Duszpasterzować znaczy roztaczać troskę nad duszami wiernych.
To znaczy być z wiernymi w różnych momentach ich życia, pouczać,
napominać, towarzyszyć przy różnych wyborach. Duszpasterz to ten,
który nie idzie za wskazaniami demagogów, lecz rozeznaje chwilę obecną,
ma własne zdanie, choć musi swą postawę konfrontować przede wszystkim
z Prawem Bożym i nauką Kościoła. To pozwala mu rozumieć chwilę obecną
- "aggiornamento".
Dziś przeżywając rocznicę powstania "Solidarności", która
się zbiegła z liczbą lat kapłaństwa, w którym uczestniczę, ogarniam
refleksją swoje posługiwanie dla ludzi, których mi powierzono. Zwłaszcza
mam na uwadze tych najwierniejszych, jakże często zagubionych, nie
potrafiących znaleźć się na nowo w otaczającej nas rzeczywistości.
W momentach ważnych ci ludzie, bez względu na opcje, ze swymi problemami
przychodzą do kapłana. Dziś przychodzą z zapytaniem: na kogo mamy
w końcu głosować? Czy wolno mi ten głos zbagatelizować, odsunąć się
od nich, bo tak łatwiej, tym bardziej, że widząc co się dzieje, sam
mam mieszane uczucia. Wiem, że byłoby mi wygodniej nie usłyszeć takowych
pytań. Tym bardziej, że niektórzy uparcie przekonują; "ksiądz nie
ma się pchać do polityki". Ale jestem duszpasterzem w każdej okoliczności,
bez względu na to, czy to się komu podoba czy nie. Mam też świadomość,
że kapłan to nie trybun, ani ambona nie jest trybuną, to jednak wiem,
iż obowiązkiem duszpasterza jest dać wskazanie, wyjaśnić i podpowiedzieć.
Jaka jest to odpowiedź na dzień dzisiejszy? Papież Jan Paweł II mówił
na spotkaniu z Polakami w czasie pielgrzymki narodowej w Rzymu - "
Wybierać nam trzeba tych, którzy w swoich programach odwołują się
do Ewangelii". W tym miejscu pozwolę sobie dopowiedzieć: strzec się
tych, co jadą do Papieża, by stać buńczucznie, gdy inni klękają.
Strzec się nam trzeba tych, którzy promują pornografię, opowiadają
się za zabijaniem nienarodzonych, dopuszczają "miękkie" narkotyki,
a także nadmiernych euroentuzjastów. Dlaczego? Otóż jeżeli za nim
stoi mój głos, w takiej decyzji jaką oni podejmują jest i mój udział,
moja wina. Co więcej, nawet ludzie prości i praktykujący mają tę
świadomość. Tym bardziej winienem przestrzegać, przeczuwając decyzje
niezgodne z Ewangelią.
Prawdą jest też, że duszpasterz ma prosić o dary Ducha
Świętego dla siebie i sobie powierzonych na ten czas. Duszpasterz
musi i w tym względzie mieć rozeznanie, trzeba pilnie śledzić wydarzenia,
czytać dokumenty, by mieć szersze horyzonty - by pogląd był optymalny.
Popatrzmy na niektóre z wypowiedzi. Biskupi polscy zachęcają wszystkich
do wzięcia udziału w wyborach prezydenckich. Deklaracja członków
Zarządu Polskiej Akcji Katolickiej stoi na stanowisku - zdecydowany
ateista nie jest godzien poparcia przez człowieka wierzącego. Niewątpliwie
taki kandydat ma zredukowaną wizję człowieka.
Przychodzi też duszpasterska refleksja - zastanawiam
się ilu z moich parafian da się uwieść tylko gładkimi hasłami i statystykami?
Przy okazji słowo o statystykach, którymi karmią nas z ekranów telewizyjnych.
Znam się trochę na nich. Wystarczy odpowiedni dobór osób pytanych
i masz wyniki takie, jakie tylko chcesz.
Wybór prezydenta - głowy państwa, to nasz obywatelski
obowiązek. By się dobrze wywiązać z tej powinności trzeba się odwoływać
do przeszłości. Dostrzec nam potrzeba tych prezydentów, którzy dla
dobra Ojczyzny podejmowali trud, rezygnując z zagranicznych uposażeń
i spokojnego życia, mimo że niewdzięczności było niemało. Pamiętamy,
jak rozliczano z obietnic prezydenta poprzedniego. Dziś jakoś nikt
się nie kwapi, albo nie słychać oficjalnie, by ktoś dopominał się
o realizację składanych przedwyborczych obietnic. Ani też nikt nie
wytacza procesu? A przecież były obietnice. Czyżby młodzież zapomniała
o obiecanych mieszkaniach? Czyżby tych mieszkań nie chciała? Dziś
natomiast słyszymy zupełnie inne, nowe hasła, jakże populistyczne.
Co do mnie, jako obywatel, mam swego kandydata, na którego
zagłosuję. Pamiętam jak kiedyś ktoś przymuszany do głosowania odpowiedział: "
nie, panowie, co ja powiem po latach swym dzieciom". Przypominam
sobie rozmowę z dziennikarzem w Belgii, który znając nasze narodowe
rozbicie - obstawanie przy swej racji - powiedział: "Choć musi się
dużo uczyć, nie zapominajcie, że temu człowiekowi udało się zjednoczyć
polską prawicę i ciągle ją scala". Czy więc mam prawo zostawić swoich
parafian bez odpowiedzi w tak ważnej kwestii? Zwłaszcza gdy ofert
i gotowych recept jest wiele. Nie wolno mi pozostawić samych sobie
tych bezradnych ludzi. Ale i tym, którzy buńczucznie obnoszą się
swymi kalkulacjami, którym zwietrzał patriotyzm, spłowiała wiara
i polskość muszę podsunąć te refleksje, tym bardziej, gdy sumienie
jest niepoprawnie uformowane, a jeszcze mocniej, gdy jest zdeprawowane.
Muszę w ten czas myśleć też o młodych, bym nie był kiedyś posądzony
o tchórzostwo, czy zaniedbanie. A też dlatego, że jest to nasz zbiorowy
obowiązek, by Polska była Polską, a ja - bym zdał dobrze egzamin
z duszpasterzowania.
Pomóż w rozwoju naszego portalu