Ile to się trzeba natrudzić, by uzasadnić swoją niewiarę, a może bardziej - niechęć do Kościoła. Agnieszka Ziółkowska, pierwsza Polka urodzona dzięki metodzie in vitro, w obszernym liście do ks. Wojciecha Lemańskiego, który namawia ją, by pozostała w Kościele, pisze m.in., że jeszcze w tym roku dokona apostazji na znak protestu i „oficjalnego odcięcia się od instytucji, która sama ją zeń wypycha, nie szanuje człowieka, piętnując jej rodziców i ją samą ze względu na sposób, w jaki została poczęta” (określenia ze wspomnianego listu). Wraca pytanie, czy Kościołowi wolno, bez narażania się na takie zarzuty, głosić Boże nauczanie, w tym nauczanie o świętości ludzkiego życia?
Nie ma żadnego przymusu, by tego nauczania słuchać i kierować się nim w życiu. Przykładowo jeśli polscy parlamentarzyści czy ministrowie dojdą do wniosku, że procedurę in vitro trzeba zadekretować ustawowo, zapewnić refundację parom z niej korzystającym, określić, co będzie się działo z zarodkami „zapasowymi” itd., to pewnie podejmą działania legislacyjne. Nie przestaną być z tego powodu parlamentarzystami, a nawet Polakami czy chrześcijanami (jeśli byli ochrzczeni). Co najwyżej zerwą swą więź z Kościołem - podobnie jak w przypadku innych określanych prawem kanonicznym sytuacji. Bo w Kościele naprawdę nie muszą być wszyscy, a tylko ci, którzy chcą w nim być i - choć czasami upadają - przyjmują jego nauczanie.
Pomóż w rozwoju naszego portalu