Reklama

Odsłony

Przejść przez popiół

Bądź na bieżąco!

Zapisz się do newslettera

„…co nie ma cienia, istnieć nie ma siły”

Żeby wyruszyć i osiągnąć swój szczyt, trzeba także zejść do swych podziemi jak do popielnika, gdzie został tylko popiół ze spalonych snów o swojej wielkości. Ale Kopciuszków teraz nie ma, a jeśli są, to już na balu, bo komu z popiołem i z fartuchem do twarzy? Czytając teraz to i owo z pop-psychologii i nowoczesnej pedagogiki, mam wrażenie, że dziś wychowanie ma być hodowlą białych łabędzi, które trzeba nieustannie zapewniać, jakie to są wspaniałe, wyjątkowe i półboskie prawie. I nieustannie wspierać ich lot w słońcu, bo może załamać je zbyt bliski widok ludzkiej biedy, obłędu, cierpienia, upodlenia, umierania. I tak zapewniamy te dzieci-łabędzie, jak jesteśmy z nich dumni, że one zaczynają w to wierzyć - tylko skąd nagle u nich depresja albo samobójstwa? Nie wiem, czy Kopciuszek stałby się królewną bez popiołu zmieszanego ze łzami…
Zapamiętałem tylko jego przezwisko - „Piromantyk”. Lubił błyszczeć, w czym pomagała mu rozkochana w nim mama, i lubił ogień - dosłownie i w znaczeniu „igrania z ogniem”. Jakoś mu się szczęściło, bo z różnych owych igraszek wychodził cało i z brawurą. Na ten obóz maturzystów trafił przypadkiem. Przywiózł ze sobą trochę sztucznych ogni, lubił popisywać się rozpalaniem wieczornego ogniska jedną zapałką lub krzesaniem iskier. Dosypywał coś do ognia, który strzelał wtedy fontannami iskier pod niebo. Utrzymywaniem ognia się nie interesował - on był od rozpalania. Nie tylko ognia, ale i oczu, i serc dziewczyn także. Mimo przestróg, igrał z tym ogniem. Kiedyś sypnął do ogniska coś takiego, że od iskier zajęły się czubki wyschniętych sosen i zaczęły płonąć. Z początku śmiał się jak na pokazie laserów, aż trzeba było brutalnie uświadomić mu, że dzieje się dramat. I wtedy uciekł. Trudno było ugasić kilkanaście drzew, na szczęście na pomoc przyszedł deszcz. I wówczas nasz „Piromantyk” wrócił. Wzięliśmy latarki, jego pod ramię i ruszyliśmy przez zgliszcza. Natknęliśmy się na popalone ptaki i trzy wiewiórki. Jedna jeszcze żyła. I wtedy on osunął się na kolana i zaczął płakać. Dawno chyba tego nie robił. Wkrótce okazało się, że jedna z dziewczyn jest poparzona i trzeba ją zawieźć do szpitala. Wyglądał groteskowo z twarzą umorusaną popiołem, ale jego płacz był szczery. Na drugi dzień nie wychodził z namiotu. Jakby zgasł i skurczył się jakoś. Przyszedł z prośbą o karę. Kazałem mu wynosić popiół z naszej obozowej kuchni i utrzymywać watrę. Zabrał się do tego bez słowa - on, elegancik z wciąż mytymi i szczotkowanymi włosami, jakby nie zważał, że stają się popielate. A z utrzymywaniem watry (tych iskier żaru przechowywanych w hubie od ogniska do ogniska) miał więcej kłopotu. Biedził się, wciąż mu gasła, płakał ze złości i wstydu, ale coś się w nim przemieniło. Ulotniła się poza, samozadowolenie, pewność siebie. A po południu szedł kawał pieszo do szpitala, żeby siedzieć przy tej dziewczynie. Po kilku dniach, kiedy utrzymał do wieczora żar w hubce, poprosił, czy może być do końca strażnikiem ognia. Zapewnił, że pożaru nie będzie… Mama go potem poznać nie mogła, bo na powitanie wysmarował twarz popiołem, a potem po prostu obrzydło mu błyszczenie.

W baśniach, legendach niejeden królewicz musiał nierozpoznany pracować w kuchni. Popiół odzierał go z błyszczenia i samozachwytu. To była próba prawdy o sobie, ale i o losie człowieka, który nie wiadomo kiedy ze szczęśliwego Hioba staje się Hiobem bez niczego i nikogo, na kupie gnoju. Teraz robi się wszystko, żeby człowiek o tym nie pamiętał. Disneyland - symbol naszej kultury - to taki świat bez popiołu, w którym wszystko błyszczy, gra i uszczęśliwia pięknych i wspaniałych. Coraz popularniejsza depresja jest chyba koniecznością zmierzenia się z tą odrzucaną częścią prawdy o sobie i życiu. Z tym cieniem karnawałowych świateł. I zarówno wspomniane baśnie, jak i Wielki Post z Popielcem uczą, że trzeba się zmierzyć z tym cieniem w sobie, aby wyjść mocniejszym i mądrzejszym w odróżnianiu tego, co prawdziwie wielkie, od tego, co tylko barwne i nadmuchane.

