Oglądałam niedawno amatorski film moich kuzynów z wakacji na Wyspach Kanaryjskich. Hotel wyposażony luksusowo, basen, bary, ogród i rozrywki – opalanie się, tańce, muzyka. Wycieczka autokarowa dookoła wyspy, a z okien autobusu widać też same hotele, bary, baseny, ogrody. I tak przez całe dwa tygodnie: jedzenie, opalanie się, taniec, muzyka, tylko czasem w zmienionej kolejności. Podziwiając wspaniałe świątynie ciał, wspominałam zupełnie inne wakacje...
Lato było wtedy upalne. Leżałam na wodzie, nade mną błękit nieba, przede mną cała wieczność. Obłoki, morze, słońce. I paląca potrzeba zapamiętania tego momentu na całe życie. Prywatna kwatera nad morzem. Przeciekał dach oszklonej werandy, gdzie spałam, i bywało, że na noc przykrywałam się płaszczem przeciwdeszczowym. Toaleta była w podwórku. Chodziłam do niej dla towarzystwa z ciotką. Myłyśmy się w miednicy. Nie pamiętam, by było choćby radio, za to wieczorem pod okna przychodzili miejscowi kawalerowie z harmonią, by wypatrywać gości „z miasta” (ja także byłam obiektem ich westchnień).
Pomóż w rozwoju naszego portalu
Niewinne przedwieczorne spacery po szosie. W remizie na zabawie grała prawdziwa, trzyosobowa orkiestra. Raz na dwa tygodnie przyjeżdżało kino i wtedy do tej samej remizy strażackiej każdy szedł na seans z własnym krzesłem.
A potem – pierwszy wyjazd za granicę. Ciekawość! Zachłanność! Poszukiwania! Osoba, która wracała ze świata, gromadziła rodzinę i przyjaciół. Opowieści słuchało się z wypiekami na twarzy i – zazdrością. A prezenty?! Nawet reklamówki z samolotu miały wielką wartość. Świadczyły przecież o tym, że ten świat istnieje naprawdę. A w tym roku znowu – Chałupy. Co za radość!