Reklama

Wywiady

Walczący z wiatrakami

Niedziela Ogólnopolska 6/2014, str. 36-37

[ TEMATY ]

wywiad

polityka

Dominik Różański

Bądź na bieżąco!

Zapisz się do newslettera

WIESŁAWA LEWANDOWSKA: – Walczy Pani z wiatrakami, Pani Poseł, niczym Don Kichot?

ANNA ZALEWSKA: – Walczę z wiatrakami, nie jestem jednak powieściowym bohaterem, który jest nieskuteczny i coś mu się roi. Mam w tej walce już sześcioletnie doświadczenie oraz odpowiednią wiedzę fachową (studia podyplomowe z ochrony środowiska), odbyłam ponad 120 spotkań w całej Polsce, w miejscowościach, gdzie doszło do protestów w związku z lokalizowaniem tam turbin wiatrowych.

– Można powiedzieć, że jest Pani koordynatorką tego obywatelskiego protestu?

Pomóż w rozwoju naszego portalu

Wspieram

– Ja tylko zadbałam o to, żeby ludzie, których warunki życia zostały drastycznie zakłócone, nie byli bezradni, by połączyli się w stowarzyszenia mogące być stroną w konflikcie z niezwykle silnym lobby wiatrakowym, by mogli korzystać ze wsparcia specjalistów. Powstało już ogólnopolskie stowarzyszenie, które w ramach tzw. konsultacji społecznych musi być informowane o poczynaniach rządu w tej sprawie.

– A te poczynania z jakichś dziwnych powodów są raczej nijakie…

Reklama

– Strategiczna ustawa o odnawialnych źródłach energii od dwóch lat jest przesuwana w czasie (miała obowiązywać już w styczniu 2013 r.!). Odpowiedzialne za nią Ministerstwo Gospodarki co miesiąc zapowiada, że za miesiąc dojdzie do jej przedstawienia. Nie dochodzi jednak… Można przypuszczać, że to pod naciskiem lobbystów, którzy dążą do tego, żeby to właśnie energetyka wiatrowa była najlepiej dofinansowana.

– A może rząd uważa, że to energetyka wiatrowa powinna zdominować wszystkie inne źródła energii odnawialnej (OZE) w Polsce, że to ona zapewni nam wymagany przez UE tzw. mix energetyczny?

– Moim zdaniem, w tej sprawie nie widać żadnej koncepcji polskiego rządu. Widać za to agresywne działania lobbystów firm wiatrowych. Odbyły się np. „konsultacje” w Sheratonie, na które firmy zaprosiły przedstawicieli Ministerstwa Gospodarki oraz posłów. Nie słyszałam natomiast, by w ciągu ostatnich lat jakiekolwiek rzeczowe dyskusje na ten temat toczyły się na forum rządowym. Tak jakby nikomu tu nie zależało na sensownym uporządkowaniu przepisów.

– Jak się zdaje, lobby wiatrowe prowadzi też bardzo intensywną „kampanię promocyjną” w terenie...

– To prawda. To lobby jest bardzo bogate, płaci duże pieniądze za opinie prawne, za przygotowanie pozwów przeciw tym mieszkańcom gmin, którzy „nie dopuścili do osiągnięcia przewidywanych dochodów” przez firmy wiatrowe. Stosowane jest zastraszanie oraz prowadzona jest bardzo obłudna promocja farm wiatrowych. Firmy wiatrowe różnymi sposobami docierają do samorządowców; wszystkie opinie sejmików są pisane wyłącznie językiem lobbystów.

– Nie językiem polityki rządu?

Reklama

– No właśnie nie! Zaniechania rządu sprzyjają lobbystom. Jak dotąd rząd nie zlecił żadnych badań, żaden ośrodek naukowy nie pracuje nad określeniem, jaki miks energii odnawialnej byłby najbardziej korzystny i możliwy w polskich warunkach. W przestrzeni medialnej pojawiają się natomiast ekspertyzy ciężko opłacone przez lobbystów, zachwalające Polskę jako kraj wprost wymarzony dla rozwoju energetyki wiatrowej.

– Polska została oceniona jako 10. najbardziej odpowiednie miejsce na świecie do lokowania projektów z zakresu energetyki wiatrowej (Ernst & Young)!

