Reklama

Smoleńska metamorfoza

Donald Tusk cały czas zapewniał, że śledztwo w sprawie katastrofy Tu-154 M jest wzorowo prowadzone przez Rosjan. Raptem, po ośmiu miesiącach, mówi, że raport MAK jest „nie do przyjęcia”. Czy nie za późno na taką metamorfozę?

Niedziela Ogólnopolska 2/2011, str. 12-14

Artur Stelmasiak

Bądź na bieżąco!

Zapisz się do newslettera

Sprawdziły się prognozy osób, które od miesięcy mówiły, że dochodzenie prowadzone przez Międzypaństwowy Komitet Lotniczy (MAK) jest skandaliczne. O tym, że z tą postradziecką instytucją będą problemy, pisaliśmy również na łamach „Niedzieli” (nr 47/2010). Od samego początku było wiadomo, że MAK całą winą obarczy pilotów oraz stronę polską, Rosjanie zaś będą bez skazy. Dlatego też dziwiło bezgraniczne zaufanie polskiego rządu do tej skompromitowanej instytucji. W efekcie takiej polityki bez echa pozostawały wszystkie apele o powołanie międzynarodowego śledztwa.
Retoryka premiera Donalda Tuska radykalnie zmieniła się, gdy Polska wysłała poprawki do raportu końcowego MAK. Do rosyjskiego dokumentu, który liczy 210 stron, dołączyliśmy w sumie aż 150 stron uwag. - To mówi samo za siebie - komentuje płk. Edmund Kilch, polski ekspert lotniczy akredytowany przy MAK. Jego zdaniem, raport ma wiele niedoróbek, ale najgorsze jest to, że całe postępowanie było prowadzone z naruszaniem prawa i lekceważeniem strony polskiej. - Bo jeśli nasi śledczy nie mają dostępu do niektórych ważnych informacji, jeśli drugi raz nie mogą przesłuchać kontrolerów, jeśli nie mogą przesłuchać innych osób, które jak się później okazało, w tym procesie decyzyjnym brały udział, to jest złamanie Konwencji Chicagowskiej - podkreśla Klich.

PO śladach Kaczyńskiego

Na przesłane do Moskwy polskie poprawki alergicznie zareagowali niektórzy rosyjscy politycy. - Naszych kolegów nie satysfakcjonują niektóre wnioski MAK. Ale co można poradzić na to, że te wnioski są zgodne z rzeczywistością - mówi Leonid Słucki, wiceprzewodniczący Komisji Spraw Zagranicznych Dumy Państwowej. - Dlatego powinniśmy dać polskim kolegom możliwość zebrania się z myślami i ponownego przeczytania raportu MAK - tak lekceważąco o naszych ekspertach mówi Leonid Słucki.
Na szczęście nie cała opinia publiczna w Moskwie podziela zdanie rosyjskiego polityka. Dziennik „Kommiersant” wymianę poglądów między Polską a Rosją już nazwał międzynarodowym skandalem. Gazeta pisze, że badania prowadzone przez MAK zakończyły się kompletnym fiaskiem i najprawdopodobniej trzeba będzie rozpocząć je od nowa. „Polacy od samego początku dawali do zrozumienia, że chcieliby widzieć w raporcie końcowym także ocenę roli kontrolerów lotniska Siewiernyj, którzy aktywnie uczestniczyli w wydarzeniach i także przyczynili się do tragicznego finału” - pisze „Kommiersant”. Rola kontrolerów stała się kością niezgody w badaniach. „Polacy chcieli jedynie, by rosyjscy eksperci obiektywnie odzwierciedlili w swoim raporcie wszystkie czynniki, które sprzyjały powstaniu nadzwyczajnej sytuacji na pokładzie, jednak się tego nie doczekali” - wskazują dziennikarze gazety. Ich zdaniem, MAK robił wszystko, by nie padł cień podejrzeń na kontrolerów lotu. W efekcie doprowadziło to do wywołania międzynarodowego skandalu. Niektóre prokremlowskie media piszą jednak w zupełnie innym tonie. Komentatorzy „Głosu Moskwy” podkreślili, że premier Donald Tusk poszedł w ślady Jarosława Kaczyńskiego.