Pomóż w rozwoju naszego portalu

Wspieram

2006-12-31 00:00

Oceń: 0 0

Reklama

Wybrane dla Ciebie

Anioł z Auschwitz

Niedziela Ogólnopolska 12/2023, str. 28-29

[ TEMATY ]

Wielcy polskiego Kościoła

Archiwum Archidiecezjalne w Łodzi

Stanisława Leszczyńska

Stanisława Leszczyńska

Są postacie, które nigdy nie nazwałyby samych siebie bohaterami, a jednak o ich czynach z podziwem opowiadają kolejne pokolenia. Taka właśnie była Stanisława Leszczyńska – „Mateczka”, położna z Auschwitz.

Przyszła bohaterka urodziła się 8 maja 1896 r. w Łodzi, w niezamożnej rodzinie Zambrzyckich. Jej bliscy borykali się z tak dużymi trudnościami finansowymi, że w 1908 r. całą rodziną wyjechali w poszukiwaniu lepszego życia do Rio de Janeiro. Po 2 latach jednak powrócili do kraju i Stanisława podjęła przerwaną edukację.

CZYTAJ DALEJ

#NiezbędnikMaryjny: Litania Loretańska - wezwania

[ TEMATY ]

litania loretańska

Adobe Stock

Litania Loretańska to jeden z symboli miesiąca Maja. Jest ona także nazywana „modlitwą szturmową”. Klamrą kończąca litanię są wezwania rozpoczynające się od słowa ,,Królowo”. Czy to nie powinno nam przypominać kim dla nas jest Matka Boża, jaką ważną rolę odgrywa w naszym życiu?

KRÓLOWO ANIOŁÓW

CZYTAJ DALEJ

Adorować to postawić Boga w centrum życia

2024-05-11 09:47

ks. Łukasz Romańczuk

Abp Józef Kupny, metropolita wrocławski

Abp Józef Kupny, metropolita wrocławski

Drugi dzień II Kongresu Wieczystej Adoracji rozpoczął się w katedrze pw. św. Jana Chrzciciela we Wrocławiu. Eucharystii przewodniczył abp Józef Kupny, metropolita wrocławski.

W homilii abp Józef Kupny wyjaśnił, czym jest adoracja Najświętszego Sakramentu. - Odkrywamy adorację jako wymóg wiary. Adorować to postawić Boga w centrum życia, to nadać wszystkim sprawom właściwy porządek, stawiając Boga na pierwszym miejscu. W życiu wiarą nie wystarczy sama wiedza teologiczna, potrzeba Go spotkać i adorować. Na niewiele zdadzą się nasze wiadomości z zakresu życia religijnego czy zdolności duszpasterskie, jeśli nie padamy na kolana. Wiara jest relacją z żywą osobą, którą się kocha. Stając twarzą w twarz z Jezusem poznajemy Jego oblicze. Adorując odkrywamy dzieje miłości z Bogiem, w którym nie wystarczają idee, ale trzeba Go postawić na pierwszym miejscu, tak jak stawia się osobę, którą kochamy. Taki właśnie musi być Kościół, adorujący i zakochany w Jezusie, swoim Oblubieńcu - wskazał. abp Kupny i dodał: - Trwanie na kolanach przed Jezusem jest lekarstwem na podziały w Kościele. Dzisiaj chcemy rozważać, że adoracja czyni jedność w Kościele. Przez adorację dokonuje się wyzwolenie z największego niewolnictwa, uzależnienia do nas samych.

CZYTAJ DALEJ

Reklama

Najczęściej czytane

W związku z tym, iż od dnia 25 maja 2018 roku obowiązuje Rozporządzenie Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z dnia 27 kwietnia 2016r. w sprawie ochrony osób fizycznych w związku z przetwarzaniem danych osobowych i w sprawie swobodnego przepływu takich danych oraz uchylenia Dyrektywy 95/46/WE (ogólne rozporządzenie o ochronie danych) uprzejmie Państwa informujemy, iż nasza organizacja, mając szczególnie na względzie bezpieczeństwo danych osobowych, które przetwarza, wdrożyła System Zarządzania Bezpieczeństwem Informacji w rozumieniu odpowiednich polityk ochrony danych (zgodnie z art. 24 ust. 2 przedmiotowego rozporządzenia ogólnego). W celu dochowania należytej staranności w kontekście ochrony danych osobowych, Zarząd Instytutu NIEDZIELA wyznaczył w organizacji Inspektora Ochrony Danych.
Więcej o polityce prywatności czytaj TUTAJ.

Akceptuję