Jeffrey Epstein, oskarżony o wykorzystywanie seksualne nieletnich kobiet i prostytucję, popełnił 10 sierpnia br. samobójstwo w więzieniu w Nowym Jorku. W USA sprawa odbiła się szerokim echem, bo chodzi o osobę bardzo znaną w świecie nie tylko finansów, ale także polityki, rozrywki i nauki. W Polsce o aferze Epsteina prawie nie wspomniano, może dlatego, że w naszym kraju pedofile niekapłani, czyli ponad 99 proc. przypadków, nie intersują większości mediów.
System
Reklama
Skandal wybuchł w 2005 r., kiedy matka 14-letniej dziewczyny z Palm Beach złożyła na policji oskarżenie o molestowanie swojej córki przez miliardera. Dochodzenie FBI doprowadziło do zidentyfikowania 5 następnych ofiar pedofila i odkrycia dobrze zorganizowanego systemu prostytucji. Dochodzenie dziennikarskie natomiast, przeprowadzone przez lokalną gazetę „Miami Herald”, ujawniło, że 80 kobiet było nękanych przez finansistę. Jedna z dziewcząt, która odmówiła seksu z Epsteinem, została przez niego zgwałcona – nie poszła na policję po „przeprosinach” w formie tysiąca dolarów w gotówce. Przez lata dziesiątki ofiar milczały w zamian za pieniądze. Według policji, Epstein zwabiał biedne dziewczynki, wykorzystując ich potrzeby finansowe. W 2006 r. policja w Palm Beach wysunęła przeciwko niemu oskarżenia, ale pozostał on praktycznie bezkarny dzięki amerykańskiemu prawu, tzw. non prosecution deal, na mocy którego prokurator zgadza się nie ścigać oskarżonego w zamian za jego zobowiązanie do niepopełnienia przestępstwa powtórnie. Porozumienie z prokuratorem wynegocjował zespół prawników – supergwiazd (najsłynniejszy z nich to Alan Dershowitz, dobry znajomy Epsteina). Prokuratorem Florydy był Alexander Acosta i to on wydał wyrok skazujący Epsteina jedynie na 13 miesięcy więzienia, w procesie, w którym za wykorzystywanie seksualne i gwałty na nieletnich groziła mu kara kilkudziesięciu lat za kratkami. Prawdę mówiąc, kara była symboliczna, bo skazanemu pozwalano spędzać 16 godzin dziennie poza więzieniem. Acosta został następnie ministrem pracy w administracji Donalda Trumpa. Gdy ponownie wybuchł skandal z Epsteinem, w lipcu br. podał się do dymisji.
Pomóż w rozwoju naszego portalu
Główną oskarżycielką Epsteina jest Virginia Roberts Giuffre, która oświadczyła, że była nieletnią „niewolnicą seksualną” i zmuszano ją do współżycia seksualnego z ważnymi osobistościami, znajomymi finansisty, w tym z księciem Yorku Andrzejem, synem królowej Anglii. Książę utrzymywał kontakty z Epsteinem również po wybuchu skandalu.
Potęga mediów
Reklama
Bardzo ważną rolę w skandalu pedofilsko-prostytucyjnym odegrała Ghislaine Maxwell, najmłodsza córka brytyjskiego magnata medialnego Roberta Maxwella. Jej pozycja społeczna wynikała nie tylko z roli jej ojca, ale przede wszystkim z przyjaźni z księciem Andrzejem. Po śmierci ojca Ghislaine przeniosła się do Stanów Zjednoczonych, zamieszkała na Manhattanie i wykorzystawszy swoje znajomości z bogatymi ludźmi, rozpoczęła działalność w sektorze nieruchomości. Tu poznała Epsteina i zaczęła się z nim spotykać. Została jego kochanką, choć ich romantyczne relacje nie trwały długo. I tu stała się rzecz dziwna – gdy Ghislaine odkryła, że człowiek, którego kochała, ma upodobanie do nieletnich dziewcząt, nie zakończyła z nim znajomości, lecz sama zadbała o „dostarczanie” mu ich do towarzystwa. W tym celu zorganizowała całą grupę – w jej skład wchodziły Sarah Kellen, która „zajmowała się listą dziewcząt”, Lesley Groff, która organizowała podróże, oraz Nadia Marcinkova, dawna „niewolnica seksualna”, która została rekruterką. Był to zespół kobiet, które pracowały nad zadowalaniem seksualnych apetytów i perwersji finansisty. Do podróży seksualnych wykorzystywany był również prywatny samolot Epsteina, wielki boeing 727 o znaczącej nazwie – „Lolita Express”. Z tego samego samolotu korzystali jego wpływowi przyjaciele – Bill Clinton podróżował nim 12 razy, m.in. w 2002 r., kiedy to udał się do Afryki, aby wziąć udział w kampanii przeciwko AIDS.