Pomóż w rozwoju naszego portalu

Wspieram

Reklama

POsypywanie głowy popiołem

Winę za taki stan rzeczy ponosi nie tylko Rosja, ale przede wszystkim strona polska, która do ostatniej chwili oficjalnie nie miała żadnych zastrzeżeń do śledztwa. Przekonywano nas, że śledztwo jest „wzorcowe”. Dzięki temu Rosjanie po prostu poczuli się bezkarni. Wiedzieli, że mają wolną rękę, bo Polska wyraźnie zdystansowała się od całego postępowania. - Nie od dziś wiadomo, że nasi prokuratorzy nie mieli wystarczającego wsparcia ze strony rządu i dyplomacji - mówi „Niedzieli” mec. Rafał Rogalski, pełnomocnik kilku rodzin ofiar katastrofy.
Teraz Donald Tusk nie może już dłużej udawać, że wszystko jest w porządku. Skandalicznie prowadzonego śledztwa już niczym nie da się przykryć. Dlatego nikt nie broni rządowej decyzji o przekazaniu śledztwa Rosjanom, a politycy PO głowią się, jak wybrnąć z tej sytuacji. Kilkumiesięczne doświadczenie obnażyło bowiem, jak bardzo nietrafne było to posunięcie.
Tusk wpadł we własne sidła, albowiem MAK całą winę zwala na Polskę, czyli na rząd, który był odpowiedzialny za przygotowanie prezydenckiej wizyty i zapewnienie jej bezpieczeństwa. Dlatego dziś premier mówi o tym, że niektórym osobom w Rosji może zależeć na ukrywaniu prawdy. Czy na te słowa nie jest już jednak za późno? Czy 10 kwietnia władze RP stanęły na wysokości zadania i zdały egzamin? Premier podczas spotkania z rodzinami publicznie przyznał się do tego, że sytuacja po katastrofie pod Smoleńskiem wymknęła się rządowi spod kontroli - podkreśla mec. Rogalski. - Najbardziej zaskoczyło mnie to, że polski rząd nie był w stanie ogarnąć całej zaistniałej sytuacji i właściwie koordynować działaniami zarówno faktycznymi, jak i prawnymi poszczególnych instytucji. Stąd powstało tak wiele problemów, których można było uniknąć.
O fakcie, że premierowi pali się grunt pod nogami, wiele mówi jego zdenerwowanie podczas ostatniego spotkania z rodzinami i atak na Ewę Kochanowską. Do tej pory nikt z rodzin i pełnomocników nie widział Donalda Tuska tak wytrąconego z równowagi. - Zaczął krzyczeć do mikrofonu, nakręcał się. Zachował się skandalicznie, to było niegodne premiera. To właściwie była słowna napaść przy użyciu obraźliwych słów - relacjonuje Rogalski.

Reklama

Złe przygotowanie, złe zabezpieczenie

Wiemy już o wielu niedociągnięciach, błędach, złym szkoleniu i fatalnym przygotowaniu wizyty 10 kwietnia. Cały system bezpieczeństwa okazał się na tyle dziurawy, że doprowadził do bezprecedensowej katastrofy w historii świata. - To obnaża słabość i kompromituje nasze państwo na arenie międzynarodowej - uważa Antoni Macierewicz, szef sejmowego zespołu ds. zbadania katastrofy.
Wiadomo, że prokuratura i adwokaci rodzin będą również przyglądać się sposobowi, w jaki została przygotowana wizyta 10 kwietnia. Za niezapewnienie bezpieczeństwa polskiej delegacji na tak wysokim szczeblu odpowiada zarówno strona polska, jak i rosyjska. - Przygotowanie tej wizyty było totalną improwizacją - mówi „Niedzieli” gen. Roman Polko, były dowódca elitarnego GROM-u oraz szef BBN-u.
Wystarczy porównać dysproporcję w przygotowaniu wizyty Lecha Kaczyńskiego na terytorium Federacji Rosyjskiej z wizytą Dmitrija Miedwiediewa w Warszawie 6 grudnia 2010 r. W stolicy Polski roiło się od służb specjalnych i policji, a nad miastem krążyły śmigłowce. O bezpieczeństwo prezydenta Federacji Rosyjskiej z polskiej strony dbał BOR, policja, ABW, Żandarmeria Wojskowa oraz rzesze strażników czy saperów. Oprócz tego rosyjski prezydent miał też, oczywiście, armię swoich ochroniarzy. Nad jego bezpieczeństwem czuwało 2 tys. osób!
Rankiem 10 kwietnia 2010 r. na lotnisku Siewiernyj był tylko jeden oficer Biura Ochrony Rządu - kierowca ambasadora RP w Moskwie. Rosjanie nie zgodzili się bowiem na to, aby nasze służby zabezpieczały lotnisko. Nie można było sprawdzić stanu jego aparatury. Za wszystko byli odpowiedzialni Rosjanie. Żaden z borowców w Katyniu nie był nawet uzbrojony, bo nie zgodzili się na to Rosjanie. Czy to jest normalne? - W żadnym wypadku. Ochrona przywódców państwowych zawsze powinna być uzbrojona. Jestem przekonany na 100 proc., że ochrona Miedwiediewa była uzbrojona w Warszawie. To są normalne procedury - tłumaczy gen. Polko.

