Już w pierwotnym Kościele możemy spotkać niechlubne postawy uczniów, którzy nie do końca pojęli przesłanie Pana. Gorszące sceny zostały nawet opisane przez Ewangelistów, a negatywnymi bohaterami tych opisów byli niejednokrotnie sami Apostołowie. Jednym z paradoksów w Kościele jest więc nieodłączne towarzyszenie - świętości i grzechu.
W Ewangelii przypadającej na dzisiejszą niedzielę spotykamy się ze słabością uczniów, którzy zazdrościli innym, że ich wiara była skuteczna, ale także spotykamy Chrystusa, który ma dla nas rozwiązania radykalne. Być może wynikają one ze społecznego znaczenia grzechu, bowiem do indywidualnej tragedii związanej z upadkiem każdego człowieka dochodzi jeszcze element zgorszenia, o którym wspomina dzisiaj Pan Jezus. To oczywiste, że nie należy dosłownie odczytywać nakazów odcinania kończyn czy wydłubywania oczu. Takie sformułowania trzeba raczej wiązać z semickim sposobem wyrażania myśli, który nacechowany jest przesadą, mającą zresztą konkretny cel: Jezusowi chodziło o przekaz sugestywny.
Niewątpliwie jednak w zgorszeniu innych możemy odczytać jakieś wielkie zagrożenie, skoro Pan Jezus podchodzi do tego zagadnienia w tak radykalny sposób. O co więc chodzi w zgorszeniu? Mechanizm zgorszenia doskonale wyraża się przez swoją nazwę. Zgorszyć innych swoim grzechem to nic innego, jak uczynić ludzi gorszymi, ułatwić im decyzję o grzechu swoją słabością. Nikogo chyba nie trzeba przekonywać, jak bardzo niebezpieczne to sidła. Szczególnie gdy grzeszą ludzie powołani do dawania świadectwa. Ich grzech staje się nie tylko skandalem w oczach Kościoła, ale w nie mniejszym stopniu również zachętą: skoro on tak postępuje, to ja także mogę sobie pozwolić na zło.
Oby skutecznym lekarstwem na to ostatnie było odmawianie egzorcyzmu do św. Michała Archanioła, którego 29 września wspominaliśmy w liturgii.
Polecamy
Pomóż w rozwoju naszego portalu