu dochowania należytej staranności w kontekście ochrony danych osobowych, Zarząd Instytutu NIEDZIELA wyznaczył w organizacji Inspektora Ochrony Danych.
Więcej o polityce prywatności czytaj TUTAJ.

Akceptuję