Reklama

Prywatny prezydent?

Polska postawa wobec Kremla od samego początku była wiernopoddańcza. Nasze służby oddały całą ochronę polskiej delegacji w ręce Rosjan, podobnie zresztą jak śledztwo. Dzięki temu nasi wschodni sąsiedzi mogą być sędziami we własnej sprawie. - Najpierw nasze służby wystawiły prezydenta na niebezpieczeństwo, a teraz z ufnością powierzają im wyjaśnianie okoliczności śmierci - ironizuje gen. Polko.
Rozdzielenie wizyty premiera Tuska i premiera Putina w Katyniu od uroczystości, na których czele stał prezydent Lech Kaczyński, również było podyktowane przez Moskwę. - Polski MSZ nie protestował. Przychylnie ustosunkowywał się do propozycji, aby obniżyć rangę wizyty prezydenckiej - tłumaczy mec. Rogalski. Wszystkie wysiłki dyplomatyczne Rosji zostały zaangażowane, by skupić się na wizycie premiera Tuska w Katyniu, a Prezydent RP miał być w ich cieniu. - Świadectwem tego są noty dyplomatyczne oraz decyzja Biura Ochrony Rządu o przekazaniu całego zabezpieczenia wizyty służbom rosyjskim - mówi Macierewicz.
Jeżeli nawet prawie cała ochrona wizyty scedowana została na Rosjan, to Polacy powinni patrzeć im na ręce. Kontrolować ich na każdym etapie. Obowiązkiem naszych służb było wcześniejsze sprawdzenie lotniska. Polski oficer powinien być obecny 10 kwietnia na wieży kontroli lotów. - Pilnowanie Rosjan było naszym obowiązkiem. Za to BOR bierze przecież pieniądze - mówi gen. Polko.
Z tego zarzutu służby rosyjskie i polskie tłumaczą się tym, że wizyta prezydenta Lecha Kaczyńskiego miała charakter prywatny, a nie państwowy. Między innymi dlatego Rosjanie mówią, że nie musieli jej zabezpieczać w tak wysokim stopniu, jak 7 kwietnia. - Można było zmniejszyć np. kompanię honorową, a nie bezpieczeństwo. Obojętnie czy Prezydent RP jest na prywatnej wycieczce, czy z wizytą oficjalną - o jego bezpieczeństwo trzeba dbać w takim samym stopniu. Nawet prywatnie pozostaje on prezydentem i zwierzchnikiem polskich sił zbrojnych - podkreśla gen. Polko.

