Reklama

Byłam w sercu Kościoła na beatyfikacji Jana Pawła II

Kiedy 1 maja z sześćdziesięcioosobową grupą - tyle bowiem dusz liczyła nasza pielgrzymka, którą zorganizowali ks. Sebastian Oszurko (Lubsko) i ks. Tadeusz Petrus (Gaworzyce) - stanęliśmy o świcie pod Zamkiem Anioła, wiedzieliśmy, że nie mamy co marzyć o przedostaniu się na pl. św. Piotra. Wszędzie więcej ludzi niż powietrza. Razem z dwójką znajomych cofam się więc i pod prąd zmierzam do bocznej uliczki. Opłaciło się! Policjanci co jakiś czas odsuwają metalowy płotek i pojedynczy pielgrzymi otaksowani bazyliszkowym wzrokiem stróżów porządku pędzą na via Conciliazione

Bądź na bieżąco!

Zapisz się do newslettera

Przed nami z ogromnego tłumu niczym z ruchomych piasków wynurza się bryła Piotrowej Bazyliki. Moi towarzysze chcą zostać pod pierwszym telebimem, ale zmuszam ich, by opuścili ten dość wygodny punkt. Suniemy nie wiem, jakim cudem przed siebie. Odbieram telefon od przyjaciół. Zapewniają o pamięci i proszą o modlitwę. Jasne! Takich próśb niosę cały worek i to chyba on wypycha mnie do przodu. Kolejne rusztowanie. Tym razem z głośnikami. Nie mamy wyjścia - wspinamy się na metalową wieżę. Wspaniała panorama! Canaletto byłby usatysfakcjonowany, ale ja - nie! Wiszę jak gwizdek na jakiejś rurze i zastanawiam się, jak zareagowaliby na ten widok moi uczniowie. I raptem przypominam sobie Zacheusza. Wypisz, wymaluj - scena jak z Ewangelii, a ja kręcę nosem. Wiadomo: dać kurze grzędę… I zupełnie jak biblijny bohater zsuwam się z rusztowania, bo właśnie widzę, że środek ulicy zaczyna płynąć. Wessana w ten ludzki potok i zupełnie sama (znajomi jednak zawiesili się na amen) unoszę się w stronę Watykanu. Zatrzymuję się niemal na jego granicy, w… śmietniku. To, co zrobiliśmy z Wiecznego Miasta, woła o pomstę do nieba. Gazety, kartony, niedopite butelki z wodą, wszystko plącze się pod nogami i trzeba bardzo uważać, by nie upaść - pobożni pielgrzymi rozdepczą i nawet tego nie zauważą.

Bezpieczna przystań

Zatrzymuję się pośrodku ulicy przy barierce, która tworzy sztuczny korytarz. Poruszają się nim dziennikarze, służby medyczne i wolontariusze. Roznoszą wodę, obrazki beatyfikacyjne (chwytam, ile się da), książeczki z mszalnymi obrzędami (trudno, nie można mieć wszystkiego), wynoszą omdlałych. Świetny punkt! Widać znakomicie, chociaż kamienny pylon zasłania mi krawędź portretu Papieża (kto postawił ten słup na środku placu?!), a SMS od bratowej: „Uważaj na siebie” przesądza sprawę. Nie idę dalej. Obok mnie jakaś telewizja dorwała Brazylijczyków, jeden z nich - przysadzisty i śniady typ - hałaśliwie tłumaczy i prezentuje wielki proporzec. Przede mną para Włochów. Mają książeczkę, więc zapuszczam żurawia. Zauważyli i pozwolili przeczytać polskie teksty: akt beatyfikacyjny i fragment Dziejów Apostolskich. Muszę być ostrożna, bo właśnie pod moimi nogami kokoszą się dwie maleńkie zakonnice. Azjatki, ale mówią po włosku. Usiłują rozstawić stołeczki i usiąść. Nie mają szans, by cokolwiek zobaczyć. Czasami jednak lepiej być długim niż krótkim. Więc w akcie wdzięczności odsuwam się od barierki i pozwalam, by się tam umościły, będą bezpieczniejsze. Ten dobry uczynek natychmiast procentuje, bo teraz widzę wyraźnie portret Błogosławionego. Dookoła dwukolorowy las: polskie flagi, chorągwie i transparenty. Właśnie jeden z napisem: „Białystok” zasłonił mi połowę telebimu. No nie! Rodacy, zmiłujcie się!