– Rzeczywiście, są tego rodzaju ekspertyzy i są one bardzo na rękę nadmiernie już rozbudowanemu w UE sektorowi energetyki wiatrowej. Na Zachodzie przekonano się już, że energia wiatrowa wcale nie jest najtańsza i najefektywniejsza. Wiele krajów od niej odchodzi i w związku z tym Polska po prostu staje się rynkiem zbytu dla urządzeń, które tam już zdążyły się zamortyzować. W dodatku także w Europie Zachodniej nasilają się protesty przeciwko szkodliwości farm wiatrowych.

– Dlaczego energetyka wiatrowa nie jest dla nas dobra? Dlaczego ludzie protestują?

– Chodzi o dyskomfort mieszkania w pobliżu choćby jednej tylko turbiny wiatrowej (hałas, infradźwięki). Tymczasem lobbyści w Polsce szydzą sobie, że bardziej szkodliwy jest odkurzacz i płacz dziecka… A niektórzy naukowcy wydają ekspertyzy o nieszkodliwości, zasiadając jednocześnie w radach nadzorczych firm wiatrowych! Prosta ustawa PiS – projekt nowelizacji prawa budowlanego i ustawy o planowaniu oraz zagospodarowaniu przestrzennym, złożony w Sejmie w lecie 2012 r., a na początku 2014 r. skierowany do ponownego rozpatrzenia w komisjach sejmowych – oddala elektrownie wiatrowe od siedlisk ludzkich o 3 km.

Reklama

– To zupełnie wykluczy energetykę wiatrową – mówią jej obrońcy.

– Nieprawda. Podobne standardy obowiązują w innych krajach, a w dodatku zaczyna się tam już przechodzić na bezpieczniejsze, tzw. mikroinstalacje (turbiny o mocy do 40 kW). O tym powinna też mówić polska ustawa o odnawialnych źródłach energii, niestety, z niewyjaśnionych powodów wciąż jej nie ma…

– Obecne protesty przeciw wielkim turbinom wiatrowym nie muszą zatem oznaczać wykluczenia ekologicznej energetyki wiatrowej...

Reklama

– Oczywiście! Po pierwsze – wielkie farmy wiatrowe niewiele mają wspólnego z ekologią. A po drugie – w perspektywie najbliższych 7 lat mamy do wydania 60 mld zł na energię odnawialną (z tzw. funduszy spójnościowych). Godząc się na wielkie farmy wiatrowe, sprawiamy, że większość tej sumy wróci do krajów starej piętnastki jako zapłata za niechciane tam już wiatraki. W Polsce potrzebna jest całkiem nowa technologia oraz przepisy pozwalające bezpośrednio mieszkańcom korzystać z funduszy strukturalnych, po to właśnie, aby sami mogli rozwijać energię odnawialną, np. montować małe turbiny wiatrowe albo baterie słoneczne, a przy okazji… likwidować szkodliwe dla zdrowia dachy z eternitu. Niestety, przygotowywana przez rząd ustawa o OZE nie przewiduje preferencji dla małych instalacji. Przeciwnie, proponuje się system aukcji, co oznacza, że wygrywać będą najwięksi inwestorzy, z pewnością nie polscy. Trudno jednak z tym pomysłem nawet dyskutować, gdyż nie został przedłożony do jakiejkolwiek konstruktywnej debaty. Rządowi jakby wcale na tym nie zależało…

– Ponoć eksperci stwierdzili, że w Polsce są dobre warunki klimatyczne do rozwoju energetyki wiatrowej.

– Tak mówią specjaliści często osobiście powiązani z interesami firm wiatrowych, a wystarczy zasięgnąć opinii meteorologów, by się dowiedzieć, że w Polsce wieje zaledwie przez jedną trzecią roku, i to niekoniecznie zgodnie z parametrami wymaganymi w energetyce wiatrowej. Dziś w Rymanowie urywają się kolejne śmigła… Zdecydowanie nie mamy takich warunków, jak w Niemczech czy w Danii – ani wietrznych, ani odległościowych. Polska jest krajem dość równomiernie zasiedlonym, brakuje wielkich bezludnych przestrzeni.

– Dlatego turbiny wiatrowe mogą się dziś pojawiać niemal w każdym dowolnym miejscu?