Znaki zapytania

Mimo upływających tygodni i miesięcy od katastrofy, wciąż mnożą się pytania. Na niektóre z nich znaleźliśmy już odpowiedź. Wiemy, że za część przecieków ze śledztwa odpowiedzialni są Rosjanie. Wydostawały się tylko te informacje, które pasowały do MAK-owskiej wersji zdarzeń. Mówiono o naciskach na pilotów, o generale Błasiku za sterami samolotu czy wyimaginowanej roli ministra Kazany. Podobnej manipulacji ulegliśmy w stosunku do współpracy z Rosjanami przy śledztwie, zabezpieczeniu dowodów oraz identyfikacji genetycznej każdej części ludzkiej. Mówiono, że przeprowadzono sekcję zwłok każdej z ofiar. - Widziałam ciało mojego męża ostatniego dnia w Moskwie tuż przed włożeniem do trumny i jednoznacznie stwierdzam jako lekarz, że nie miało śladów badania sekcyjnego. Nikt za te kłamstwa nie powiedział nam, rodzinom żyjącym ciągle w maksymalnym stresie, nawet przepraszam - żali się na swoim blogu Zuzanna Kurtyka, wdowa po prezesie IPN.
Niestety, sprawa sekcji zwłok i identyfikacji ciał pozostawia wiele do życzenia. Część rodzin ma podejrzenia, że w trumnach ich bliskich mogą być szczątki innych ofiar. Również prokuratorzy mają wątpliwości. W niektórych przypadkach nie zgadzają się bowiem próbki DNA pochowanych szczątków. Mec. Rogalski złożył wniosek o ekshumację Przemysława Gosiewskiego, gdyż ma wątpliwości co do tego, czy na pewno to, co zostało wskazane w ekspertyzach sądowo-lekarskich po przeprowadzeniu sekcji, jest wiarygodne. Nie ma również jasności co do przyczyny śmierci Przemysława Gosiewskiego.
Podobne obiekcje ma także rodzina Zbigniewa Wassermanna. - Mam uzasadnione wątpliwości, co do przyczyny śmierci mojego ojca. To nie jest jedyna przyczyna, ale z uwagi na tajemnicę śledztwa nie mogę o tym mówić - podkreśla w rozmowie z „Niedzielą” mec. Małgorzata Wassermann.
Na szczęście rodziny ofiar oraz prawnicy mają bardzo duży udział w śledztwie. Patrzą rządowi i polskiej prokuraturze na ręce. Dzięki staraniom mec. Rogalskiego wszczęto już śledztwo w sprawie niszczenia dowodów wraku tupolewa, a mec. Stefan Hambura złożył wniosek do Wojskowej Prokuratury Okręgowej w Warszawie o umożliwienie zapoznania się z zapisem tzw. skrzynki ATM (jedynej czarnej skrzynki, która znajduje się w Polsce). Dzięki temu rodziny mogłyby poznać parametry feralnego lotu Tu-154 M.
Niestety, ciągle wielką niewiadomą jest rola kontrolerów lotu ze Smoleńska, jak również stan radiolatarni. Według zeznań pilotów Jaka-40, który wylądował na lotnisku Siewiernyj tuż przed katastrofą tupolewa, jedna z nich przerywała. Wymowne jest, że w raporcie MAK nie ma o tym ani słowa.
- Kontrolerzy powinni również zabronić lądowania, tak jak zrobili to w przypadku Jaka-40 - mówi „Niedzieli” Grzegorz Sobczak, redaktor naczelny „Skrzydlatej Polski”. Pilot samolotu z dziennikarzami na pokładzie zignorował zakaz z wieży i szczęśliwie wylądował. Gdyby załoga Tu-154 dostała podobną komendę od kontrolerów lotu, to mielibyśmy do czynienia z ewidentnym i niemal wyłącznym błędem polskich pilotów. - Takiego zakazu jednak nie było - podkreśla Sobczak. Wciąż więc zostaje otwarte pytanie: Kto zezwolił na lądowanie w warunkach, w których piloci nie mieli żadnych szans?

2011-12-31 00:00

Oceń: 0 0

Reklama

Wybrane dla Ciebie

św. Katarzyna ze Sieny - współpatronka Europy

Niedziela Ogólnopolska 18/2000

[ TEMATY ]