Inny aspekt
Reklama
O życiu seksualnym pedofila Epsteina moża się dowiedzieć z zeznań Virginii Roberts Giuffre, ale chciałbym zwrócić uwagę na inny aspekt osobowości miliardera, o którym możemy przeczytać w artykule opublikowanym 31 lipca w „New York Timesie” o bardzo wymownym tytule: „Jeffrey Epstein miał nadzieję zaszczepić rasę ludzką swoim DNA” („Jeffrey Epstein hoped to seed human race with his DNA”). Okazuje się, że miliarder był przekonany o wyjątkowości swoich genów i marzyło mu się, by przekazać swoje DNA ludzkości. W związku z tym miał niezwykłe marzenie – na swoim ogromnym rancho „Zorro” w stanie Nowy Meksyk chciał zapłodnić 20 kobiet. Te marzenia Epsteina odzwierciedlają jego fascynację transhumanizmem, tzn. nauką „ulepszania” ludzkości za pomocą takich technologii jak inżynieria genetyczna i sztuczna inteligencja. Krytycy uważają transhumanizm za współczesną wersję eugeniki; dyskredytują go jako próbę ulepszania rasy ludzkiej, wyhodowania „nadczłowieka”. Epstein bynajmniej nie krył się ze swoimi przekonaniami i dyskutował na ten temat z grupą wybitnych naukowców, którzy byli gośćmi w jego rezydencjach. Wśród nich znaleźli się: fizyk Murray Gell-Mann (odkrywca kwarka), laureat Nagrody Nobla; fizyk teoretyczny i autor bestsellerów Stephen Hawking (12 stycznia 2015 r. „Daily Telegraph” opublikował zdjęcia zmarłego już fizyka w rezydencji Epsteina na wyspie St. James, jednej z jego dwóch wysp prywatnych, która przejdzie do historii jako „wyspa pedofilii”); paleontolog i biolog ewolucyjny Stephen Jay Gould; neurolog i autor bestsellerów Oliver Sacks; inżynier molekularny George M. Church, który pracował nad „ulepszeniem” genów ludzkich; fizyk teoretyczny Frank Wilczek, laureat Nagrody Nobla. Przynętą dla niektórych naukowców były pieniądze miliardera, którego było stać na finansowanie ich badań i projektów. Dla przykładu – Epstein przeznaczył w 2003 r. 6,5 mln dol. na realizowany na Uniwersytecie Harvarda „The Program for Evolutionary Dynamics”. Niektórzy spośród profesorów przyznali się, że mimo powagi przestępstw seksualnych, których dopuścił się Epstein, perspektywa otrzymania funduszy ich „oślepiła” i skłoniła do brania na poważnie jego pseudonaukowych mrzonek.
O poglądach Epsteina świadczy jego zachowanie na jednym ze spotkań na Harvardzie, podczas którego finansista skrytykował plan ograniczenia głodu na świecie; tłumaczył, że zwiększy to ryzyko przeludnienia na planecie. Pewnie uważał, że dzieci – jeżeli już się rodzą – powinny mieć jego DNA.
Warto opowiedzieć historię Epsteina, by przypomieć wszystkim, że ludzi takich jak on są miliony: w samej tylko Europie ofiarami nadużyć pada ponad 18 mln nieletnich, a za każdym z nich kryje się oprawca; ok. 3 mln ludzi uprawia „turystykę seksualną” do biednych krajów, by wyżywać się seksualnie na dzieciach. Kto o nich pisze? Kto ich ściga? Kto robi o nich reportaże czy filmy? W Polsce są dziennikarze i filmowcy, którzy obłudnie i cynicznie ograniczają dramat pedofilii do nadużyć popełnionych przez kapłanów. Może i tym „selektywnym” obrońcom dzieci warto poradzić, by przestali być zaściankowi i prowincjonalni, a zajęli się takimi przypadkami, jak „sprawa Epsteina”. Wystarczy się skontaktować z dziennikarką „Miami Herald” Julie K. Brown, która zidentyfikowała 80 kobiet molestowanych w młodości przez miliardera – może należałoby nakręcić film z ich świadectwami? Może ci, którzy żądali dymisji polskich biskupów – ba, całego episkopatu – za ukrywanie domniemanych nadużyć kleru na nieletnich, powinni się też zająć profesorami Harvardu, którzy przymykali oko na „słabość” miliardera do dziewczynek w zamian za otrzymywane od niego fundusze? Obawiam się jednak, że tego nie zrobią, bo w przypadku „równiejszych” pedofilów obowiązuje ich zasada: „Tylko nie mów nikomu”.