Ojca Świętego miałem zaszczyt spotkać dwukrotnie. Za każdym razem były to spotkania bardzo krótkie. Pierwsze miało miejsce jeszcze w stanie wojennym na Stadionie Dziesięciolecia w Warszawie, kiedy podszedł do grupy aktorów występujących w programie przed Mszą św. Przywitał się z nami, wręczył każdemu różaniec. Drugie spotkanie odbyło się kilka miesięcy przed jego śmiercią. Wraz z Chórem Uniwersytetu Śląskiego nagraliśmy płytę z fragmentami tekstów Ojca Świętego. Po audiencji generalnej dopuszczono nas do tronu Papieża i ja miałem to szczęście być najbliżej jego osoby - i to było jedyne takie spotkanie. A że jakiś czas temu nagrałem płytę: „Tryptyk rzymski”, zapytałem Papieża, czy mogę mu ją podarować. Odpowiedzi nie zrozumiałem, bo Papież już niewyraźnie mówił i był zmęczony. Najbardziej żałuję, że nie mogłem wraz z aktorami wziąć udziału w pielgrzymce do Watykanu zaraz po stanie wojennym, nie otrzymałem paszportu, była to kara za działalność w stanie wojennym.
Jan Paweł II, gdyby nie został księdzem, byłby wybitnym aktorem. Był dla mnie niezwykłym rzemieślnikiem sztuki aktorskiej. Wspaniale operował słowem, pauzą, umiał przepięknie mówić, miał niezwykły głos. Widzę w nim mistrza. Z jego umiejętności i talentu korzystam pełnymi garściami, czytając zarówno „Tryptyk rzymski”, jak też inne utwory. Kiedy przymierzałem się do pierwszych tekstów Jana Pawła II, było to na początku jego pontyfikatu, kiedy w naturalny sposób zainteresowano się jego twórczością. Te teksty wydawały mi się trudne. „Tryptyk rzymski” jest napisany prostym językiem, mimo że mówi o skomplikowanych sprawach. Jest tekstem głębokim i im dłużej z nim obcuję, wchodzę w jego głębię, dokopuję się do drugiego dna, odkrywając coraz to więcej tajemnic. Dlatego dziś wydaje mi się on coraz prostszy.
Odczytanie Testamentu Papieża było niezwykłym przeżyciem. Tekst otrzymałem właściwie przed transmisją i miałem świadomość, jaki jest to moment, przez kogo tekst ten został napisany i co znaczy dla tych, którzy go będą słuchać zgromadzeni przed telewizorami. To, oczywiście, powodowało we mnie duży stres. Ale waga tego momentu na tyle mnie zmobilizowała, że myślę, iż wykonałem to zadanie w miarę profesjonalnie.
Użyczyłem głosu Jonowi Voightowi w filmie „Papież Jan Paweł II”. Podłożenie głosu do filmu rzeczywiście wymagało niezwykłego przygotowania i skupienia. Starałem się tak pracować i tak przekazać tę rolę, żeby wydawało się wszystkim, że przemawia do nich z ekranu Jan Paweł II.
Przy nagrywaniu „Świadectwa” nie musiałem udawać. Myślę, że zdarzenia spisane przez kard. Dziwisza - bo tylko on pewne rzeczy mógł widzieć i w nich uczestniczyć - są dla nas niewątpliwie cennym świadectwem. Twierdzę jednak, że najlepiej sam Jan Paweł II opowiada o sobie, tekstami spisanymi przez samego siebie... Największą wiedzę o Papieżu znajdujemy w tym, co sam nam przekazywał i w lekcjach, których nam udzielał.
Pomóż w rozwoju naszego portalu