– I to w najpiękniejszych krajobrazach (Warmia i Mazury, Bieszczady)! Jak najpilniej potrzebna jest zdecydowana polityka państwa. Tymczasem nasze ministerstwa unikają tych ograniczeń, jakie obowiązują przecież w innych krajach UE: u nas każdy może sobie postawić wiatrak choćby na podwórku!

– A może to sposób na wypełnienie unijnych zobowiązań – 15 proc. energii ze źródeł odnawialnych do 2020 r.? Może dlatego rząd nie robi nic, by okiełznać ten niekontrolowany rozwój?

Reklama

– I może dlatego, jak przystało na unijnego prymusa, zadeklarował w swojej polityce energetycznej aż 19,9 proc. z OZE...? Tymczasem warto by się zastanowić, w jaki sposób te dzisiejsze wielkie inwestycje wiatrowe będą współfinansowane po 2020 r. Patrząc w przyszłość energetyczną Polski, należałoby już dziś wybrać takie rozwiązania – mówię o tym od 6 lat – które nie powodowałyby konfliktów społecznych, nie dewastowałyby krajobrazu, nie uszczuplałyby areału dobrej ziemi uprawnej (którą Ministerstwo Rolnictwa beztrosko dziś poddaje odrolnieniu). I wreszcie – by nie gromadziły się góry potencjalnego złomu, z którym kiedyś będą musieli sobie poradzić właściciele działek podpisujący dziś umowy z firmami o posadowieniu wiatraków.

– Mimo protestów, jak Polska długa i szeroka, wieść gminna niesie, że farmy wiatrowe to jednak przede wszystkim złoty interes.

– Rzeczywiście, lobbyści firm wiatrowych są już w każdej polskiej gminie. Sypią groszem, a to na rozmaite imprezy, a to na kawałek drogi, chodnika – aż do momentu uzyskania pożądanych lokalizacji. I wcale nie tak trudno im przekonać ludzi do podpisywania umów na wydzierżawienie terenu, zwłaszcza gdy uda im się – można tu podejrzewać nawet ciężką korupcję – pozyskać wójta, radnych gminy, sołtysa, którzy ignorują obywatelskie sprzeciwy. Protestujących uważa się w takich gminach za ekoterrorystów, a przecież to tylko ludzie walczący o swoje ojcowizny, niedający się przekupić; jednemu ze stowarzyszeń na Kaszubach oferowano milion złotych za odstąpienie od protestu!

– Czy wydzierżawienie terenu firmie wiatrowej rzeczywiście jest tak bardzo opłacalne?

Reklama

– Lobbyści pokazują same zyski – średnio 2 tys. zł miesięcznie za dzierżawę – a ludzie nie zwracają uwagi na to, że podpisują umowę pełną gwiazdek, różnego rodzaju niejasnych sformułowań, nie zabezpieczają się przed bankructwem firmy i nie wiedzą, że będą dostawać swe wypłaty w zależności od tego, jak będzie wiało… Często nie wiedzą też, że jako właściciele działki karnie i cywilnie odpowiadają za to, co się może wydarzyć, np. urwane śmigło poczyni gdzieś zniszczenia, zdarzy się jakikolwiek wypadek.

– Jednak niełatwo dziś ich przekonać, że to nie jest najlepszy interes…

– To prawda. Często zgłaszają się do mnie ci, którzy czują się oszukani, bo w ich wsi miało być 50 umów, a okazało się, że będą tylko 3… Nie rozumieją, że w tym jednym miejscu nie da się postawić aż 50 wiatraków. I co gorsza, nie rozumieją też tego, że przez nich cała wieś będzie miała wielki problem, że ludzie będą się wyprowadzać, a turyści przestaną przyjeżdżać nawet z powodu tych 3 wiatraków. W takim rejonie nie ma już mowy o żadnej agroturystyce.

– Co zyskują gminy?

– Raczej niewiele. Okazuje się, że także dla gmin nie jest to najlepszy interes, np. gminom na Warmii i Mazurach, gdzie ulokowano po kilkanaście wiatraków, zabrano subwencję wyrównawczą i ledwie zdołały wyjść na zero, a w najlepszym razie osiągnęły zaledwie ok. 100 tys. zł dochodu… W Kobylnicy (na Pomorzu) i w Margoninie (w Wielkopolsce), gdzie powstały gigantyczne farmy wiatrowe, ludzie opuszczają swe siedliska, próbują je sprzedać, tyle że teraz za bezcen… Jest to już dziś problem ogólnopolski, obejmuje 500 gmin i dotyczy ok. 2,5 mln ludzi. Lobbyści jednak są niestrudzeni, dobrze wiedzą, że Polska ze swoim chaosem legislacyjnym jest dla nich prawdziwym eldorado.

