– Ksiądz z Polski przywiózł mnie swoim samochodem na granicę, a z białoruskiej strony podjechał ksiądz Józef Staniewski z Grodna – zdradził okoliczności swojego powrotu z Polski zwierzchnik białoruskich katolików. – Przeniosłem do jego samochodu swoje rzeczy i pojechaliśmy na Białoruś.
Nie obyło się się tam bez symbolicznego gestu z jego strony, o którym już w Mińsku metropolita opowiedział dziennikarzom ze łzami w oczach. – Dziś, kiedy przekraczałem granicę, poprosiłem kierowcę, żeby się zatrzymał. Ukląkłem, podziękowałem Bogu za powrót i ucałowałem ziemię. To moja ziemia. I nigdy nie wyrzeknę się Białorusi, zawsze chroniłem jej interesy i będę wciąż to robić - podkreślił hierarcha.
Pomóż w rozwoju naszego portalu
Arcybiskup opowiedział też dziennikarzom, po co pojechał do Polski, skąd nie chciały go już wpuścić z powrotem do kraju białoruskie władze. Wybrał się tam na Pierwszą Komunię synów swojej krewnej. Uroczystość początkowo miała odbyć się w maju, ale z powodu koronawirusa przeniesiono ją na wrzesień. – Nie ma w tym żadnej tajemnicy – zapewnił.
Dodał, że celem wizyty były też konsultacje u lekarzy, ponieważ w zeszłym roku, także w Polsce, przeszedł poważną operację kręgosłupa. Czuł się po niej dobrze, ale lekarze prosili, aby od czasu do czasu ich odwiedzał.
Jego wymuszony pobyt w Polsce przeciągnął się do czterech miesięcy. Głównie przebywał w tym czasie na terenie diecezji białostockiej, gdzie kontynuował działalność duszpasterską.
– Jestem obywatelem Republiki Białoruś, Białoruś to moja ojczyzna – postanowił jednak podkreślić, chociaż przypomniał, że 16 lat, czyli większość swej posługi spędził w Rosji. – Jednak, gdziekolwiek bym był jako duchowny i biskup, to pamiętałem o Białorusi, bo to moja ojczyzna.