św. Katarzyna Sieneńska

Giovanni Battista Tiepolo

Św. Katarzyna ze Sieny

Św. Katarzyna ze Sieny

W latach, w których żyła Katarzyna (1347-80), Europa, zrodzona na gruzach świętego Imperium Rzymskiego, przeżywała okres swej historii pełen mrocznych cieni. Wspólną cechą całego kontynentu był brak pokoju. Instytucje - na których bazowała poprzednio cywilizacja - Kościół i Cesarstwo przeżywały ciężki kryzys. Konsekwencje tego były wszędzie widoczne.
Katarzyna nie pozostała obojętna wobec zdarzeń swoich czasów. Angażowała się w pełni, nawet jeśli to wydawało się dziedziną działalności obcą kobiecie doby średniowiecza, w dodatku bardzo młodej i niewykształconej.
Życie wewnętrzne Katarzyny, jej żywa wiara, nadzieja i miłość dały jej oczy, aby widzieć, intuicję i inteligencję, aby rozumieć, energię, aby działać. Niepokoiły ją wojny, toczone przez różne państwa europejskie, zarówno te małe, na ziemi włoskiej, jak i inne, większe. Widziała ich przyczynę w osłabieniu wiary chrześcijańskiej i wartości ewangelicznych, zarówno wśród prostych ludzi, jak i wśród panujących. Był nią też brak wierności Kościołowi i wierności samego Kościoła swoim ideałom. Te dwie niewierności występowały wspólnie. Rzeczywiście, Papież, daleko od swojej siedziby rzymskiej - w Awinionie prowadził życie niezgodne z urzędem następcy Piotra; hierarchowie kościelni byli wybierani według kryteriów obcych świętości Kościoła; degradacja rozprzestrzeniała się od najwyższych szczytów na wszystkie poziomy życia.
Obserwując to, Katarzyna cierpiała bardzo i oddała do dyspozycji Kościoła wszystko, co miała i czym była... A kiedy przyszła jej godzina, umarła, potwierdzając, że ofiarowuje swoje życie za Kościół. Krótkie lata jej życia były całkowicie poświęcone tej sprawie.
Wiele podróżowała. Była obecna wszędzie tam, gdzie odczuwała, że Bóg ją posyła: w Awinionie, aby wzywać do pokoju między Papieżem a zbuntowaną przeciw niemu Florencją i aby być narzędziem Opatrzności i spowodować powrót Papieża do Rzymu; w różnych miastach Toskanii i całych Włoch, gdzie rozszerzała się jej sława i gdzie stale była wzywana jako rozjemczyni, ryzykowała nawet swoim życiem; w Rzymie, gdzie papież Urban VI pragnął zreformować Kościół, a spowodował jeszcze większe zło: schizmę zachodnią. A tam gdzie Katarzyna nie była obecna osobiście, przybywała przez swoich wysłanników i przez swoje listy.
Dla tej sienenki Europa była ziemią, gdzie - jak w ogrodzie - Kościół zapuścił swoje korzenie. "W tym ogrodzie żywią się wszyscy wierni chrześcijanie", którzy tam znajdują "przyjemny i smaczny owoc, czyli - słodkiego i dobrego Jezusa, którego Bóg dał świętemu Kościołowi jako Oblubieńca". Dlatego zapraszała chrześcijańskich książąt, aby " wspomóc tę oblubienicę obmytą we krwi Baranka", gdy tymczasem "dręczą ją i zasmucają wszyscy, zarówno chrześcijanie, jak i niewierni" (list nr 145 - do królowej węgierskiej Elżbiety, córki Władysława Łokietka i matki Ludwika Węgierskiego). A ponieważ pisała do kobiety, chciała poruszyć także jej wrażliwość, dodając: "a w takich sytuacjach powinno się okazać miłość". Z tą samą pasją Katarzyna zwracała się do innych głów państw europejskich: do Karola V, króla Francji, do księcia Ludwika Andegaweńskiego, do Ludwika Węgierskiego, króla Węgier i Polski (list 357) i in. Wzywała do zebrania wszystkich sił, aby zwrócić Europie tych czasów duszę chrześcijańską.
Do kondotiera Jana Aguto (list 140) pisała: "Wzajemne prześladowanie chrześcijan jest rzeczą wielce okrutną i nie powinniśmy tak dłużej robić. Trzeba natychmiast zaprzestać tej walki i porzucić nawet myśl o niej".
Szczególnie gorące są jej listy do papieży. Do Grzegorza XI (list 206) pisała, aby "z pomocą Bożej łaski stał się przyczyną i narzędziem uspokojenia całego świata". Zwracała się do niego słowami pełnymi zapału, wzywając go do powrotu do Rzymu: "Mówię ci, przybywaj, przybywaj, przybywaj i nie czekaj na czas, bo czas na ciebie nie czeka". "Ojcze święty, bądź człowiekiem odważnym, a nie bojaźliwym". "Ja też, biedna nędznica, nie mogę już dłużej czekać. Żyję, a wydaje mi się, że umieram, gdyż straszliwie cierpię na widok wielkiej obrazy Boga". "Przybywaj, gdyż mówię ci, że groźne wilki położą głowy na twoich kolanach jak łagodne baranki". Katarzyna nie miała jeszcze 30 lat, kiedy tak pisała!
Powrót Papieża z Awinionu do Rzymu miał oznaczać nowy sposób życia Papieża i jego Kurii, naśladowanie Chrystusa i Piotra, a więc odnowę Kościoła. Czekało też Papieża inne ważne zadanie: "W ogrodzie zaś posadź wonne kwiaty, czyli takich pasterzy i zarządców, którzy są prawdziwymi sługami Jezusa Chrystusa" - pisała. Miał więc "wyrzucić z ogrodu świętego Kościoła cuchnące kwiaty, śmierdzące nieczystością i zgnilizną", czyli usunąć z odpowiedzialnych stanowisk osoby niegodne. Katarzyna całą sobą pragnęła świętości Kościoła.
Apelowała do Papieża, aby pojednał kłócących się władców katolickich i skupił ich wokół jednego wspólnego celu, którym miało być użycie wszystkich sił dla upowszechniania wiary i prawdy. Katarzyna pisała do niego: "Ach, jakże cudownie byłoby ujrzeć lud chrześcijański, dający niewiernym sól wiary" (list 218, do Grzegorza XI). Poprawiwszy się, chrześcijanie mieliby ponieść wiarę niewiernym, jak oddział apostołów pod sztandarem świętego krzyża.
Umarła, nie osiągnąwszy wiele. Papież Grzegorz XI wrócił do Rzymu, ale po kilku miesiącach zmarł. Jego następca - Urban VI starał się o reformę, ale działał zbyt radykalnie. Jego przeciwnicy zbuntowali się i wybrali antypapieża. Zaczęła się schizma, która trwała wiele lat. Chrześcijanie nadal walczyli między sobą. Katarzyna umarła, podobna wiekiem (33 lata) i pozorną klęską do swego ukrzyżowanego Mistrza.

