Kl. Wojciech Kania: - W jakich okolicznościach związał się Ksiądz z Opus Dei?
Ks. dr Stefan Moszoro-Dąbrowski: - W zwykłych. Takie jest Opus Dei - zwykłe, normalne, ludzkie. Moi rodzice mieszkali przed wojną we Lwowie. Tata był całą wojnę w wojsku. Mama od 1942 r. była w Auschwitz. Po wojnie poznali się w Londynie, gdzie się pobrali, i emigrowali do Argentyny. Mieszkaliśmy w Rosario (miasto znane z mundialu 1978, wtedy Polska przegrała 0:2 z Argentyną). W roku 1969 Bartek, jeden z moich starszych braci, został zaproszony przez kolegę do ośrodka Opus Dei. Rodzicom, gdy dowiedzieli się, o co chodzi, bardzo się to spodobało, gdyż dbali o nasze wychowanie religijne. Szybko wszyscy mocno się zaangażowaliśmy. Można powiedzieć, że wpadliśmy jak śliwka w kompot (śmiech).
- Co jest istotą duchowości Opus Dei i jaki model duchowości z tego wynika?
Pomóż w rozwoju naszego portalu
Reklama
- Istotą Opus Dei jest przemienianie wszystkiego w okazję do dialogu z Jezusem i do służby bliźniemu. Mnie bardzo pociągnęła możliwość apostołowania wśród przyjaciół ze szkoły, a potem na uczelni. Chodzi o to, by pracę i własne obowiązki (zawodowe, rodzinne) uświęcać, czyli kierować do Boga. To „model duchowości” wybitnie świeckiej - bycie w świecie staje się okazją do służby Panu Bogu. Nie wymaga on porzucenia środowiska, lecz życia w nim w inny sposób, jako zaczyn, jako apostoł. Jednak słowo „model” nie jest do końca właściwe, wskazuje, jakby wszyscy byli jednakowi, sztampowi… Tymczasem „styl” Opus Dei to różnorodność. Do Opus Dei należą ludzie z bardzo różnych kultur: Azjaci, Europejczycy, Latynosi, Żydzi…
- Opus Dei w Polsce działa od kilkudziesięciu lat. Jak doszło do powstania Dzieła w Polsce?
- Opus Dei dla swego działania potrzebuje minimum wolności. Dopiero po 1989 r. w Polsce powstały ośrodki prałatury. Zaczęliśmy od Szczecina - śp. abp Majdański bardzo nalegał, aby w jego archidiecezji powstały nasze ośrodki. Potem szybko była już Warszawa, Kraków, Poznań etc. Co dalej? Zobaczymy, jak Bóg poprowadzi.
- Gdzie powinien się udać młody człowiek, który chciałby wstąpić do Opus Dei?
- Nawiązać kontakt z Opus Dei nie oznacza wstąpić. Jest mnóstwo ludzi, którzy latami korzystają z różnych środków formacyjnych Opus Dei, a Bóg nie powołuje ich do wstąpienia do Dzieła. Młody człowiek zazwyczaj korzysta z internetu. Wystarczy, by wystukał na Googlach: Opus Dei + miasto w którym mieszka, a potem napisał e-maila lub zadzwonił do najbliższego ośrodka.
- Co sprawia, że Opus Dei postrzegane jest jako tajne stowarzyszenie lub bywa nazywane „białą masonerią”?
Reklama
- Takie książki, jak „Kod da Vinci” i bezmyślne powtarzanie przez innych tych dyrdymałów. Być może mały wysiłek instytucjonalny, by prowadzić szeroki PR. Jednak Marcin Przeciszewski, dyrektor KAI, mówił publicznie, że Opus Dei być może jest instytucją, o której najłatwiej się dowiedzieć.
Istotą Opus Dei nie jest noszenie na klapie znaczka „OD”, lecz życie w taki sposób, by ludzie, „widząc wasze dobre uczynki, chwalili Ojca waszego, który jest w niebie” (por. Mt 5, 16). Zbytnie afiszowanie się może prowadzić do pewnej pychy zbiorowej, która jest bardzo szkodliwa. To duchowość zakonna wymaga znaku, habitu. Dla świeckich nie jest to odpowiednie. Członkowie Opus Dei niczym nie różnią się od innych obywateli. Ich znajomi wiedzą o tym, że oni są związani z Dziełem. Ta przynależność jest czymś tak naturalnym, jak to, że sól jest słona, a światło oświeca (por. Mt 5, 13-15).
- W prasie, a ostatnio także w różnych publikacjach książkowych, pojawiają się ataki na Opus Dei. Czasami twórcami tych opinii i ataków są sami byli członkowie Dzieła. Skąd biorą się te ataki i jak się do nich ustosunkowywać?
- „Jeszcze się taki nie urodził, który by wszystkim dogodził”. W naszych czasach, przesiąkniętych relatywizmem, nie może dziwić krytycyzm wobec wszelkich instytucji mocnych. Kościół, a w nim Opus Dei, to instytucja budowana wokół Prawdy, a nie wokół tego, co ludzie chcą usłyszeć. Nie prowadzimy badań opinii publicznej. W Opus Dei bardzo serio traktuje się prawdę o oddaniu. Św. Josemaría mówił, że nie lubi sloganów, czyli takich frazesów, które się powtarza, ale się nimi nie żyje, lub przynajmniej nie stara się nimi żyć.
Przy tym nie mamy poczucia oblężonej twierdzy. Nawet takie przykre zjawisko, jak „Kod da Vinci” było dla Dzieła okazją do tego, aby wiele osób zainteresowało się nim. Dzieło wciąż się rozwija i jest bardzo wiele ludzi mu życzliwych, również takich, którzy może kiedyś związali się z nim, a potem trudy życia inaczej nimi pokierowały.
Ogólnie myślę, że nie jest dobrą drogą do poznania jakiejś instytucji słuchanie wyłącznie głosów byłych członków. Drogą do pojęcia np. kapłaństwa nie jest zebranie wyznań byłych księży. Prócz tego zazwyczaj żadna instytucja nie wdaje się w polemiki z konkretnymi przypadkami.