Sposób na małżeński Adwent
Przyzwyczajamy się do siebie
przez tyle lat,
przez tyle imion,
przez „nie przepraszaj”,
przez „nic się nie stało”,
przez „przejdzie,
po prostu mam zły dzień”.
Rutyna wzajemnych odniesień, przewidywalność. Mąż w towarzystwie opowiada ciągle te same dowcipy, żona w każdy wtorek podaje ten sam obiad. Rano pobudka, pospieszne wyjście do pracy; po południu domowa orka, bo znów trzeba odrobić lekcje z dziećmi, ugotować, posprzątać, naprawić, kupić, wynieść, pomalować, przestawić; wieczorem on z nosem w telewizorze, ona na Facebooku (lub na odwrót), „bo o czym tu ze sobą rozmawiać?”. Od czasu do czasu (może coraz częściej) „iskrzy”, kłótnie o byle co lub o sprawy naprawdę ważne; raniące słowa, które trudno przebaczyć i zapomnieć, nakręcająca się spirala wzajemnych pretensji („Bo ty zawsze...!”, „Bo ty nigdy...!”), coraz więcej cichych dni, wkradająca się podstępnie myśl, czy to wszystko ma sens, bo przecież nie tak miało być...
CZYTAJ DALEJ