Reklama

– Dlaczego PiS występuje dziś tak zdecydowanie przeciwko energetyce wiatrowej, skoro – przypominają polityczni konkurenci – w programie wyborczym z 2005 r. opowiada się za promowaniem i wykorzystywaniem odnawialnych źródeł energii w Polsce?

– Powtarzam: nigdy nie byliśmy i nie jesteśmy przeciwni energetyce wiatrowej. Przypominam też, że ustawa o promocji energii odnawialnej w Polsce weszła w życie za rządów SLD, jesienią 2005 r. A następnie, przez półtora roku rządów PiS, problem energii wiatrowej jeszcze niemal nie istniał, nie było na ten temat dyskusji! Dziś uważamy, że Polska powinna sama sobie układać ten wymagany przez UE miks energetyczny, zgodnie z własnym interesem. Jest to o tyle istotne, że w dobie kryzysu kraje UE zaczęły wracać do energetyki węglowej; myśli się o wysokoenergetycznych kotłach, o zabezpieczeniach i technologiach, które pozwolą wychwytywać lub przerabiać szkodliwe substancje. Energia wiatrowa powszechnie została już uznana za zbyt drogą. Tymczasem u nas jest wszystko odwrotnie. PiS sprzeciwia się tak absurdalnej i niezrozumiałej polityce rządu.

– Premier wypowiedział się jednak chyba dość pochlebnie o PiS-owskim pomyśle wprowadzenia ograniczeń lokalizacji turbin wiatrowych… To dobry znak?

Reklama

– Obawiam się, że ma to związek nie tyle z dobrą wolą, co z tegorocznymi wyborami do PE i samorządowymi. W końcu chodzi o poparcie ok. 2,5 mln protestujących, którzy od kilku lat walczą z rządowymi i samorządowymi urzędnikami… Wydaje się, że zarówno ta przychylność premiera, jak i powolność rządowych prac w tej sprawie jest właśnie taką wyborczą pułapką, obietnicą, że kiedyś nastąpią rozsądne regulacje.

– A nie nastąpią?

– Muszą nastąpić, ale raczej nie dzięki temu rządowi, lecz dzięki ludziom walczącym z wiatrakami. To się musi udać, bo Polacy nie są przecież donkiszotami.

* * *

Anna Zalewska – polityk, samorządowiec, posłanka na Sejm VI i VII kadencji (PiS)

2014-02-05 12:12

Oceń: 0 0

Reklama

Wybrane dla Ciebie

Wniosek o samorozwiązanie Sejmu

Niedziela Ogólnopolska 41/2013, str. 36

[ TEMATY ]

