Szumnie reklamowana strategia rządowa „Polska 2030”, w której Michał Boni przez wszystkie przypadki odmieniał inwestycje w kapitał ludzki, okazała się kolejnym humbugiem. W budżecie na 2010 r. zmniejszono wydatki na kulturę i dziedzictwo narodowe o 400 mln zł - więc będą mniejsze niż 1200 mln zł. To zaledwie 0,39 proc. budżetu - wskaźnik niespotykany w cywilizowanych krajach, nawet gdyby osiągnął 0,55 - 0,6 proc.,
co obiecuje minister kultury. Co prawda, premier obiecał 1 proc., ale - jak wiadomo - ma kłopoty z wiarygodnością, a poza tym miałoby się to spełnić w ciągu dwu kadencji PO (czyli 8 lat), a tego przecież obywatele nie życzą nawet swym najgorszym wrogom.
Praski menel, który zapił się na śmierć, ma swój pomnik. - To symbol rozdwojenia mentalnego - tłumaczy Paweł Althamer, jego twórca. Jeżeli Słowacki godny pomnika, to pijaczek też. Artysta realizował projekt, współpracując z młodocianymi slumsiarzami, ale połowa z nich trafiła do poprawczaka, zaś „lokalna społeczność”, dla której powstał pomnik, była oburzona. Postać wykonana z tworzywa gumowego, umocowana na sprężynie jest zaprzeczeniem idei pomnika. Szkoda pieniędzy na takie aspołeczne eksperymenty. - Trzeba się liczyć z różnymi reakcjami - perswadował artysta. To jest działanie na żywym organizmie trudnej ulicy. - To była dla tych dzieci dobra lekcja - poparła go Joanna Mytkowska (Muzeum Sztuki Nowoczesnej). Bo po co stawiać pomniki Kopernikowi czy Papieżowi, jak można Gumie - dzielnicowemu bohaterowi.
Tymczasem zmniejsza się ministerialna pomoc dla samorządów, utrzymujących instytucje kultury (w 2004 r. - 130 mln zł, w 2009 r. - 100 mln zł). W 2010 r. budżet stołecznej kultury zmniejszy się o 10 proc. (z 216 mln zł do 204 mln zł), zaś w następnym będzie już tylko 170-180 mln zł. Jakby na przekór rzeczywistości, rośnie liczba fundacji i stowarzyszeń kulturalnych. W stolicy jest ich już 1400, w całym kraju - ponad 8 tys. Większe miasta dotują je kilkoma procentami swych budżetów na kulturę. Stolica jest hojniejsza - daje 14 proc. (ok. 30 mln zł). W ten sposób ryzyko eksperymentów artystycznych tzw. kultury niezależnej w coraz większym stopniu ponoszą podatnicy. Oni też mieliby zapłacić za „rewolucję kulturalną”. Już w wielu miastach organizacje pozarządowe usiłują zawłaszczać lokalne placówki kulturalne. Propagując lewactwo liberalne, traktują „nowoczesną wizję kultury jako narzędzie modernizacji społeczeństwa”.
Pomóż w rozwoju naszego portalu