CZYTAJ DALEJ

Redaktor naczelny „Niedzieli”: wiara wymaga od nas odwagi

2024-04-29 15:54

[ TEMATY ]

Jasna Góra

Niedziela

apel

Ks. Jarosław Grabowski

B.M. Sztajner/Niedziela

– Wiara obejmuje zmianę zachowania, a nie tylko powielanie pobożnych praktyk – powiedział ks. Jarosław Grabowski. Redaktor naczelny Tygodnika Katolickiego „Niedziela” poprowadził 28 kwietnia rozważanie podczas Apelu Jasnogórskiego.

– Maryja uczy nas, że wiara to nie tylko ufność, to nie tylko zaufanie Bogu, to nie tylko prosta prośba: Jezu, Ty się tym zajmij. Wiara ogarnia całe życie, by móc je przemienić. To postawa, sposób myślenia i oceniania. Wiara angażuje w sprawy Jezusa i Kościoła – podkreślił ks. Grabowski.

CZYTAJ DALEJ

Francja: siedmiu biskupów pielgrzymuje w intencji powołań

2024-04-29 17:49

[ TEMATY ]

episkopat

Francja

Episkopat Flickr

Biskupi siedmiu francuskich diecezji należących do metropolii Reims rozpoczęli dziś pięciodniową pieszą pielgrzymkę w intencji powołań. Każdy z nich przemierzy terytorium własnej diecezji. W sobotę wszyscy spotkają się w Reims na metropolitalnym dniu powołań.

Biskupi wyszli z różnych miejsc. Abp Éric de Moulins-Beaufort, który jest metropolitą Reims a zarazem przewodniczącym Episkopatu Francji, rozpoczął pielgrzymowanie na granicy z Belgią. Po drodze zatrzyma się u klarysek i karmelitanek, a także w sanktuarium maryjnym w Neuvizy. Liczy, że na trasie pielgrzymki dołączą do niego wierni z poszczególnych parafii. W ten sposób pielgrzymka będzie też okazją dla biskupów, aby spotkać się z mieszkańcami ich diecezji - tłumaczy Bénédicte Cousin, rzecznik archidiecezji Reims. Jednakże głównym celem tej bezprecedensowej inicjatywy jest uwrażliwienie wszystkich wiernych na modlitwę o nowych kapłanów.

CZYTAJ DALEJ

Reklama

Najczęściej czytane

W związku z tym, iż od dnia 25 maja 2018 roku obowiązuje Rozporządzenie Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z dnia 27 kwietnia 2016r. w sprawie ochrony osób fizycznych w związku z przetwarzaniem danych osobowych i w sprawie swobodnego przepływu takich danych oraz uchylenia Dyrektywy 95/46/WE (ogólne rozporządzenie o ochronie danych) uprzejmie Państwa informujemy, iż nasza organizacja, mając szczególnie na względzie bezpieczeństwo danych osobowych, które przetwarza, wdrożyła System Zarządzania Bezpieczeństwem Informacji w rozumieniu odpowiednich polityk ochrony danych (zgodnie z art. 24 ust. 2 przedmiotowego rozporządzenia ogólnego). W celu dochowania należytej staranności w kontekście ochrony danych osobowych, Zarząd Instytutu NIEDZIELA wyznaczył w organizacji Inspektora Ochrony Danych.
Więcej o polityce prywatności czytaj TUTAJ.

Akceptuję