polityka

sejm

Krzysztof Białoskórski/sejm.gov.pl

W „Wiadomościach” TVP trwa serial o pedofilii duchownych, prowadzony w stylu marnego tabloidu. Dziennikarze pochylają się z troską nad losem Kościoła, pokazują twarze i nazwiska kapłanów, którzy zostali pomówieni o grzeszne czyny, choć nie zapadły jeszcze prawomocne wyroki w ich sprawie. Niektórzy dziennikarze dali się nawet wciągnąć w próbę zdyskredytowania abp. Henryka Hosera, ordynariusza diecezji warszawsko-praskiej. Podczas rozmowy w TVP Info, mocno dociskano hierarchę, nie przyjmując tłumaczenia, że jeszcze nie zapadł prawomocny wyrok w sądzie powszechnym w tej sprawie, że ten jednorazowy przypadek sprzed 12 lat wydawał się dla Kurii pomówieniem, że jednoznacznie arcybiskup uznał pedofilię za grzech podobny do zdrady Judasza! Po temacie pedofilii główne wydanie „Wiadomości” zawiera kompletną sieczkę informacji o wszystkim i o niczym, aby tylko nie dotknąć prawdziwej sytuacji polskiej gospodarki, stanu państwa, realnego zagrożenia upadku Stoczni Gdańskiej, rozwalania przez rząd polskiego górnictwa czy rosnącego długu publicznego. Nie usłyszymy o tym, że NSZZ „Solidarność” rozpoczął zbieranie podpisów pod obywatelskim wnioskiem o samorozwiązanie Sejmu czy też o tym, że związek przygotowuje obywatelski projekt ustawy o zmianie zasad przeprowadzania referendum ogólnokrajowego, tak, aby to obywatele, a nie politycy mogli decydować, czy referendum się odbędzie. Ciekawostką projektu tej ustawy ma być zapis, aby wszystkie projekty obywatelskie, które spełnią wymogi formalne, nie były odrzucane w pierwszych czytaniach, żeby dać im szanse na prace w komisjach i podkomisjach sejmowych. Taki zapis pozwalałby np. na dalszą pracę nad odrzuconym ostatnio przez Sejm obywatelskim projektem noweli ustawy uszczelniającej ochronę ludzkiego życia. Niestety, głosami posłów PO, SLD, Ruchu Palikota i części PSL odrzucono w pierwszym czytaniu wprowadzenie zakazu aborcji eugenicznej (dającego osobom niepełnosprawnym prawo do narodzin). Co więcej, marszałek Ewa Kopacz zabroniła wnioskodawcom używania w czasie debaty określenia „zabijanie dzieci nienarodzonych”, a sama debata przerodziła się w szatański jazgot polityków będących przeciw życiu, którzy dosłownie prześcigali się w demagogicznych, chamskich wystąpieniach. – Może pani rodzić dzieci upośledzone, jeśli ma pani życzenie – w ten sposób do matki dziecka z zespołem Downa, Kai Godek, która była przedstawicielem wnioskodawców, zwrócił się rozjuszony poseł z Ruchu Palikota. Marszałek Ewa Kopacz nie zareagowała. Kilkakrotnie przerywała Kai Godek wystąpienie, gdy ta nazywała aborcję zabijaniem dzieci. A kiedy na poparcie swoich słów Kaja Godek przytoczyła relacje położnych, z których wynikało, że abortowane, żywe dzieci odkłada się do metalowej miski lub na chustę chirurgiczną, gdzie powoli w męczarniach umierają, rozległy się głosy z lewej strony sali: „Pani kłamie, to bezczelność!”. Tymczasem prawdą jest, że dzieci z aborcji rodzą się żywe i potem umierają poza organizmem matki. W szpitalach nazywa się to fachowo procedurą odstąpienia od reanimacji. Czy taki Sejm, będący przeciw życiu, nie powinien się sam rozwiązać? Samorozwiązania Sejmu, a także obalenia rządu domagali się już wcześniej związkowcy po uchwaleniu ustawy o podniesieniu wieku emerytalnego, a ostatnio po zmianach w kodeksie pracy w ustawie kłamliwie nazywanej ustawą o elastyczności czasu pracy, która w praktyce obniża wynagrodzenia, ogranicza popyt i prowadzi do utraty miejsc pracy. Było o tym głośno podczas wrześniowej manifestacji związkowców w Warszawie. Bez samorozwiązania Sejmu i zmiany rządów będziemy świadkami kolejnych skandali prywatyzacyjnych. Tym razem chodzi o polskiego przewoźnika kolejowego PKP Cargo. Prywatyzacja ma uratować całe PKP, które jest zadłużone na ok. 4 mld zł, stąd rząd PO-PSL wpadł na pomysł wraz z kierownictwem PKP, że sprzedaż 50 proc. udziałów w PKP Cargo przyniesie ok. 2 mld zł. zysku do budżetu (PKP Cargo jest jedyną dochodową spółką kolejową o przychodach rzędu 4,5 mld zł i dającą rocznie blisko 200 mln zł czystego zysku). Mówi się, że do prywatyzacji przewidziana jest także spółka PKP Intercity, stąd zamiar podniesienia ceny poprzez nabycie taboru kolejowego za 5 mld zł (kupiliśmy nowoczesne Pendolino za 2,5 mld zł najprawdopodobniej po to, aby również je sprzedać na pokrycie długów PKP). Przypomina się prywatyzacja Polskich Hut Stali, które tanio sprzedano za wcześniejszy dług, by nic z tego nie mieć. Ktoś zapyta: jak to możliwe, że nasz kraj – nie mając już własnych wielkich przedsiębiorstw, banków, sieci handlowych, firm ubezpieczeniowych, cementowni, a nawet dużych producentów wódki – jeszcze funkcjonuje? Przypadkowo zdradził wszystko Lech Wałęsa, mówiąc o polityce zagranicznej obecnej ekipy: „Chodzi o przyłączenie Polski do Niemiec”. Faktycznie, Niemcom na pewno nie chodzi o to, by upadł zbyt szybko tak ogromny rynek zbytu. W takim razie dla kogo i dlaczego jeszcze pracuje ten Sejm i ten rząd?!
CZYTAJ DALEJ