Pomóż w rozwoju naszego portalu

Wspieram

Reklama

Święty entuzjazm

Tymczasem pochmurne niebo błękitnieje. Wygrzebuję z plecaka kapelusz, a ślicznej Włoszce daję biało-czerwoną apaszkę. Dziewczyna uśmiecha się wdzięcznie i zawiązuje chusteczkę na głowie. Ta słoneczna kąpiel to na pewno prezent od naszego bł. Papieża. Rozpoczyna się Eucharystia, witamy Ojca Świętego, który wjeżdża na plac. A kiedy wreszcie ogłasza, że Jan Paweł II jest „beatus”, na portrecie podnosi się zasłona i… ogromna euforia z hukiem zwala się na ten Kościół pielgrzymujący. Już nie widzę bazyliki - utonęła w lawinie flag, głównie naszych, chociaż i inne nacje wtopiły się w słowiański gąszcz. W chórze okrzyków słyszę: „Subito, dziękujemy, Deo gratias”. Nieustający grzmot oklasków, który jest dzisiaj międzynarodowym językiem katolików, niesie tę świętą radość w niebo. Żaden z Polaków nigdy nie był tak kochany i podziwiany. Żadnemu Polakowi tak nie wiwatowano i przed żadnym świat nie klękał w pokorze i czci. A ja jestem tego świadkiem! Wprost puchnę z dumy. Nie dziwi mnie wcale, że stojący obok płaczą z radości. Krępy Brazylijczyk otwartymi dłońmi ociera mokrą twarz i spotyka mój wzrok. Nie wiem, co bardziej mnie wzrusza - męskie łzy czy podniosła chwila, ale czuję, że zaraz pójdę w jego ślady. „Polaco?” - pyta, a gdy potwierdzam, obejmuje i jak małą dziewczynkę głaszcze po głowie. Chlipię wespół w zespół. Obok szaleją Włosi, wiwatują jacyś czarnoskórzy księża, wrzeszczą Polacy i tylko małe siostrzyczki uczepione barierki zachowują się przyzwoicie; klaszczą konwencjonalnie.

Reklama

Msza św.

Wreszcie słyszymy komunikat o schowaniu transparentów i rzeczywiście - nawet butni rodacy zwijają chorągwie, co przywraca mi zdolność widzenia. Trwa Liturgia. Jej etapy śledzę z Włochami, którzy podsuwają mi swoją książeczkę. Korzystam bardziej z uprzejmości, bo przecież Eucharystia nie odbywa się po polsku i muszę przede wszystkim skoncentrować się, by nie zgubić rytu Mszy. Kiedy Papież wygłasza homilię, wyciągam różaniec i do każdego paciorka doczepiam bliskie mi osoby i ich sprawy. Właściwie dobrze, że jestem tu sama - nikt mi nie przeszkadza i nie rozprasza, mogę spokojnie targować się z Panem Bogiem. I naprawdę czuję, że nieźle na tym wyjdę! Homilia trwa krótko. Tylko jedną część Różańca. A może tak mi się wydaje? Wkrótce w wewnętrznym korytarzyku pojawiają się księża z Panem Jezusem. Wiem, że Włosi przyjmują Komunię na rękę, więc i ja wyciągam swoją. Wyglądamy jak dziady proszalne. Uzmysławiam sobie, że nie ma w tym żadnej metafory. Czyż nie otrzymaliśmy wszystkiego z Bożej łaski? Prawdziwi z nas żebracy. Przecież każdy przybył tu po prośbie! I chociaż cieszymy się z nowego Błogosławionego, to cały Kościół - jak tu jesteśmy - chce coś uszczknąć dla siebie! Niestety, żaden z kapłanów nie udziela Komunii na rękę, musimy więc nieźle się nagimnastykować, by nakarmić się Pańskim Ciałem. Potem jeszcze czeka mnie dodatkowa ekwilibrystyka, bo trzeba przecież przebić się przez tę żywą ścianę ludu Bożego, aby dotrzeć na miejsce zbiórki.

Pożegnanie

Nazajutrz jedziemy na Monte Cassino. Zwiedzamy klasztor i odprawiamy Mszę św., co wcale nie jest łatwe. Z ziemi polskiej do włoskiej przybyły tabuny. Kto został w kraju? Wracamy potem do Rzymu i ustawiamy się w kolejce do bazyliki. Mamy nadzieję, że uda nam się pożegnać z bł. Janem Pawłem II, zanim złożą go w kaplicy św. Sebastiana. Ale z minuty na minutę ta nadzieja gaśnie. Ludzi nie ubywa, za to czasu - owszem. Już tylko godzina dzieli nas od zamknięcia świątyni, a my wciąż stoimy po zewnętrznej stronie kolumnady. Nie ma co się łudzić, nie zdążymy. I właśnie wtedy, gdy większość z nas straciła nadzieję, otwiera się barierka i Szwajcarzy - do dziś nie rozumiem dlaczego - wpuszczają właśnie nas! Niemalże ostatni przekraczamy granice Watykanu. Dostojne mury bazyliki bezgłośnie snują nabożne opowieści. W półmroku wleczemy się niemrawo, by jak najdłużej oddychać świętą tajemnicą. Strażnicy nawet za bardzo nie poganiają, za drzwiami już nie ma kotłowaniny, możemy przeżegnać się i zatopić w myślach. Trochę zazdroszczę młodemu grekokatolikowi, który właśnie bije pokłony - dla niego to forma modlitwy. My musimy zatrzymać się i uklęknąć, by ją przeżyć. Wielu właśnie tak robi. Nawet w tej świętej gonitwie trzeba przystanąć choć na chwilę. Mimo tłumu w kościele rozciąga się namacalna cisza. Nabrzmiała milionami niewypowiedzianych słów i wszystkimi odcieniami wzruszeń - wchłania i przenika. Szczęście i lęk, radość i łzy, nadzieja i zwątpienie mieszają się w nas tak, że nie wiemy: chodzimy po morzu czy stąpamy twardo po ziemi?

