W debacie telewizyjnej z premierem Jarosławem Kaczyńskim były prezydent Aleksander Kwaśniewski („kochana morda nasza” wg słów jego kolegi, Marka Borowskiego) zaprezentował pogląd, jakoby „polityka zagraniczna polegała na dialogu”. Być może tak naprawdę rozumiana jest polityka zagraniczna w kręgach postkomunistycznej lewicy: pogadać, wypić i zakąsić, a przy okazji ustalić, komu ze swoich dać zarobić na imporcie ropy, a komu, powiedzmy, na eksporcie broni...
Może dlatego jeden z najważniejszych problemów tej polityki - stosunki z Niemcami na tle niemieckich żądań kierowanych wobec polskich Ziem Zachodnich - kolejni ministrowie spraw zagranicznych (Skubiszewski, Geremek, Bartoszewski, Cimoszewicz) doprowadzili do obecnego, krytycznego stanu. Sam Kwaśniewski, i to jako urzędujący jeszcze wówczas prezydent, w swej słynnej deklaracji gdańskiej uznał nawet ten problem za... ciągle „otwarty”. Jakże więc dziwić się, że w jakiś czas później zachęcał już Niemców do zaostrzania kursu wobec własnego kraju, wobec Polski... Warto o tym przypomnieć, bo ten polityczny serwilizm, ta uniżoność i uległość wobec najbezczelniejszych nawet zagranicznych żądań pokazuje dobrze, do czego prowadzi rozumienie polityki zagranicznej li tylko jako „dialogu”... Prowadzi do padania na kolana: najpierw przed Moskwą, teraz przed Berlinem lub Brukselą.
Można różnie oceniać dotychczasową politykę gospodarczą PiS, można podzielać wiele zarzutów kierowanych pod adresem rządów PiS ze strony Ligi Prawicy Rzeczypospolitej, ale akurat w dziedzinie polityki zagranicznej to właśnie dyplomacja PiS-owska, pod kierunkiem premiera i minister Anny Fotygi, przedstawiła wreszcie w Unii Europejskiej najważniejsze polskie interesy narodowe w należytym im wymiarze i randze. Dyplomacja minister Anny Fotygi nie dała się „zagadać” wygadanym „mądralom” w brukselskim „dialogu”, pełnym banałów i ogólników, ale wniosła na unijne forum kilka najważniejszych polskich problemów: bezpieczeństwa energetycznego, równego traktowania państw unijnych przez rosyjskiego partnera Unii (sprawa rosyjskiej blokady eksportu polskich produktów rolnych), a w stosunkach polsko-niemieckich postawiła w sposób jasny i nie do „zamiecenia pod dywan” sprawę skandalicznych roszczeń niemieckiego Powiernictwa Pruskiego. Warto zderzyć ze sobą te dwie postawy: Kwaśniewskiego, który jako urzędujący prezydent uznał kwestię tych roszczeń za „otwartą”, a następnie podjudzał niemiecki rząd do utwardzenia swej postawy wobec Polski - i postawę premiera Kaczyńskiego, który oświadczył publicznie, także przedstawicielom Unii Europejskiej, że podtrzymywanie tej kwestii przez Niemców może zrujnować stosunki polsko-niemieckie. Teraz Trybunał w Strasburgu będzie się musiał dobrze zastanowić, bo uznanie choćby jednego z 22 niemieckich pozwów Powiernictwa Pruskiego może zrujnować nie tylko stosunki polsko-niemieckie, ale i wiele kruchych kompromisów, pozawieranych w Unii Europejskiej...
Tymczasem 18 października przedstawiciele unijnych rządów spotkają się, by ostatecznie zatwierdzić projekt tzw. Traktatu Reformującego, czyli eurokonstytucji. Chcielibyśmy jednak poznać najpierw stanowisko Trybunału ze Strasburga w sprawie tych 22 przyjętych pozwów Powiernictwa Pruskiego, bo gdyby było ono dla Polski niekorzystne (tak jak w skandalicznej sprawie roszczeń Alicji Tysiąc!), to o żadnym przyjmowaniu eurokonstytucji nie ma co nawet rozmawiać. Są bowiem granice dialogu, który nie wyczerpuje wcale dyplomacji, zwłaszcza gdy jedna ze stron udaje, że nie słyszy.
Pomóż w rozwoju naszego portalu