O Górskiej Drodze Krzyżowej (GDK) na Podhalu: modlitwa towarzysząca wysiłkowi staje się owocniejsza

2025-04-11 08:11

[ TEMATY ]

Wielki Post

ekstremalna Droga Krzyżowa

EDK

Podhale

GDK

Ks. Marek Kordaszewski MIC_Zakopane - Głos z Cyrhli / Facebook

Jeśli podejmiemy trud pójścia razem z Chrystusem przez to życie, nie będzie łatwo, ale widoki, jakie będą nam towarzyszyć i przeżycia na tej drodze są niepowtarzalne - powiedział w rozmowie z Polskifr.fr ks. Marek Kordaszewski MIC, organizator Górskiej Drogi Krzyżowej (GDK) na Wielki Kopieniec (1328 m n.p.m.) w Tatrach.

Marianin ks. Marek Kordaszewski z parafii Miłosierdzia Bożego w Zakopanem-Cyrhli, wspominając początki GDK na jej terenie, wskazał, że „na początku było sceptycznie”, bo z pewnością „łatwiej jest uczestniczyć w drodze krzyżowej, będąc w kościele w ławce”. Przekonywał jednak, że „warto zaryzykować”. Tak trzy lata temu odbyła się pierwsza GDK na Wielki Kopieniec z udziałem ok. 20 osób. Z każdym rokiem przybywa pątników. W roku 2024 uczestniczyło 29, a w tym roku 2025 uczestniczyło 49 osób. „Każdy szedł indywidualnie, w tempie jakim chciał, miał tekst do rozważania lub wsłuchiwał się w audio, które były przekazane z Ekstremalnej Drogi Krzyżowej (EDK) ogólnopolskiej” - opowiedział ks. Marek.
CZYTAJ DALEJ

Dwie debaty w Końskich z udziałem nie wszystkich kandydatów

2025-04-12 07:54

[ TEMATY ]

debata prezydencka

PAP/Adam Kumorowicz

Miała być debata jeden na jeden w Końskich, finalnie odbyły się dwie debaty z udziałem kilku, choć nie wszystkich zarejestrowanych kandydatów na prezydenta.

Debata w Końskich początkowo miała być spotkaniem „jeden na jeden” Rafała Trzaskowskiego (kandydata KO) i Karola Nawrockiego (popieranego przez PiS). Przedstawiciele TVP, TVN i Polsatu informowali, że są gotowi do zorganizowania i transmitowania debaty. Sztab Nawrockiego chciał jednak, by do debaty zostały dopuszczone też inne telewizje. Ponieważ do porozumienia sztabów nie doszło, TV Republika zorganizowała własną debatę na miejskim rynku w Końskich. Trzaskowski podtrzymywał natomiast zaproszenie dla Nawrockiego.
CZYTAJ DALEJ

Reklama

Najczęściej czytane

REKLAMA

W związku z tym, iż od dnia 25 maja 2018 roku obowiązuje Rozporządzenie Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z dnia 27 kwietnia 2016r. w sprawie ochrony osób fizycznych w związku z przetwarzaniem danych osobowych i w sprawie swobodnego przepływu takich danych oraz uchylenia Dyrektywy 95/46/WE (ogólne rozporządzenie o ochronie danych) uprzejmie Państwa informujemy, iż nasza organizacja, mając szczególnie na względzie bezpieczeństwo danych osobowych, które przetwarza, wdrożyła System Zarządzania Bezpieczeństwem Informacji w rozumieniu odpowiednich polityk ochrony danych (zgodnie z art. 24 ust. 2 przedmiotowego rozporządzenia ogólnego). W celu dochowania należytej staranności w kontekście ochrony danych osobowych, Zarząd Instytutu NIEDZIELA wyznaczył w organizacji Inspektora Ochrony Danych.
Więcej o polityce prywatności czytaj TUTAJ.

Akceptuję