2011-12-31 00:00

Oceń: 0 0

Reklama

Wybrane dla Ciebie

Po pomoc do św. Andrzeja Boboli

2024-05-13 20:41

Archiwum parafii

W parafii św. Andrzeja Boboli w Lublinie rozpoczęły się uroczystości odpustowe ku czci patrona. Doroczne święto, obchodzone 16 maja, poprzedza modlitewne triduum w intencji pokoju i jedności.

CZYTAJ DALEJ

Nowenna do św. Andrzeja Boboli

[ TEMATY ]

św. Andrzej Bobola

Karol Porwich/Niedziela

św. Andrzej Bobola

św. Andrzej Bobola

Niezwyciężony atleta Chrystusa - takim tytułem św. Andrzeja Bobolę nazwał papież Pius XII w swojej encyklice, napisanej z okazji rocznicy śmierci polskiego świętego. Dziś, gdy wiara katolicka jest atakowana z wielu stron, św. Andrzej Bobola może być ciągle stawiany jako przykład czystości i niezłomności wiary oraz wielkiego zaangażowania misyjnego.

Św. Andrzej Bobola żył na początku XVII wieku. Ten jezuita-misjonarz przemierzał rozległe obszary znajdujące się dzisiaj na terytorium Polski, Białorusi i Litwy, aby nieść Dobrą Nowinę ludziom opuszczonym i religijnie zaniedbanym. Uwieńczeniem jego gorliwego życia było męczeństwo za wiarę, którą poniósł 16 maja 1657 roku w Janowie Poleskim. Papież Pius XI kanonizował w Rzymie Andrzeja Bobolę 17 kwietnia 1938 roku.

CZYTAJ DALEJ

Dzień św. Rity w Kostowie

2024-05-14 11:27

[ TEMATY ]

parafia

św. Rita

Materiał prasowy

Parafia w Kostowie (diecezja kaliska) zaprasza do wspólnego świętowania wspomnienia św. Rity, patronki spraw trudnych i po ludzku beznadziejnych.

Niewielka parafia w Kostowie szczyci się nie tylko pięknym neobarokowym kościołem pod wezwaniem św. Augustyna, ale także prężnie rozwijającym się kultem św. Rity, czczonej jako szczególna patronka w sprawach trudnych i tych, które po ludzku są beznadziejne. Patron parafii i parafialnej świątyni, św. Augustyn, był dla nowego duszpasterza inspiracją do ubogacenia życia duchowego wspólnoty kultem św. Rity, która była przecież mniszką żyjącą w zakonie, którego regułę stworzył właśnie patron kostowskiej parafii. Ks. Marcin Kierzek, który od niespełna roku jest proboszczem w Kostowie, postarał się o relikwie św. Rity (relikwie pierwszego stopnia, czyli z ciała, które przechowywane jest we włoskiej Cascii) oraz o przygotowanie w bocznej kaplicy kościoła parafialnego ołtarza z jej figurą. Powstaje także kaplica ku czci św. Moniki, matki św. Augustyna, w której także znajdzie się figura i sprowadzone z Włoch relikwie.

CZYTAJ DALEJ

Reklama

Najczęściej czytane

W związku z tym, iż od dnia 25 maja 2018 roku obowiązuje Rozporządzenie Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z dnia 27 kwietnia 2016r. w sprawie ochrony osób fizycznych w związku z przetwarzaniem danych osobowych i w sprawie swobodnego przepływu takich danych oraz uchylenia Dyrektywy 95/46/WE (ogólne rozporządzenie o ochronie danych) uprzejmie Państwa informujemy, iż nasza organizacja, mając szczególnie na względzie bezpieczeństwo danych osobowych, które przetwarza, wdrożyła System Zarządzania Bezpieczeństwem Informacji w rozumieniu odpowiednich polityk ochrony danych (zgodnie z art. 24 ust. 2 przedmiotowego rozporządzenia ogólnego). W celu dochowania należytej staranności w kontekście ochrony danych osobowych, Zarząd Instytutu NIEDZIELA wyznaczył w organizacji Inspektora Ochrony Danych.
Więcej o polityce prywatności czytaj TUTAJ.

Akceptuję